Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miasto mało widzące albo dowód, komu w Białymstoku dobrze się żyje

Tomasz Maleta
Urząd Miejski w Białymstoku
Urząd Miejski w Białymstoku Wojciech Wojtkielewicz
Krasnalizm - tak przedsiębiorcy w 2003 roku określali politykę ówczesnych władz Białegostoku.

Rozchodziło się tak na dobrą sprawę o inwestycje wielkopowierzchniowe. To był czas złotej ery jedynego hipermarketu w mieście. Nic dziwnego, że inni chcieli coś też ugryźć. Jak łakomy był to kąsek, najdobitniej widać było przed świętami Bożego Narodzenia. Cały Białystok bawił wówczas w jednym miejscu.

Od tamtej pory upłynęła niemal dekada i prawie wszystko w mieście się zmieniło, ale niektóre relikty ducha krasnalizmu pozostały. Tyle że dziś jego ofiarami padają mieszkańcy, wśród nich drobni przedsiębiorcy. Ostatnio z pawilonów przy PSS Wygoda w rejonie ulicy Wasilkowskiej. Handlowcom za kilka miesięcy skończą się umowy dzierżawy. Miasto natomiast nie planuje ich przedłużać.
- Te obiekty powstały tymczasowo, co miasto przez wiele lat tolerowało - wyjaśniała w "Porannym" Ewa Karpowicz, zastępca dyrektora departamentu skarbu w białostockim magistracie. - Nie ma do nich dojazdu. Dotrzeć tam można tylko pieszo. Poza tym teren, na którym stoją pawilony należy do żłobka i to on powinien objąć zarząd. Nadszedł już czas, żeby te sprawy uporządkować. Nie mamy poczucia, że dzierżawcy zostali zaskoczeni. Mieli dwa lata na to, by przygotować się do sytuacji, kiedy będą musieli oczyścić teren.

W podobnym tonie wypowiadał się także dyrektor ZMK.

- Dalsze prowadzenie działalności w tym miejscu byłoby niemożliwe nawet wtedy, gdyby dyrektor żłobka zdecydowała się teren wydzierżawić - mówił Andrzej Ostrowski. - Tego typu obiektów nie przewiduje bowiem plan zagospodarowania przestrzennego. Ich charakter od początku był tymczasowy.
Przez lata sklepikarze z Wasilkowskiej dbali o powierzony im teren, inwestowali w niego, odprowadzali do kasy miejskiej podatki i co najważniejsze zatrudniali pracowników. To ważne w dzisiejszych czasach, gdy o każdą pracę w Białymstoku jest bardzo trudno. I będzie jeszcze gorzej. Nie prosili o zasiłek opiekę społeczną czy pośredniak. Próbowali, nieraz przy wsparciu rodziny, przetrwać swoimi siłami.Teraz boją się o swoją przyszłość, mają też żal do miasta. I trudno im się dziwić.

Argument urzędników, że pora uporządkować sytuację wydaję się z gruntu rzeczy podszyty ironią. Bo są w mieście tereny, i to w tych reprezentacyjnych dla jego wizerunku miejscach, które wymagają znacznie szybszego uregulowania istniejącego status quo. Do którego zresztą się solennie przyczynili zarówno radni, jak i urzędnicy. Tak jak przy Jurowieckiej, po przeciwnej stronie budującej się galerii na placu Inwalidów. Tu aż się prosi uregulować do zaistniałej sytuacji istniejący plan zagospodarowania. Tyle że od lat nikt z tym nic nie robi i taki stan toleruje.

Zarzut, że do pawilonów przy Wasilkowskiej można dotrzeć pieszo jest tak kuriozalny (nie tylko dla tych, którzy robili w nich zakupy), że trudny do komentowania. Podobnie jak to, że pawilony nie pasują do planu zagospodarowania. Przecież jak kupcy je rozbiorą, to nic w tym miejscu - poza trawnikiem - nie będzie. A i dla żłobka zysk z tej ziemi odzyskanej będzie znikomy. Tu naprawdę, pod tymi kilkoma drzewami, jest miejsce na taki drobny handel. Jak to można przeoczyć uchwalając plan zagospodarowania przestrzennego, doprawdy trudno zrozumieć. Tym bardziej, że trawnik pieniędzy miastu co miesiąc nie przyniesie. Kwoty, które handlowcy odprowadzali do miejskiej kasy zapewne ginęły w dochodach Białegostoku, ale jednak regularnie wpływały. Miasto oczywiście może z nich zrezygnować, ale trudno będzie później urzędnikom argumentować, że zabrakło pieniędzy na akcje prozdrowotne, edukacyjne czy kulturalne. W kontekście przyszłorocznego budżetu, który po pierwszych przymiarkach nie dopinał się o miliony, nie jest to bez znaczenia.

Nie tylko z tego powodu - likwidując akurat te budki - urzędnicy strzelają sobie samobója. Mimochodem obalają bowiem mit Białegostoku jako miasta najszczęśliwszego do życia. To przekonanie, którym uraczono resztę Polski na podstawie różnych sondaży, urosło do rangi absolutu. Ankiety mają jednak to do siebie, że często sprowadzają na manowce. Wystarczy bowiem wskazać jedną dziedzinę, która burzy ten obraz szczęśliwości. I tym jest decyzja o likwidacji pawilonów przy Wasilkowskiej. Zarówno dla tych, którzy w nich pracowali, jaki tych, którzy robili w nich zakupy. Ale także tych, którzy próbują zrozumieć logikę urzędniczą. Przecież te pawilony są na osiedlu znacznie oddalonym od miejsc najczęściej odwiedzanych przez turystów. Tu ontologia ich likwidacji jest zupełnie inna niż to było w przypadku bazaru przy Jurowieckiej, budek przy Lipowej czy z kwiaciarniami nad Białą, które musiały ustąpić - bo zmieni się układ ulic - zajmowane od lat miejsce. I nawet jeśli wielu się z tym nie zgadzało, to nie sposób było odmówić racjonalności urzędniczym argumentów. Nie można jednak tego samego powiedzieć w przypadku eksmisji handlowców z Wasilkowskiej.

Takich cieni pozorowanej szczęśliwości jest znacznie więcej (klikanie, oznakowanie stref parkowania, organizacja ruchu podczas remontów, imprezy w zamkniętych rewirach). Widać je gołym okiem. Szkoda tylko, że nie tym decydenckim. Można rzec: miasto mało widzące. Albo dowód na to, komu w Białymstoku dobrze się żyje.

Może gdyby tak włodarze wspięli się na ten najwyższy poziom i na miasto spojrzeli z dachu magistratu, to łatwiej byłoby im zobaczyć to, co na co dzień nie dostrzegają z ziemi: że Białystok już tak prężnie świtem nie powstaje, a coraz częściej w przedwieczornej ciszy konać zaczyna.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny