Kurier Poranny: Jakie są Pana związki z Białymstokiem?
Mark Halpern: Moja matka urodziła się przed wojną w tym mieście. I przed drugą wojną światową wyjechała do USA. Znałem to miasto z opowieści jej i wujków. W 1996 roku po raz pierwszy byłem w Polsce w interesach. I zdecydowałem się przyjechać do Białegostoku, skąd wywodzi się moja rodzina. Przeszedłem się wtedy po raz pierwszy jej śladami w tym mieście.
Potem podczas konferencji w Izraelu usłyszałem o Lucy Lisowskiej, przedstawicielce gminy żydowskiej na Białystok. Nawiązaliśmy kontakt i zaczęliśmy współpracę.
Na czym ona polegała do tej pory?
- Mamy wspólną sprawę, czyli zachowanie pamięci o białostockich Żydach. Przede wszystkim chodzi o cmentarz przy ulicy Wschodniej.
Do Białegostoku trafił grant na odnowienie macew i inne prace na nim. Pieniądze na ten cel przekazali białostoczanie żydowskiego pochodzenia, mieszkający zagranicą.
Wiem, że pomaga Pan też takim osobom w docieraniu do historii ich rodzin.
- Owszem, w ramach fundacji Jewish Records Indexing-Poland. Ma ona również swoją stronę w sieci o tej samej nazwie. Założyliśmy ją w 1995 roku z Michael’em Tobiasem z Glasgow, Steven’em Zedeck’iem, inżynierem z New Hampshire i biznesmenem Stanleyem Diamondem.
Każdy z nich indywidualnie usiłował odszukać dokumenty, dotyczące swoich rodzin. I przekonali się, jak trudno do nich dotrzeć. Postanowili więc stworzyć projekt, który zastąpiłby takie indywidualne poszukiwania i umożliwił dostęp do informacji wszystkim zainteresowanym.
Tak to się zaczęło. A ja jestem koordynatorem tego projektu na Białystok i okolice.
Przez wszystkie te lata udało się nam pomóc dziesiątkom tysięcy ludzi. W tej chwili mamy udostępnionych w sieci około pięć milionów dokumentów.
Tysiące rodzin dzięki nam dotarło za darmo do swoich korzeni. Mamy setki tysięcy przeszukań naszej bazy w ciągu roku. Miesięcznie sześć tysięcy ludzi rejestruje się jako nowi poszukiwacze żydowskich korzeni i większość z nich ma polskie. Tygodniowo zgłaszają się do mnie 3-4 osoby, które związane są z Białymstokiem.
Osobną rzeczą jest strona Bialygen. Grupuje ona osoby, poszukujące swoich korzeni rodzinnych w Białymstoku i okolicach i pragnące przekazać te historie i wspomnienia następnym pokoleniom.
Jak udało się zgromadzić tyle dokumentów w jednej bazie?
- Podpisaliśmy umowę z polskimi archiwami państwowymi, które udostępniają nam na jej mocy swoje zasoby. Zasada jest taka, że dokumenty muszą mieć co najmniej sto lat, dlatego w tej chwili prowadzimy ich rejestr do 1912 roku. Chodzi o informacje typu akty urodzenia, małżeństwa, zgonów czy rozwodów.
Za symboliczną opłatę kupujemy też mikrofilmy dokumentów, pochodzących z bibliotek mormońskich. Ponieważ oni jako pierwsi zaczęli to robić i mają ich bardzo dużo. Przy okazji tej wizyty spotykam się także z dyrektorem białostockiego archiwum. Będziemy rozmawiać o kontynuacji współpracy. Mam też nadzieję, że znajdę również jakieś nowe źródła informacji.
Nawiązaliśmy też współpracę z Muzeum Historii Żydów Polskich.
A co Pan sądzi o idei powstania Muzeum Historii Żydów Białostockich?
- To wspaniały pomysł. Bardzo chciałbym, aby tu powstało. I szukam ludzi, którzy byliby zainteresowani wsparciem tego pomysłu. Uważam, że tego typu instytucja jest bardzo ważna i potrzebna w Białymstoku.
Jakie są dalsze plany współpracy z Białymstokiem?
- Na pewno przyjadę razem z żoną i innymi gośćmi z USA na przyszłoroczny festiwal Zachor. Obecnie prowadzę rozmowy z artystami amerykańskimi, między innymi muzykiem z zespołu Manhattan Transfer i amerykańskim kantorem, aby wystąpili podczas przyszłorocznej edycji tej bardzo ciekawej i wartościowej imprezy.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?