Bądki, niewielka wieś w okolicach Kwidzynia. Tu razem z liczną rodziną mieszkała 27-letnia Monika B. Kobieta miała już czworo małych dzieci. Teraz, jak opowiada jej partner, była w ciąży kolejny raz. Miała urodzić za dwa tygodnie.
- Dostałem telefon przed siódmą, że Monika urodziła w piwnicy dziecko. O ósmej byłem już w szpitalu. Gdy spytałem ją, co się stało, powiedziała mi, że w piwnicy dziecko urodziła i chyba nie żyje. Powiedziała mamie, że idzie się załatwić do piwnicy. Gdy się pochyliła, to dziecko wypadło. Jak podniosła to dziecko, to było gdzieś z boku zarysowane - opowiada konkubent Moniki B.
Początkowo kobieta twierdziła, że przedwczesny poród był dla niej zaskoczeniem, a dziecko zmarło, bo uderzyło podczas porodu o podłogę.
- U dziecka stwierdzono złamanie kości czaszki, zarówno z przodu jak i z tyłu. Wskazywałoby to na zadanie ciosów i w obrębie twarzoczaszki, i w obszarze potylicy, co wskazuje, w ocenie prokuratora, na celowe zadanie ciosów przez matkę. Podejrzana przyznała się do zabicia dziecka - mówi Maciej Więckowski z Prokuratury Rejonowej w Kwidzynie.
Monika B. mieszkała ze swoją matką i trójką dorosłych braci. Przed laty Monika i jej rodzeństwo trafili do placówki opiekuńczej ze względu na zaniedbania jej matki. Wszyscy jednak po uzyskaniu pełnoletności wrócili do domu rodzinnego.
- To jest rodzina wielodysfunkcyjna: ubóstwo, alkoholizm, niezaradność, bezrobocie. Jednak nie wnioskowaliśmy do sądu o odebranie Monice B. praw do opieki nad dziećmi. Chcieliśmy dać jej szansę, bo sama miała trudne dzieciństwo. Poza tym sama nie mieszkała, członkowie rodziny zapewniali, że jej pomagają - mówi Bogumiła Plewka, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Gardei.
Dziewięć lat temu Monika B. też była w ciąży, wtedy pojawiły się podejrzenia, że również zabiła swoje dziecko i spaliła je w piecu. Kobieta twierdziła, że poroniła, a martwy płód spaliła. Co prawda śledczy znaleźli piecu spalone szczątki, ale stopień ich rozkładu nie pozwolił nawet na stwierdzenie, czy są to szczątki ludzkie.
- Po tamtej sytuacji Monika B. była przez nas kontrolowana. Następne dzieci rodziła w szpitalu, były uznane przez ojca. Nie zachodziła tu podstawa, żeby jakoś bardzo ją kontrolować i nachodzić. Tym bardziej, że byliśmy bardzo niemile widziani. Ona absolutnie nie dawała sobie bardziej pomóc - mówi Bogumiła Plewka, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Gardei.
Monika B. usłyszała zarzuty zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Czyn ten zagrożony jest karą od 12 lat więzienia do dożywocia włącznie. Biegli psychiatrzy sprawdzą, czy kobieta w chwili popełnienia zarzucanych jej czynów była poczytalna.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?