Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Białobłocki z Sokółki pojedzie na igrzyska

Ewa Bochenko, PT
32-letni Marcin Białobłocki uważany jest obecnie za gwiazdę światowego kolarstwa
32-letni Marcin Białobłocki uważany jest obecnie za gwiazdę światowego kolarstwa Archiwum rodzinne
To już pewne. Marcin Białobłocki z Sokółki za rok weźmie udział w igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro. Awans zapewnił sobie zdobywając mistrzostwo Polski w kolarstwie szosowym oraz dobrym startem na mistrzostwach świata w Richmond w USA.

Gdy skończyła się transmisja mistrzostw świata w Richmond, wysłałem synowi wiadomość. Napisałem, że od kiedy wygrał pierwszy wyścig w Sokółce, marzyłem o tym, by zobaczyć go w koszulce z orzełkiem na piersi. Teraz, gdy już mi się to udało, mogę umierać. Marcin odpisał za chwilę: tatku, nie umieraj - ze śmiechem opowiada o emocjach po zawodach w USA, Wojciech Białobłocki.

To było wielkie przeżycie. 32-letni sokółczanin zajął dziewiąte miejsce, a udział biało-czerwonych w zawodach uznano za bardzo dobry, bo w tej konkurencji po raz pierwszy dwóch Polaków uplasowało się w pierwszej dziesiątce. Mimo, że tym wyczynem Marcin wywalczył miejsce startowe dla Polski w przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro, sam nie do końca jest z siebie zadowolony.

- Przed zawodami stawiałem sobie za minimum być w pierwszej dziesiątce a nawet marzyłem o medalu - opowiadał nam po zawodach. - Jednak już w połowie czasówki wiedziałem, że to nie mój dzień. Wiem, że wszyscy się teraz cieszą, ale ja uważam, że mi nie wyszło. W ogóle byłem zaskoczony, jak po dojechaniu na metę zostałem poproszony o zajęcie miejsca dla lidera wyścigu, bo nie myślałem, że znajdę się w pierwszej dwudziestce. Jednak kiedy zakończył się wyścig i wszyscy zaczęli mi gratulować, to poczułem się lepiej.

- Jestem głodny kolejnych wyścigów i z niecierpliwością czekam na nowy sezon. Za cel stawiam złoto na mistrzostwach świata oraz medal na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro - podkreśla.

Wojciech Białobłocki wierzy w syna. Marcin zawsze był ambitny i bardzo pracowity, a kolarstwo ma we krwi. Chociaż nie ma wątpliwości, że swój sukces syn zawdzięcza wyjazdowi z Polski.

- Gdyby sytuacja życiowa nie zmusiła go kilka lat temu do przeprowadzki do Anglii, Marcin nie osiągnąłby takich wyników. Tu po prostu nikt nie dałby mu szansy - podkreśla z całą stanowczością Wojciech Białobłocki.

Marcin kochał rower od dziecka. - Sam go namówiłem na pierwszy wyścig - opowiada dumny tata. - Kiedyś wracając z pracy zauważyłem ogłoszenie o kolarskich czwartkach, czyli wyścigach różnych grup wiekowych. Marcin miał wtedy zaledwie 12 lat. Pojechał i wrócił z medalem oraz dyplomem. Potem już nie schodził z roweru. Wracał po szkole do domu, szybko odrabiał lekcje i jeździł. Trenował codziennie, do zmierzchu. Nawet w wigilię.

Zdolny młody kolarz szybko został zauważony przez trenera sokólskigo klubu kolarskiego. I tam zaczął odnosić kolejne sukcesy. - Zawsze z zawodów przywoził dyplom czy medal. Bywały też nagrody. Najbardziej w pamięci utkwiły mi odkurzacz i czajnik - ze śmiechem wspomina pan Wojciech. Starał się towarzyszyć synowi na wyścigach. Zdarzyło się nawet, że przemalował mu kask, aby go lepiej widzieć. - Przy szybkości, z jaką przejeżdżali, nie dało się go zauważyć - tłumaczy. - Kupiłem więc farbki i zmieniłem jego wygląd. Domalowałem też dwie biało-czerwone flagi. Marcin się zdenerwował. Uznał, że nie są mu potrzebne. Jego niezadowolenie skwitowałem stwierdzeniem, że jeszcze mu się te flagi przydadzą. I miałem rację - podkreśla ojciec mistrza.

Po podstawówce Marcin podjął naukę w szkole sportowej w Ełku.

- Pierwszy miesiąc wracał do domu pociągiem. Potem przyjeżdżał już rowerem. 130 km drogi traktował jak trening. Przez te wszystkie lata tylko dwa razy zdarzyło mu się stracić siły. Dzieje się tak, gdy w organizmie kolarza brakuje cukru - tłumaczy Wojciech Białobłocki. - Nie jest wtedy w stanie dalej jechać. Marcin po prostu wyrwał z pola buraka cukrowego i go zjadł. Kolejnym razem zapukał do jakiegoś domu i poprosił o coś do jedzenia.

Od dziecka sobie radził. Zawsze był spokojny, opanowany, chociaż doprowadzony do ostateczności, potrafił pokazać zęby. - I to dosłownie, choćby w przepychankach ze starszym bratem - śmieje się tata.

Ta cecha charakteru pozostała mu do dzisiaj. Nie daje sobie w kaszę dmuchać, co pokazał na ostatnich zawodach w Polsce, jak i wcześniej.

- To był wyścig gdzieś za Warszawą - opowiada Wojciech Białobłocki. - Marcin zawsze pracował na swoją drużynę. Trener nie pozwalał mu udowodnić tego, na co go stać. Ale on już miał dość sukcesów innych, kosztem swojej pracy. Sam postanowił pokazać, co potrafi. Nie słuchając trenera, zostawił drużynę w tyle i pojechał do przodu. Wygrał ten wyścig. A po nim opuścił drużynę i wyjechał za granicę.

To był dobra decyzja. Marcin musiał ciężko pracować, ale opłaciło się. Szybko stało się o nim głośno. A w ciągu tego roku wyrósł na gwiazdę światowego kolarstwa.

Marcin Białobłocki

Urodził się 2 września 1983 roku. Mistrz Polski w kolarstwie szosowym z 2015 roku. Zwycięzca 7. etapu Tour de Pologne 2015, wieloetapowego wyścigu dookoła Irlandii z 2013 roku, trzykrotny lider etapów podczas tego wyścigu. 9. zawodnik Mistrzostw Świata w Kolarstwie Szosowym 2015 w jeździe indywidualnej na czas elity mężczyzn. Od 2011 roku zawodnik brytyjskich zawodowych grup kolarskich.

Do Anglii wyjechał w 2005 roku wraz ze swoją późniejszą żoną - Heleną. Pracował jako operator wózka widłowego. Po jakimś czasie rozpoczął treningi i starty w brytyjskich grupach amatorskich. Karierę zawodową zaczął w 2011 roku, w wieku 27 lat. Od tego czasu reprezentuje brytyjskie grupy zawodowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny