Bohater tej książki- Rysiek Lewandowski to chłopak z warszawskiego Marymontu. Dzielnica to niezwykle biedna, zatopiona w błocie, pozbawiona prądu, za to pełna chorób, nędzy i przemocy. Co ciekawe, w 1954 roku, kiedy Hłasko za zaliczkę z Iskier brał się do pisania, dzielnica w kształcie, w jakim znalazła się na kartach powieści, już nie istniała. 19-letni początkujący pisarz pierwszy i chyba ostatni raz w życiu przygotował się do tworzenia powieści, spędzając czas w bibliotekach i archiwach. I zaczął swoją pracę oszałamiająco. Wzorując się na książkach z dwudziestolecia międzywojennego ze sławnymi losami Kamila Kuranta na czele zanurza się w dzielnicę biedoty od palców u nóg wystających z dziurawych butów utaplanych w błocie po czubek głowy, z włosami wytarganymi przez nauczycieli i granatowych policjantów. Przekonuje każdym słowem, celną metaforą, językiem ulicy, rzuconym przekleństwem. Opisuje dziecinne rozrywki, mieszkańców – złodziei, inwalidów, bezrobotnych, ale także szpicli i komunistów. Ma też swojego idola znanego z kina – dzielnego kowboja, do którego chce się upodobnić.
Lewandowskiemu nie brak odwagi w psoceniu, nie brak siły w bójkach, wszak chciałby być tak potężny jak największy bandzior i złodziej na dzielnicy. Ale nie umie ukraść nawet pary butów. Sceny, kiedy poszukuje „skoków”, by z umierającym na gruźlicę kolegą z podstawówki po raz ostatni spojrzeć na nowe domy wznoszone na Żoliborzu wycisną łzy u największych twardzieli. Może też poruszą admiratorów II RP, którzy zapominają, że oprócz ułanów i dworków, wiele osób przymierało głodem, a dzieciaki zimą nie chodziły do szkoły, z prostego braku w miarę całego obuwia. Tu najpiękniej objawia się literacki talent Hłaski połączony z myśleniem bliskim Żeromskiemu i mrocznymi opisami rodem z Dostojewskiego. Tworzący osobny, unikalny język, młodego, myślącego człowieka. W miarę lektury można wyczuć, że nastoletni pisarz z czasem stracił zapał do własnego dzieła. Kiedy gnębiący wcześniej biedniejszych Lewandoszczak przystaje do komunistycznego strajku w fabryce, a na portrecie pojawia się Stalin – siła prozy słabnie, a autor balansuje na cienkiej linie politycznej kpiny. Pisarsko ledwie na granicy poprawności.
Wielbiciele Hłaski tę książkę kupią w ciemno. Ale „Wilk” potrafi momentami naprawdę zachwycić. Plastyka opisów i mięsistość marymonckich dialogów działają z siłą równą najwybitniejszym filmom paradokumentalnym.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?