Marcin Kącki to dziennikarz, który zasłynął z dociekliwości i obnażania niewygodnych prawd. Od pedofilii w chórze Polskie Słowiki po biografię Andrzeja Leppera. Wraz ze współpracownikami „Gazety Wyborczej” stworzył, na niespotykaną w prowokacji dziennikarskiej skalę, uczelnię wyższą o nazwie Akademia Komunikacji Społecznej, zaś pisząc o Białymstoku przekonywał, kto według niego rządzi miastem. „Fak maj lajf” anonsowana jest jako pierwsza powieść reportera śledczego.
W swojej książce Marcin Kącki kpi przede wszystkim ze świata celebrytów, polityków i mediów. Właściwie pracę tabloidu poznajemy od wewnątrz. Ustawianie zdjęć, chęć kompromitacji sławnych osób, a także rankingi popularności gwiazd i gwiazdeczek na zmianę z badaniami popularności polityków. Wśród bohaterów będą prowincjonalne cichodajki marzące o karierze pogodynek, a na razie oferujące seks znanym z ekranów, by paparazzi mogli zrobić kompromitujące zdjęcia, dyżurny homoseksualista z wojskowej rzecz jasna familii, działający na tej samej zasadzie co wspomniane prowincjonalne gąski, specjalista od wizerunku a nawet premier. Wszyscy umoczeni są we wszelakie skandale. Czytelnik może znaleźć się na kolegium redakcyjnym, poznać kulisy powstawania zmyślonych artykułów, ale przede wszystkim nurzać się w rynsztoku, szczęściem bez rynsztokowej mowy. Wszystko to można było przeczytać w bardziej surowej formie choćby w książce Tomasza Potkaja „Paparuchy kontra ryje. Celebryci made in Poland”.
Bogatszy o doświadczenie dziennikarskich prowokacji Marcin Kącki z zapałem opisuje, jak z gangstera i narkomana można wykreować przy pomocy facebooka i popularnego programu publicystycznego bohatera młodzieżowej rewolty, ściągnąć pieniądze i pomyśleć o wielkiej polityce. Jest też pomysł na walkę z tabloidyzacją o genialnej nazwie strony upolujgnoja.pl. O co chodzi? Można się domyślić, ale właśnie ten motyw posłużył autorowi do dotknięcia problemu kreowania świata przez żądne krwi i walczące o nakład tabloidy. Gdzieś w tle czai się pytanie o moralność, w wywiadach autor wspomina o aferze z senatorem Krzysztofem Piesiewiczem, ale trzeba być doprawdy wytrawnym znawcą kulisów warszawskich salonów, by to wszystko pojąć.
Po co zatem jest książka? Z pewnością sam autor bawił się przednio. Cięty język służący do opisania świata mediów, wymyślanie tytułów nieistniejących periodyków i programów, opisywanie mizdrzenia się celebrytów do mediów i płacenia za wszystko z pewnością nie sprawiło mu kłopotu. Tylko – po co o tym czytać? Nie wierzę, że czytelnicy prasy brukowej rzucą się do księgarń, w poszukiwaniu prawdy o swoich tytułach, inni raczej te „oczywiste oczywistości” współczesnych mediów zdążyli pojąć. Uśmiać się przy tej lekturze można naprawdę zdrowo, na pewno powinni ją przeczytać maturzyści myślący o studiowaniu dziennikarstwa, choć nie sądzę, by w czasach internetu byli aż tak naiwni.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?