Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Twardowski, kajakarz, z Szeged przywiózł złoty medal

Anna Kopeć
Tak cieszył się ze zwycięstwa Marek Twardowski
Tak cieszył się ze zwycięstwa Marek Twardowski
Jeszcze dwa lata temu lekarze zawyrokowali: koniec z kajakami. Mimo to Marek Twardowski - jeden z najbardziej utytułowanych polskich kajakarzy - nie poddał się chorobie i z mistrzostw świata w wyścigu na 500 metrów w węgierskim Szeged przywiózł złoty medal . Już trzeci w swojej karierze sportowej.

To co czuje się, wchodząc na podium jest nie do opisania. Euforia miesza się z uczuciem ulgi, wzruszeniem i niebywałą dumą. Hymn państwowy brzmi wtedy zupełnie inaczej, grają go dla mistrza - mówi Marek Twardowski.

Hymn państwowy usłyszał już po raz siódmy. W minioną sobotę Marek Twardowski na mistrzostwach świata w węgierskim Szeged zdobył to, co wydawało się nieosiągalne - złoty medal kajakarskich mistrzostw świata w wyścigu na 500 metrów. Do mistrzostw przygotowywał się poza kadrą narodową. 31-letni Polak pokonał rywali zza wschodniej granicy - Białorusina Pawła Miadzwiedziaua oraz Rosjanina Jurija Postrygaja.

- Już w półfinale czułem się mocny, płynąłem z rezerwą - opowiada. - W finale ruszyłem ostro i nie oglądałem się na przeciwników.

Można powiedzieć, że tor w Szeged dla Twardowskiego jest szczęśliwy, to tu pięć lat temu polski zawodnik został po raz pierwszy w karierze mistrzem świata w tej samej konkurencji. Wcześniej, w 1999 roku, z Adamem Wysockim sięgnął po złoto w Mediolanie w K-2 na 500 metrów. W mistrzostwach świata zdobył już 16 medali. Na czym polega jego sukces?

- W kajakarstwie jest to wielka składnia kilku czynników. Trzeba umieć połączyć talent, technikę, systematyczną pracę i wiarę w siebie - podkreśla Marek Twardowski. - To wszystko jednak nie miałoby żadnej wartości bez dobrego trenera. Ja miałem szczęście do prawdziwego fachowca. To właśnie Andrzej Siemion jest największym moim mobilizatorem.
Kajakarz przyznaje, że doping jest niesłychanie ważny, zwłaszcza w tak trudnej sytuacji w jakiej on się znalazł. Aż dwa sezony dochodził do siebie po ciężkiej chorobie. W mistrzostwach kibicowała mu cała rodzina, przyjaciele.

- Od początku wierzyłem, że Marka stać na zwycięstwo, nie raz powtarzałem, że jego czas jeszcze wróci i będzie jeszcze silniejszy, musi tylko w to uwierzyć - mówi Tadeusz Twardowski, straszy brat kajakarza. - Kiedy oglądałem finał, modliłem się o to do Boga by szczęście, które jest też potrzebne w sporcie, w tym czasie sprzyjało Markowi. Kiedy płynął, to już wiedziałem, że zdobędzie swoje i nikt mu tego nie odbierze. Nie pomyliłem się. Ze łzami radości przepłynąłem z nim linię mety i przeżywałem to tak samo mocno, jak on tam na miejscu.

Marek Twardowski jest jednym z najbardziej utytułowanych polskich kajakarzy. Przez większą część kariery związany był z augustowską Spartą. Od tego roku reprezentuje nowy klub - Cresovię Białystok. Kajakarzem został przypadkiem. Przypadek mógł też sprawić, że z życiową pasją mógłby się pożegnać. W świecie sportu mówi się o nim "Twardy", ten pseudonim zawdzięcza nie tylko nazwisku. Na swoim koncie ma bardzo ważne zwycięstwo - pokonał groźną chorobę, która mogła zupełnie wykluczyć go ze sportowej rywalizacji, i to w momencie kiedy był u szczytu sławy. Choć lekarze mówili, żeby zapomniał o powrocie na wodę, on nie ani przez moment nie miał takich wątpliwości. Latem 2009 roku doznał skrętu jelit - niezwykle rzadkiego schorzenia, które powoduje niedrożność jelit i może prowadzić do utraty sprawności. Dwie operacje, rozpruty brzuch, prawie dwa metry wyciętych jelit, 40 szwów. W szpitalu przeleżał prawie dwa miesiące, schudł ponad 20 kg.

- Najgorsza była diagnoza lekarzy, mówili krótko: koniec z kajakami, nie ma powrotu do sportu. Miałem rozcięty brzuch, gorsze przyswajanie pokarmów, osłabione mięśnie - wspomina sportowiec. - Pomyślałem, że nie może się to tak skończyć, że jeszcze nie teraz. Niech mnie pokona zawodnik, a nie choroba.

Tragiczna sytuacja nie załamała go. Nie poddał się. Chorobę potraktował jak sportowego rywala. Doszedł do siebie i ponownie wsiadł do kajaka. W Szegedzie udowodnił, że stać go na rywalizację na najwyższym poziomie. W dorobku mistrza świata brakuje tylko olimpijskiego złota. Chce je zdobyć w przyszłym roku, na olimpiadzie w Londynie na dystansie 200 metrów.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny