Miasto Kobiet: Jakie kobiety lubisz: brunetki, blondynki?...
Marcin Miller: Na te tematy ciężko ze mną porozmawiać. Jestem mężczyzną żonatym, więc dla mnie ideałem jest moja żona.
Szanujesz kobiety?
- No jasne. Każdy mężczyzna powinien szanować kobiety. Jest nawet takie powiedzenie, że kobiety nawet kaktusem nie można uderzyć.
Moja babcia mówiła, że kwiatkiem...
- Ale kaktusem też można.
Ale mimo to namawiasz w jednej z piosenek, żeby "brać wszystko, co się rusza i na drzewo nie ucieka". Nazywasz w niej kobiety świniami...
- Świnkami!
OK. A z drugiej strony, piszesz romantyczne piosenki.
- Jestem artystą komercyjnym. I tego się nie wstydzę. Staram się tworzyć dla ludzi w wieku od lat pięciu do stu pięciu. Nie będę pisał tylko i wyłącznie ballad, żeby rozkochiwać w sobie dziewczęta. Piszę teksty, żeby ludzie się bawili. Notabene - przy piosence, która wzbudza największe kontrowersje, ludzie bawią się najlepiej.
Masz wiele fanek. Przychodzą na koncerty, piszczą, wyciągają ręce. Właściwie są gotowe na wszystko. Jak sobie z tym radzisz?
- Sam kiedyś słuchałem Bajmu, Lady Pank, Bad Boys Blue czy Modern Talking. A teraz występuję z nimi na tej samej scenie. I sobie myślę: jaki ten świat jest mały, jak dziwnie porąbany. Kiedyś marzyłem o spotkaniu z tymi ludźmi, a teraz mogę pionę z nimi przybić. Dlatego rozumiem nasze fanki. Myślą, że nigdy nie spotkają żadnej gwiazdy, a tu wychodzi normalny facet, rozdaje autografy, pozuje do zdjęć, obejmuje. I to są emocje, drżenie w człowieku. I tyle. Dziewczyna wtedy piszczy. A facet płacze.
Ale przyznawałeś w wywiadach, że zdarzało Ci się wykorzystać sytuację i zdradzić żonę.
- Raz: nigdy nie zdradziłem żony. Dwa: nigdy się do tego nie przyznałem. Trzy: to kaczki dziennikarskie. A cztery: samo życie. I no comments.
Jednak w Internecie, kolorowej prasie są różne plotki o Tobie...
- Ja już słyszałem, że z Dodą się cyknąłem nawet.
No właśnie. Co na to wszystko Twoi synowie? Tłumaczysz im, że to tylko plotki?
- Moje dzieci są na lajcie. Nie biorą tego do głowy. Pokazują mi czasem stronę internetową: Tato, zobacz. Czytam to. I tyle. Nic im nie tłumaczyłem - sami do tego dorośli. Są nawet takie momenty, kiedy syn przychodzi i mówi: Tata, idź porozmawiaj z mamą, bo nie można się z nią dogadać. Ja jej nic nie zrobiłem, Adrian jej nic nie zrobił, więc ty coś musiałeś nabroić.
A jak było w domu Wielkiego Brata? Były trudne momenty?
- Ja jestem z natury leniem. Żona mnie wychowała, że przyjeżdżam do domu, mam wyprane, ugotowane. Tam przyjechałem i co? Trzeba samemu wszystko robić. A jak się ma dwie lewe ręce? Ale później fajnie się zorganizowaliśmy: dziewczyny gotowały, chłopaki prali, a ja z Gulczasem siedziałem.
Jaka jest naprawdę Jola Rutowicz, gwiazda "Big Brothera"?
- Bardzo miła. Bardzo w porządku. Ja do niej nic nie mam. Na początku może i myślała, że da radę po nas pojechać, że ona będzie największą gwiazdą.
Nie wiem, trudno mi oceniać jej charakter. Mam z nią bardzo dobry kontakt. Zespołowi też się spodobała.
Dużo koncertujesz, jak masz przerwę, to zamykasz się na parę tygodni w domu Wielkiego Brata. Gdzie czas na życie prywatne, rodzinę?
- Mam tak poukładane życie rodzinne, tak dogadane z żoną, że ona to wszystko rozumie. Czasem na pewno nie wytrzymuje. Zwłaszcza jak mąż przyjeżdża spruty, nie chce się odzywać, bo już tak się nachlapał jęzorem na scenie, że ma dość i się do nikogo nie odzywa. Ale żona to jest żona.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?