Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Daniec: W Białymstoku dam z siebie więcej niż wszystko!

Anna Kopeć [email protected]
Marcin Daniec
Marcin Daniec Andrzej Banaś
Po Euro 2016 nie ma mowy o dworowaniu z polskich piłkarzy. W kabarecie nie ma miejsca dla... mistrzów. W kabarecie mówi się tylko o nieudacznikach - tłumaczy Marcin Daniec, który już we wrześniu będzie bawił białostoczan

Satyryk to specyficzna profesja. Bardziej zawód czy powołanie?

Często dziennikarze współczują nam niełatwego życia związanego z ciągłymi występami, wyjazdami, życiem z dala od domu. Ja natomiast współczuję kierownikom pociągów, pilotom, lekarzom, którzy pracują na nocnych dyżurach. Każdy zawód ma swoje plusy i minusy. Żeby wykonywać go profesjonalnie, trzeba mieć jakiś rodzaj powołania. Nie ma szkół, które uczą poczucia humoru.

Właśnie. Można w jakiś sposób wytrenować umiejętność rozśmieszania ludzi?

To pytanie zmusza mnie do pewnej nieskromności. Będę musiał zgodzić się z panią, że faktycznie to poczucie humoru mam. (śmiech). Trzeba mieć w sobie wrodzoną umiejętność zderzania ze sobą faktów zasługujących na sparodiowanie. Następnie trzeba przedstawić to widzom, którzy... doskonale wszystko wiedzą, ale trzeba to zrobić w nietuzinkowej formie. Po większości swoich puent zauważam na widowni, jak żona do męża lub odwrotnie mówi „no pewnie, że tak jest”. Natomiast jeśli chodzi o sprawy polityczne, to tu się pojawia pewien problem. Nie mam w sobie poczucia ogromnej misji posłanniczej i nie bardzo nawet wierzę, że satyryk może w jakiś sposób wpłynąć na sympatie polityczne. Nie sądzę, by po występie ludzie zmieniali swoje poglądy i partię, na którą głosowali. Natomiast uważam, że trzeba komentować na scenie poczynania „panów z góry”...

Łatwiej się żartuje z polityki niż życia codziennego?

Z każdej dziedziny jest trudno, jeśli chcemy być subtelni i delikatni. Ponieważ jestem dojrzałym facetem, nie „szarżuję” i opowiadając o kimś, nigdy nie używam jego nazwiska. Poza tym mówię to w taki sposób, że nawet gdyby ten ktoś był na widowni, to nie tyle, że by się nie obraził, to jeszcze mógłby przyjść do mojej garderoby. Takiego dystansu nabiera się z wiekiem. Unikam nachalnej parodii!

Zatem pytanie o to, czy łatwiej żartuje się z obecnego czy poprzedniego rządu jest nietrafione.

Moja publiczność najbardziej lubi, kiedy mówię o obyczajowych sytuacjach: on, ona, mąż, żona, Pusia, Niuniuś. Z polityki publiczność równie ochoczo się śmieje. Mam pewne szyfry, które widzowie doskonale odgadują : „piękny wujcio Alek”, „Donaldinio”, „Prezes”, „syrenka warszawska Hania”... Uważam, że artysta musi być obiektywny i sprawiedliwy! Dlatego każdemu rządowi i większości politykom wytykałem wszystkie „potknięcia”. Publiczność chętnie śmieje się też z brata, szwagra, sąsiada i księdza. Z samych siebie znacznie rzadziej...

Mamy z tym problem?

Problemem tego bym nie nazwał, ale każdy woli ponabijać się z kogoś innego niż z siebie. Nieskromnie powiem, że mam w sobie ogromną porcję autoironii i nigdy nie robię programu o was, tylko o nas. Wystarczy, że artysta stoi metr ponad głowami widzów. Jeśli dodać do tego jeszcze jakieś cedzenie, to to już jest jakaś katastrofa.

A istnieją dla Pana jakieś tematy tabu?

Kiedy wydarzyła się katastrofa w Katowicach, kiedy zwały śniegu urwały sufit w budynku, gdzie odbywała się wystawa gołębi, odwołałem swój występ, który mógł się odbyć, bo żałoba narodowa została ogłoszona na drugi dzień. Publiczność znakomicie to odebrała. Kiedyś też, po powodzi, nazbierałem mnóstwo cennych pamiątek i zrobiliśmy licytację zamiast kabaretowego show. To były cudne chwile. Występ zaplanowany, bilety wyprzedane i moją jednoosobową decyzją koncerty były odwoływane. Nikt nie zwrócił biletu! Występy odbyły się w innych terminach. Po śmierci Jana Pawła II, świadomie zrobiłem sobie dwutygodniową przerwę w występach.

Pytanie było o tabu, więc muszę przyznać, że postanowiłem kiedyś, iż nigdy nie będę żartował z Pana Boga. Żadnego! Co to w ogóle za pomysł żeby ranić uczucia religijne, żeby śmiać się z obiektu kultu poszczególnych ludzi na całym świecie? Nawet jeśli wiem, że podczas mojego recitalu w Copernicus Center w Chicago nie będzie ani muzułmanina, ani Żyda, nie pozwalam sobie na żarty o ich religiach! Nie dowcipkuje się także z chorób, kalectwa i ze śmierci. Natomiast na reszcie nie zostawiam suchej nitki, ale w formie eleganckiego pastiszu.

Wielu kabareciarzy powiedziało otwarcie, że dopóki dyrektorem Telewizji Polskiej jest Jacek Kurski, to nie zdecydują się na występ w tym medium. Pan również?

Mam wygodną sytuację. Nie biegam z chorągiewką na znak protestu. Nikt z Telewizji Polskiej do mnie nie dzwoni i mam z tym święty spokój. Na półce mam statuetki czterech Telekamer, pięciu Meloników Charliego z Festiwalu Dobrego Humoru w Gdańsku, dwóch „Karolinek” na Festiwalu w Opolu, nagrodę Satyryka Wszech Czasów. Kiedy na 50. Festiwalu w Opolu dostałem nagrodę Ikona Festiwalu, pomyślałem przez chwilę, że już nikt do mnie nie zadzwoni...

Tak się stało?

Nawet za bardzo się nad tym nie zastanawiam. Od wielu lat pojawiałem się w telewizji dwa, trzy razy w roku. Ilość powtórek sprawiała wrażenie, że tego Dańca jest tak dużo. Okazuje się, że te powtórki były i są tylko... na życzenie widzów. Występuję na festiwalach: Sopot-Hit Festival i w Opolu oraz na zakończenie sezonu na Kadzielni w Kielcach. Poza tym warto wiedzieć, że od 10 lat zawsze wcześniej musiałem napisać to, co będę mówił widowni.

Skoro jesteśmy przy dylematach moralnych to chciałabym zapytać o ważną w Pańskim życiu piłkę nożną. Jest Pan zagorzałym kibicem, ale też satyrykiem, który nie odmawiał sobie żartów na temat polskiej reprezentacji. Czy po ostatnich występach polskich piłkarzy na mistrzostwach Europy wypada się z nich naśmiewać?

Gdybym usłyszał to pytanie z ust mężczyzny to od razu bym odpowiedział. Ale ponieważ pyta mnie kobieta, muszę powiedzieć, że jestem zachwycony, że to właśnie dziennikarka odkryła moją tajemnicę. Po Euro 2016 nie ma mowy o dworowaniu z polskich piłkarzy. W kabarecie nie ma miejsca dla... mistrzów. W kabarecie mówi się tylko o nieudacznikach. Kiedy wszyscy w Polsce oglądali skoki narciarskie z udziałem Adama Małysza mogłem mówić tylko o „Kasaiach i Ahonenach”, którzy jedli same bułki, a Małysz jadł szynkę i kawiory. Dla niego też nie było miejsca w kabarecie. Jedyne na co sobie pozwalałem, to drobne uszczypliwości, że jak zakwestionowali mu narty i kombinezon, to się wykurzył, że w Willingen tak poleciał, że wylądował przy kiosku Ruchu!

Ponieważ nasi piłkarze odnieśli znakomity sukces nie ma powodu, żeby się z nich „nabijać”! Najlepsi to Krychowiak i Błaszczykowski, który jest najlepszym moim kolegą z całej reprezentacji. Często piszę Mu SMS-y parafrazując słynne krakowskie hasło na „Kuba Pany”. Mojej córce Kuba przekazuje koszulki, w których występował. Wikusia chwali się nimi w szkole, a kiedy już się nacieszy, przekazuje je na szkolną licytację na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. To, co można tylko rozpamiętywać, to ten karny... Jestem spokojny o naszych piłkarzy. Została pokonana niebywała bariera i w kolejnych eliminacjach chłopakom będzie dużo łatwiej. Już nie będą bali się Rumunii, nie mówiąc o Azerbejdżanie czy Danii. Wierzę, że teraz nasi odegrają się na mistrzostwach świata.

W kabarecie nie mówi się też o Anicie Włodarczyk, Pawle Fajdku czy Piotrze Małachowskim. Mnie tylko rozbawił ostatnio wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, który powiedział, że Polska na igrzyskach zdobędzie tyle medali, ile... przywiezie do kraju.

Niebywałe… (śmiech)

Cieszę się, że panią rozbawiłem, ale przy okazji mogę zdradzić nieco swojej kuchni. Właśnie z takich sytuacji czerpię inspiracje do występów na scenie. Dotychczas na pierwszym miejscu było hasło „W piłce nożnej wygrywa ta drużyna, która zdobywa więcej goli”. Przez sympatię do tego piłkarza nie zdradzę jego nazwiska. Kolejną inspirację ostatnio podsunął mi prezydent Krakowa, który podczas Światowych Dni Młodzieży przekazał papieżowi - jak na juwenaliach - klucze do bram Krakowa. Mój „Góral” mówi, że: - „ Zrobił duży błąd, bo podobno jakiś organista, moher-pisior wykradł papieżowi te klucze i w poniedziałek prezydent przyszedł do pracy, a tu cały Kraków zamknięty!” Dodam, że złożono wotum nieufności wobec prezydenta Krakowa... Podobno w Białymstoku macie fajnego gospodarza, którego nikt się nie czepia. Ale macie też ruiny amfiteatru…

Od dawna w tym miejscu stoi nowy amfiteatr.

W tamtych ruinach - i cały świat już o tym już wie - ustanowiłem mój własny rekord świata. Na moim recitalu ok. 15 lat temu miałem tam 6 tys. widzów. I to była biletowana impreza, a nie „darmocha” na dni miasta. Ale dzięki Pani dowiedziałem się, że nie zaproszono mnie jeszcze, więc szef białostockiego amfiteatru jakoś specjalnie nie jest... moim fanem.

Ten amfiteatr jest teraz częścią Opery i Filharmonii Podlaskiej.

Występowałem już w tylu filharmoniach i teatrach, że nie mam jakiś specjalnych kompleksów. Nie zdarzyło mi się grać w domu ludowym z serpentynami i balonami… Ale żeby się „Białemustokowi” w głowie nie przewróciło, to muszę powiedzieć o jeszcze jednym rekordzie. W moim rodzinnym Wielopolu, skąd pochodzi Tadeusz Kantor - czym się wszem i wobec chwalę - moją zawodową 35. obchodziłem na miejscowym stadionie. Tam też było 6 tys. ludzi. A skoro o rekordach mowa to muszę się przyznać, że kilka razy zdarzyło mi się zagrać swój recital w Operze Leśnej przed około 4-tysięczną widownią i to na dwa tygodnie przed festiwalem sopockim. Tego sobie nie pozwolę odebrać.

Przy okazji rekordów chciałabym jeszcze wrócić do sportu. Za chwilę rozpoczynają się Igrzyska Olimpijskie. Które dyscypliny będzie Pan oglądał?

Zdradzę kolejne kulisy swojej pracy. W czasie Euro 2016 w kalendarzu miałem zanotowane mecze. Daty pokreślone był dwoma flamastrami: zielony - warto obejrzeć, czerwony - kategorycznie obejrzeć. Zaznaczony był każdy mecz i moja managerka wiedziała, że nie ma szans bym w tych dniach gdzieś grał. Przy okazji igrzysk mam zakreślony dzień, kiedy będzie można zobaczyć Usaina Bolta i oczywiście polskich zawodników. Nasze zmagania zamierzam obejrzeć wszystkie. Tu jest taki komfort, że występy te będą późno w nocy. Managerka już jest wściekła, bo wie, że będę nieuchwytny albo niewyspany na drugi dzień.

Proszę pamiętać, że rozmawia pani z absolwentem Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie z wynikiem bardzo dobry na dyplomie, a na dodatek z niespełnionym trenerem piłki nożnej i pływania. Przy tej okazji chcę uczulić wszystkich, że rektor Dańca, cudowny docent Toporowicz mówił, że jeśli odbywają się zawody, za które otrzymuje się jedynie liść laurowy, to są to Igrzyska Olimpijskie. Natomiast czteroletnia przerwa miedzy nimi to olimpiada. Ostatnio usłyszałem taką zapowiedź „Już w piątek uroczysta inauguracja igrzysk 31. olimpiady”. Przewróciłem się. Uczulam wszystkich - Igrzyska Olimpijskie to nie olimpiada.

We wrześniu będziemy mogli Pana zobaczyć w Białymstoku. Z czym Pan do nas przyjedzie?

Z nowym programem. Będę mówił o wszystkim, co ważnego wydarzyło się w naszym kraju. O tym, że już nawet mały Jezusek w żłobku, Maryja i Józef nie wiedzą, ilu jest sędziów w Trybunale Konstytucyjnym. Będą piękne i - jak zawsze u mnie - mądre piosenki. A ponieważ to Białystok, to dam z siebie więcej niż wszystko!

Marcin Daniec w Białymstoku

Ten jeden z najpopularniejszych polskich kabareciarzy wystąpi już 17 września o godz. 19 w auli Wyższej Szkoły Finansów i Zarządzania przy ul. Ciepłej 40. Bilety na to wydarzenie kosztują 70 zł i 75 zł. Dostępne są w biurze ogłoszeń „Kuriera Porannego” przy ul. w. Mikołaja 1, w kasie Opery i Filharmonii Podlaskiej przy ul. Odeskiej 1 oraz w serwisach ticketpro.pl i kupbilecik.pl.

Dodatkowe informacje pod nr tel. 85 748 96 00

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny