Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matki porzucały własne dzieci wprost na ulicę

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Białostockie dzieci ulicy, około 1930 r.
Białostockie dzieci ulicy, około 1930 r. Fot. ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
W 1926 roku wybuchła w Białymstoku afera. Wyszło na jaw, że jeden z lekarzy stosuje zabiegi sterylizacji, zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn.

W okresie międzywojennym aborcja w większości krajów europejskich była zakazana. Jedynie w Związku Radzieckim uznano prawo kobiety do legalnego usunięcia ciąży. Co i rusz pojawiały się nowe metody zapobiegania niechcianemu zapłodnieniu.

Na początku lat 20. za najskuteczniejszą uznano metodę niemieckiego radiologa Alberta Schejnberga. Polegała ona na "naświetlaniu promieniami rentgenowskimi organów rozrodczych kobiety lub mężczyzny, wywołując ich bezpłodność na okres 5-6 miesięcy". Uważano, że zabieg ten nie ma żadnego wpływu na stan zdrowia pacjentów i jeśli ktoś chce, to może stosować naświetlania dalej.

W październiku 1926 r. wybuchła w Białymstoku "sensacja drastyczna". Opinię publiczną zbulwersowała wiadomość, że jeden z białostockich lekarzy (dbający o anonimowość) stosuje zabiegi sterylizacji zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn.

Głos w tej sprawie zabrał doktor Aleksander Gurwicz (czyżby sprawdziło się powiedzenie, że uderz w stół, a nożyce się odezwą?). Był znanym białostockim dermatologiem. Nie przeszkadzało mu to wypowiadać się na tematy radiologii, gdyż sam sprowadził do Białegostoku aparat i w swoim gabinecie na Lipowej 17 naświetleniami leczył choroby skóry.

Gurwicz upatrywał w nowej metodzie zapobiegania ciąży same korzyści. Z racji, że do "zabiegów niedozwolonych nasze białostoczanki uciekają się masowo", to sterylizacja, według niego, przyczynić się mogła do zlikwidowania nielegalnego podziemia aborcyjnego.

Ale okazało się to nieprawdą. Nielegalne gabinety, często urągające najprostszym zasadom higieny, pozbawione opieki lekarskiej, działały w Białymstoku w najlepsze.

Szerokim echem po mieście rozeszła się sprawa pewnej 17-latki, która w 1937 r. zgłosiła się do gabinetu znanego ginekologa dr. Markusa Wajsberga przy Sienkiewicza 12. Dziewczyna była w ciąży. Doktor bez skrupułów dokonał aborcji. Rodzina dziewczyny, gdy zorientowała się, co się stało, powiadomiła policję.

W efekcie Wajsberg stanął przed sądem, ale wielkiej kary za swój karygodny czyn nie otrzymał.

W 1929 r. rozpoczął się wielki strukturalny kryzys gospodarczy. Białystok tonął w nędzy i bezrobociu. Ten stan gospodarki, jak wiadomo, wcale nie wpływa na poniechanie amorów, a ich konsekwencje są łatwe do przewidzenia. W mieście zaczęła rozpowszechniać się, znana i wcześniej, plaga podrzucania noworodków.

Jakież było zdziwienie doktora Samuela Edelsztejna, popularnego w Białymstoku położnika, gdy w jesienny wieczór 1931 r. wracając z domowych wizyt, na schodach kamienicy, w której mieszkał (Kilińskiego 19), ujrzał koszyk, a w nim śpiącą śliczną dziewczynkę.

Doktor, ku zdumieniu małżonki, wkroczył do mieszkania ze zdobyczą. W salonie zbadał dziecko, służącej nakazał zaparzyć rumianku i napoić dziewczynkę, a następnie odwiózł ją dorożką do miejskiej ochronki na Dąbrowskiego, vis a vis budującego się kościoła św. Rocha. Porzucone dzieci znajdowano również wprost na ulicach.

Zdarzały się i bardziej wyrafinowane sposoby pozbycia się niemowlęcia. W maju 1935 r. do stojącej przed dworcem kolejowym młodej kobiety podeszła nieznajoma z maleńkim dzieckiem na ręku. Bez specjalnych ceregieli zwróciła się do czekającej na przyjazd pociągu kobiety: Niech mi pani potrzyma chwileczkę dziecko. Strasznie boli mnie ząb. Skoczę tylko tu obok do sklepu, wypiję wody sodowej, może przestanie.

Zaskoczona kobieta wzięła dziecko od nieznajomej, a wówczas ta jednym susem wskoczyła do autobusu, który właśnie odjeżdżał w kierunku centrum miasta. Oniemiała przymusowa matka, korzystając z pomocy przechodzącego obok mężczyzny, natychmiast wsiadła do taksówki i wszyscy ruszyli w pogoń za autobusem. Ten zatrzymał się na Lipowej, przy kinie Modern. Ścigający zobaczyli, jak wysiada z niego owa chorująca na zęby kobieta i jakby nigdy nic, oglądając witryny sklepowe, powoli ruszyła Lipową.

Całe towarzystwo wyskoczyło więc z taksówki i dziecko wróciło do matki. Czy na długo?

Nie wiadomo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny