Mateusz Kowalewicz kocha podróże tak mocno jak piłkę nożną

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Magdalena Kuźmiuk

Mateusz Kowalewicz kocha podróże tak mocno jak piłkę nożną

Magdalena Kuźmiuk

Kiedy były propozycje zagranicznej wymiany uczniowskiej, a potem i studenckiej - był pierwszy. Tak zwiedził m.in. Portugalię i Izrael. Za dwa tygodnie Mateusz Kowalewicz leci do USA na legendarny studencki Camp America. Ale wcześniej - jako wolontariusz FIFA - będzie pomagał przy meczach mistrzostw świata U-20 w piłce nożnej w Gdyni.

Z tymi, którzy - tak jak ja - mają piłkę nożną w sercu dogaduję się momentalnie, choć jadąc na taki mecz jako wolontariusz, nikogo przecież nie znam. Wracam z mnóstwem nowych znajomych - mówi 23-letni Mateusz Kowalewicz.

Dziś student spod Łap wyjeżdża raniutko do Gdyni. Wieczorem jest mecz mistrzostw świata U-20 między Francją a Mali. Mateusz będzie tam wolontariuszem FIFA odpowiedzialnym za bezpieczeństwo. Kolejny mecz - w niedzielę.

- Jak stać się wolontariuszem FIFA? Przez stronę internetową wolontariatu PZPN - mówi z uśmiechem Mateusz - Z racji tego, że mistrzostwa U-20 organizowane są w Polsce, można było poprzez panel na tej stronie zgłosić się do sześciu miast Polski. Ja wysłałem aplikację do Gdyni, ale to było już dawno, bo w październiku ubiegłego roku. Musiałem napisać, czym się zajmuję, co mnie interesuje, dlaczego chcę zostać wolontariuszem, potem była rozmowa na skype. I udało się!

Już wcześniej Mateusz mógł się przekonać jak od kuchni wygląda organizowanie tak prestiżowego meczu. W marcu przygotowywał oprawę spotkania eliminacyjnego EURO 2020 na stadionie PGE Narodowym pomiędzy Polską reprezentacją a Łotwą.

Żeby wszystko tak pięknie wyglądało, przez kilka godzin 20 wolontariuszy na prawie 60 tysiącach krzesełek musiało przygotować białe i czerwone kwadraciki, z których potem kibice ułożyli olbrzymią flagę narodową.

- 1 czerwca będą wyniki rekrutacji na zbliżający się mecz z Izraelem. Oczywiście, że aplikowałem. Chciałbym się dostać, bo połowa chętnych odpada - liczy Mateusz.

Jako wolontariusz tuż przed meczem może wejść na stadionie tam, gdzie zwykłemu kibicowi nie wolno. Posiedzieć na przykład na ławce rezerwowych. Przed meczem z Łotwą wolontariusze musieli skończy zadanie do godz. 17, bo potem na stadion wpuszczani są kibice, a akredytacje wolontariuszy tracą ważność.

- Po przygotowaniu oprawy naszemu koordynatorowi udało się załatwić miejsca na lożach VIP-owskich i mecz obejrzeliśmy obok takich osób jak na przykład Jan Urban, Paweł Janas, Paulina Czarnota-Bojarska z Canal+ - opowiada Mateusz, na którego znajomi mówią „Kowal”.

Przyznaje, że jest wielkim fanem piłki nożnej, chodzi na wszystkie mecze w Białymstoku, zdarza mu się jeździć na niektóre mecze wyjazdowe. Najdalej był w ubiegłym roku w Portugalii na meczu Jagiellonii z Rio Ave, kiedy w Lidze Europy nasi zremisowali 4:4.

- Miałem taką sytuację, że w galerii Alfa spotkałem kiedyś Ivana Runje. To było właśnie przed wyjazdem do Portugalii. Porozmawiałem z nim przez chwilę i się dogadaliśmy, że jeżeli pojadę i będę na meczu, to mi podaruje koszulkę. Oczywiście, zapomniał o tym w tej Portugalii. Ale dał mi do siebie kontakt. Czekałem potem przed stadionem po meczu z Pogonią Szczecin, ale Ivan był wtedy zaaferowany, bo strzelił bramkę na 2:1 i zapomniał. W końcu spotkaliśmy się w Białymstoku - opowiada Mateusz.

Ma też inną anegdotę. Wspomina koszulkę, którą dostał od Mateusza Piątkowskiego. Bo na mecz zrobił transparent. Co napisał? - „Mateusz Piątkowski, daj koszulkę” - śmieje się.

Ostatnio 23-latek zaczął prowadzić podróżniczego bloga - www.kowal-podroznik.pl. Żeby nie było: wstawia tam też artykuły o piłce. - Nigdy w szkole z polskiego nie byłem dobry, mam umysł ścisły, moim atutem była matematyka. Ale jak piszę o czymś, co lubię, to wielka frajda - mówi.

Opisuje swoje wyjazdy. Choćby ubiegłoroczne praktyki w Portugalii, gdzie pracował w agencji nieruchomości sprzedającej luksusowe wille w turystycznym rejonie Algarve.

Miesiąc temu Mateusz brał udział w wyścigu Auto Stop Race - z Wrocławia na grecką wyspę Evia. Ponad 2500 kilometrów. - Zainteresowanie wyścigiem było bardzo duże. W tym roku 1000 miejsc rozeszło się w zaledwie 57 sekund - mówi.

Pojechał z poznaną w sieci dziewczyną. Zajęli 399 miejsce. Podroż trwała 97 godzin i 36 minut. Para, która zwyciężyła, dojechała na metę w ciągu 26 godzin. - To niesamowita przygoda i znów mnóstwo nowych znajomości. Raz do samochodu wzięła nas chorwacka rodzina. Zaprosiła do siebie na noc, nakarmiła. Opowiedziałem im tę anegdotę o Ivanie Runje, który przecież też jest Chorwatem. Okazało się, że nasz gospodarz go zna, bo jak Ivan był młodszy, to grał w jego ulubionej drużynie. Także mieliśmy wspólne tematy. Następnego dnia jego żona wywiozła nas za miasto, przygotowała nam jeszcze śniadanie - wspomina Mateusz.

Gdy dojechali na metę, rzucili się w wir imprez, które odbywały się na specjalnie przygotowanym campingu.

Mateusz znów szykuje się do podróży. Tym razem do Stanów Zjednoczonych. W połowie czerwca leci na 10 tygodni na legendarny Camp America.

- Lecę sam, ale przez internet już poznaję ludzi, którzy lecą ze mną. Umawiamy się na zwiedzanie Zachodniego Wybrzeża - nie może się doczekać Mateusz.

Magdalena Kuźmiuk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.