Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michael Jackson - Żywy trup popkultury

Mirosław Miniszewski
"Zapomniany na długie lata, wyśmiewany i wyszydzany, artysta stoczył się do rynsztoka amerykańskiego snu i skończył jako osobliwość - mutant, zmodyfikowana tkanka okrywająca zalęknionego i zagubionego człowieka."
"Zapomniany na długie lata, wyśmiewany i wyszydzany, artysta stoczył się do rynsztoka amerykańskiego snu i skończył jako osobliwość - mutant, zmodyfikowana tkanka okrywająca zalęknionego i zagubionego człowieka." Fot. michaeljackson.com
Ceną za pozorną nieśmiertelność świata estrady jest stanie się trupem za życia. Dlatego Michael Jackson był dla mnie tak odpychający. On nie był do końca żywy, był po prostu "nie-umarły", jeśli wolno tu posłużyć się terminem z horrorów Stephena Kinga.

Nie lubiłem jego muzyki. Przede wszystkim jednak nie trafiało do mnie przesłanie tego piosenkarza, gdyż zdawałem sobie sprawę, że jest on produktem, wytworem systemu, który od zawsze budzi moje obrzydzenie. Tak samo brzydzi mnie atmosfera, jaka zapanowała w ostatnich dniach, dominując nad medialnymi przekazami, odwracając uwagę świata od tragedii w Iranie i innych tragicznych wydarzeń. Jedynie powódź była sprawą, która dostatecznie się przecisnęła na ekrany telewizorów i pierwsze strony gazet w dobie żałoby po "królu", jak go znów zaczęto cynicznie określać.

Symbol epoki

Było w Michaelu Jacksonie coś odpychającego, jakaś estetyczna skaza. Nie miała ona bynajmniej związku z transseksualnym brakiem ostatecznego określenia płci tego piosenkarza, wszak jest wielu takich, co sobie z tym radzą całkiem dobrze. Z Jacksonem problem polegał na tym, że on był w pewnym sensie sztuczny (oczywiście mowa o jego wyglądzie z późniejszego okresu kariery).

Trudno było w nim dostrzec istotę ludzką. Był więc nie tyle pierwszym czarnoskórym artystą, który przełamał na taką skalę rasizm Amerykanów, zyskując ich powszechne uznanie, nie był też pierwszym, któremu udało się stać istotą dwupłciową, androginiczną - był przede wszystkim pierwszym gwiazdorem popkultury zmodyfikowanym medycznie w celu zaspokojenia, po pierwsze, swoich obsesji, po drugie, wykreowania pożądanego wizerunku.

Dlatego słusznie sądzą komentatorzy jego osoby i twórczości, że był zmamieniem pewnej epoki. Tyle że nie była ona związana z trendami w muzyce rozrywkowej, co ze stosunkiem do ludzkiego ciała. Przełamał on bowiem tabu dotyczące pewnych spraw. I tak jak przed jego pojawieniem się niezręcznie było się przyznawać publicznie do operacji plastycznych, tak teraz jest to wręcz konieczne i bez nich trudno zaistnieć w branży rozrywkowej. Tyle że granic wytyczonych przez Jacksona do tej pory nikt inny z artystów popkulturowych nie przekroczył. Chyba tylko Cher jest dostatecznie blisko, co można sądzić po ilości dowcipów, których przedmiotem są kolejne, rzekomo odpadające, części twarzy artystki. Podobne żarty od wielu lat krążyły na temat Jacksona.

To, jak potoczyły się jego losy, i to, jak skończył swoje życie, było wynikiem działania całej szajki sadystycznych i cynicznych producentów i menedżerów show-biznesu. Wyssali oni do końca człowieka pogrążonego w obłędzie, aczkolwiek bardzo utalentowanego, wiecznego chłopca. Zapomniany na długie lata, wyśmiewany i wyszydzany, artysta stoczył się do rynsztoka amerykańskiego snu i skończył jako osobliwość - mutant, zmodyfikowana tkanka okrywająca zalęknionego i zagubionego człowieka. Jego ponowna, pośmiertna i chwilowa sława jest tylko mgnieniem, zakłóceniem w oceanie cynizmu współczesności.

Historia pewnego plakatu

Pamiętam, jak miałem dziesięć lat (był 1983 rok) i w moje ręce wpadł, rzecz jasna przemycony zza żelaznej kurtyny, egzemplarz niemieckiego wydania czasopisma "Bravo". Rzecz absolutnie bezcenna w tamtym czasie. Na rozkładówce był plakat Michaela. Od razu ustaliłem jego czarnorynkową wartość i zabrałem do szkoły w celu przehandlowania go na jakieś cenne dla mnie rzeczy lub po prostu pieniądze.

W klasie wrzało i każdy chciał zobaczyć wizerunek gwiazdora. Podniecenie sięgało zenitu. Przede mną rosły stosy resorówek, plakatów z wizerunkami wokalistów Modern Talking, Sabriny, piłkarzy Bundesligi itp. W pewnym momencie wkroczyła jednak do klasy pani od biologii i siłą wyrwała mi plakat, pytając, kto to jest. Cała klasa zaryczała jednym głosem, wymawiając imię i nazwisko piosenkarza. "A, to ten przerobiony przez chirurgów" - powiedziała i przeprowadziła dla nas krótką pogadankę o tym, czym jest chirurgia plastyczna, przestrzegając przez jej "jakże zgubnymi skutkami".

Plakat odzyskałem. Po tej akcji uznałem jednak, że jego wartość jest większa, niż sądziłem i zabrałem go do domu, z zamiarem przeczekania, aż będę mógł dostać za niego więcej. Potem o nim zapomniałem i został tam aż do zeszłego tygodnia. Akurat w dzień śmierci Jacksona byłem w moim rodzinnym mieście, w domu rodziców. Przypomniałem sobie o tym plakacie. Zszedłem więc do piwnicy poszukać kartonu ze szpargałami z dzieciństwa i znalazłem go wśród innych pamiątek z tamtego czasu, przede wszystkim wśród fotografii Samanthy Fox.

Niestety, tak jak jej wizerunek, utrwalony na kopii wykonanej na zwykłym papierze fotograficznym - co w tamtych latach było powszechną praktyką powielania plakatów z artystami popkultury - oparł się upływowi czasu, ukazując potęgę niemieckiej technologii ORWO (młodzi niech znajdą sobie w Google, co to było), tak plakat gwiazdora po wzięciu do ręki dosłownie rozsypał się w pył.

Tak samo, jak papier użyty do druku popkulturowego czasopisma nie jest prawdziwym papierem i rozpada się zwykle po kilku miesiącach, tak samo sława celebrytów trwa tak długo, jak trzymają "chirurgiczne szwy", trzymające ich ciała w kupie. Swoją drogą, ciekawe, jak się mają obecnie legendarne piersi Samanthy Fox, w które wpatrywaliśmy się z kolegami godzinami, marząc o rzeczach zupełnie niestosownych dla pacholąt...

Popkultura to towar rozpadający się zaraz po zużyciu. Dzisiaj ze sztuką się nie obcuje, lecz konsumuje się ją. Świat połyka wirtualnie wizerunki swoich idoli. Są bożyszczami i wzorcami obowiązującej estetyki. Ich sława przemija jednak wraz z postępującym rozpadem ich sztucznie utrzymywanych w młodzieńczej kondycji ciał. Dlatego Madonna zawsze wygląda jak szczupła osiemnastka, ale tylko w pewnej odległości i coraz częściej przy zastosowaniu filtra zmiękczającego obraz. Z tego samego powodu Michael Jackson przez cały czas swej publicznej działalności jawił się jako chłopiec.

Cenę, jaką zapłacił za to, był rozpad nie tylko jego cielesności i przedwczesna śmierć, ale też destrukcja jego osobowości. Oskarżano go o pedofilię, ale on w istocie był psychicznie rozwinięty w takim samym stopniu, co chłopcy, których jakoby miał zapraszać do swej sypialni. Problem w tym, że w rzeczywistości miał 50 lat, a chciał się bawić z dziećmi... Takiego napięcia między "chłopcem" a starzejącym się mężczyzną nie wytrzymałoby żadne ciało, a co dopiero tak znękane modyfikacjami, jak ciało piosenkarza.

Martwi za życia

Śmierć jest czymś naturalnym. Ale gwiazdy chcą być nieśmiertelne. Do dzisiaj są tacy, co wierzą, że Elvis Presley gdzieś żyje i ma się dobrze. Widok włożonego w worek ciała Michaela Jacksona obiegł cały świat. Wszyscy mogli to zobaczyć i prawdopodobnie zobaczyli. Umarła ikona kultury współczesnej. Jej świat rozsypuje się na naszych oczach, jak stare strony niemieckiego "Bravo", ukryte w piwnicy mego rodzinnego domu. Ten świat jest nierealny. Jest fatamorganą. Wraz ze śmiercią kolejnych zmodyfikowanych medycznie ciał gwiazd popkultury dotrze być może wreszcie do naszej świadomości fakt przeraźliwego ubóstwa i tragizmu epoki, w której przyszło nam żyć.

Gdzie wszystko musi być konsumowane na bieżąco. Gdzie od żywego trupa, jakim był Michael - co miała ujawnić sekcja jego zwłok i przerażające jej wyniki - producenci oczekiwali, że da tego roku w Londynie 50 koncertów! Jego ciało umarło prawdopodobnie już dawno temu. Sztuczny twór, który je zastępował, w końcu też odmówił posłuszeństwa. Michael został skonsumowany i wyciśnięty do ostatniej kropli swej żywotności. Był symbolem naszej epoki o tyle, o ile odzwierciedlał jej prawdziwą kondycję, ukrytą na co dzień za stronicami kolorowych gazet, za błyszczącymi dodatkami do kiczowatej garderoby piosenkarzy; za grubymi warstwami profesjonalnego makijażu, nakładanego coraz grubiej na marszczące się i martwiejące od botoksu twarze celebrytów.

Już za kilka lat, jeszcze za życia fanów kolejnych wschodzących gwiazdeczek współczesnego show-biznesu, wszystko to rozsypie się w pył. Bo przecież sami jesteśmy prochem i pyłem, i nie ma w tym nic nienaturalnego.

Ceną za pozorną nieśmiertelność świata estrady jest stanie się trupem za życia. Dlatego Jackson był dla mnie tak odpychający. On nie był do końca żywy, był po prostu "nie-umarły", jeśli wolno tu posłużyć się terminem z horrorów Stephena Kinga. Symptomatyczne jest tutaj to, że płyta, którą zdobył w 1982 roku prawdziwą sławę i rekord wszech czasów w ilości sprzedanych egzemplarzy, nazywała się "Thriller".

Teledysk do głównego utworu tego albumu to scena z udziałem żywych trupów, powstających z mogił trucheł, które tańczą w rytm piosenki śpiewanej przez Michaela, odgrywającego rolę jednego z nieboszczyków. Longplay ten był najlepiej sprzedającym się produktem wszech czasów. Sprzedano go w ilości 107 milionów egzemplarzy! Jako sztandarowy twór popkultury, jest jej symboliczną reprezentacją. Jako główne dzieło artysty, określiło też jego samego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny