Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miasto po II wojnie światowej

Adam Czesław Dobroński [email protected]
1) Niecodzienna sceneria z dnia ślubu Jerzego, na zapleczu posesji przy ul. Sienkiewicza 116.2) Antonina i Karol Oksiutowie z synami: Zdzisławem w mundurze, Jerzym i najmłodszym Stanisławem3) Po cywilnym potwierdzeniu związku małżeńskiego, 24 października 1961 roku
1) Niecodzienna sceneria z dnia ślubu Jerzego, na zapleczu posesji przy ul. Sienkiewicza 116.2) Antonina i Karol Oksiutowie z synami: Zdzisławem w mundurze, Jerzym i najmłodszym Stanisławem3) Po cywilnym potwierdzeniu związku małżeńskiego, 24 października 1961 roku Archiwum prywatne
Wracamy do zapisków Jerzego Oksiuty. Autor wspomnień podzielił się już z nami wrażeniami ze służby w wojsku pod koniec lat pięćdziesiątych minionego wieku i z przejść wojennych na Pietraszach. Dziś przeniesiemy się w pierwsze lata po przepędzeniu Niemców w trudne początki tzw. demokracji ludowej.

Najpierw dla porządku odtwórzmy kolejne adresy rodziny Oksiutów, co wcale nie jest łatwe. Dom na Pietraszach zgorzał, potem była wędrówka: Szosa Wasilewska 128 (tu 14 lutego 1945 roku urodził się brat Stanisław), letnia kuchnia u cioci Jadwigi Michalczuk przy ul. Krańcowej 24 (Wygoda) i maleńki pokoik komunalny z wnęką kuchenną przy Sienkiewicza 58, razem 20 m kw. Urzędnik miejski radził rodzicom z trójką synów wyjechać na Ziemie Odzyskane, bo tam według niego wolne mieszkania czekały na pogorzelców i repatriantów. Z tej okazji skorzystała rodzina spod Sienkiewicza 116, Oksiutowie zapłacili jej odstępne i zamieszkali w lutym 1946 roku prawie po pańsku, na 50 metrach kwadratowych.

Budynek był drewniany, kryty dachówką, parterowy z poddaszem. Kwaterowało w nim pięć rodzin: Oksiutowie pod jedynką, Chrzanowscy pod dwójką, pani Zofia Rogowska z córką pod trójką, Eulampia Malewicz pod czwórkę i Brzezińscy pod piątką. Palono węglem, ale był prąd elektryczny i woda w rurach, a WC na podwórzu. Ot, jak na Bojarach.

Jak się żyło? Z atrakcjami zgotowanymi przez złośliwe przypadki i wrednych osobników, byle do wiosny, lata i jesieni, a potem Świąt Bożego Narodzenia i coraz dłuższych dni. Mały Jurek zapamiętał wspomniane narodziny brata. Głośne krzyki matki sprawiły, że ojciec zaniósł go do sąsiadki, gdzie mieszkała Kaśka, zwana akuszerką. Kiedy nie mogła skutecznie pomóc położnicy zawołano bardziej doświadczoną panią Kirejczyk. Ta zaczęła od setki pod słoninę, a resztę wódki przeznaczono do celów higienicznych. Udało się, choć po prawdzie to przyszedł na świat trzeci chłopak, a mama marzyła o dziewczynce. Akuszerka położyła niemowlaka na pieluszkach i ratowała panią Oksiutową. Ta, jak trochę nabrała tchu, to zapytała, co z dzieckiem, dlaczego w ogóle nie płacze? Na to akuszerka:

- A co pani Tosia pragnie, aby żyło, przecież wszyscy słyszeli krzyk, że już więcej nie chce mieć dzieci! Nieporozumienie zostało wyjaśnione, pani Kirejczyk wzięła leżące niemowlę, popluskała je po pupce, ciałko z lilowego zrobiło się czerwone i maleńki zaczął wrzeszczeć. Znaczy się zdrowy i chce żyć. Chrzciny Jurek też zapamiętał, bo wujek Janek poczęstował go kieliszkiem słodkiej wódki. Haka wypił i starszy brat Zbyszek. Niestety, chrzestny Stanisław spod Wasilkowa wkrótce zginął. "Wszędzie grasowały głodne, brudne, pijane i zawszone wojska sowieckie". Czy można było polubić takich "wyzwolicieli"?

Ciężko było utrzymać rodzinę w czas okupacji, ciężko i po przejściu frontu. Senior Oksiuta szukał roboty za Białymstokiem, matka też dorabiała handlem. Kupowało się produkty u gospodarzy, sprzedawało na Starym Rynku na Bojarach, gdzie z kolei taniej można było nabyć coś z manufaktury. Dzieci pilnowała ciocia Ola. Oj, był z nią problem, gdy pomyliła ojcowskie flaszeczki stojące w szafeczce przy oknie. Trudno było orzec, czego się przez zagapienie napiła: ziółek na serce, z piołunem na żołądek, czy mikstury od reumatyzmu. Chyba nie leku do nacierania przeziębionych koni, bo to był zajzajer, okrutnie szczypiący. Ciocię Olę odratowali w przychodni przy Sienkiewicza.

To nie było łatwe dzieciństwo, pajdka ze smalcem smakowała nadzwyczajnie, reakcje zwrotne wywoływał tran. Zimą ojciec do rozchlapanych butów syna wkładał z siennika słomę. "Płakałem z bólu, kiedy podczas mrozów trzymałem krzyż w kondukcie żałobnym, a w rękawicach porobiły się dziury. Matka wsadziła potem moje ręce do zimnej wody i zapytała, ile dostałem za ten krzyż. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że 10 złotych. Usłyszałem: To daj mi, jutro kupimy za to chleb. Ojciec słuchał trzasków w eterze, czyli Wolnej Europy, więc wiedzieliśmy, że trzeba uważać na obcych szwendających się w pobliżu.

Siedemnastoletniego Zdzicha Karczmarka przywieźli z Mickiewicza 3 w trumnie, której nie można było otworzyć przed pogrzebem. Wzięli go ci z UB za trefne zdjęcia, które wywieszał na słupach. W szkole nr 5 (dyrektorem był Pawłowski) opowiadali o wielkim Stalinie, przyjacielu Polaków i wszystkich dzieci na świecie, w kościele (katecheta ks. Radziwon) modlono się do tego samego co i przed wojną Pana Boga, w domu jak się zeszli starsi, to szeptali o przeklętych komunistach. Biegać po ulicy i dokazywać nikt nie zakazywał, byle lekcje były odrobione. Na przypadek I Komunii Świętej był przygotowany w domu Oksiutów garnitur uszyty z worka jutowego po wcześniejszym wybawieniu napisów. Trójka budrysów różniła się od siebie wzrostem, więc trzeba było wydłużać i skracać nagawki.

A potem czas przyspieszył, Technikum Elektryczne i praktyka przy elektryfikacji wsi Jagodniki, zaloty do dziewczyn, inne pokusy. Matka miała kłopoty z powykręcanymi od reumatyzmu palcami, ojciec zrezygnował z wypraw na wieś i produkcji wody 70-procentowej. Dom przy Sienkiewicza 116 wrastał w ziemię, dziś nie ma po nim śladu. Dodaję zdjęcia ze ślubu Jerzego i Ireny. Kościelny odbył się 12 listopada 1961 roku, cywilny nieco wcześniej. Na stopniach Teatru Dramatycznego im. A. Węgierski stoją od lewej: matka Antonina, bratowa Emilia (Mila), państwo młodzi zakochani, z tyłu ojciec Karol, a brat Zdzisław patrzy się na szpaki.

Wierzę, że tom wspomnień Jerzego Oksiuty ukaże się niedługo drukiem. Tak mało wiemy o realiach życia pokolenia, które dorastało w trudnych, często dramatycznych latach PRL. Dziś wykreślanych z kart dziejowych z wyjątkiem walki o utrzymanie tożsamości narodowej i wiary oraz martyrologii "wyklętych". Wielkie problemy zostawmy profesjonalnym historykom i życzmy im powodzenia w sformowaniu obiektywnych ocen. Państwa natomiast zachęcam do podzielenia się ówczesnymi wspomnieniami z domu rodzinnego, szkoły i pracy, z podwórek. To bardzo ważne dla opisania życia codziennego w powojennym Białymstoku.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny