Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Magdalena Niedźwiedzka. Audytorka Politechniki Białostockiej pisze bestsellery (zdjęcia, wideo)

Jerzy Doroszkiewicz
Jerzy Doroszkiewicz
Magdalena Niedźwiedzka na spotkaniu w ramach festiwalu literackiego "Autorzy i książki"
Magdalena Niedźwiedzka na spotkaniu w ramach festiwalu literackiego "Autorzy i książki" Jerzy Doroszkiewicz
Magdalena Niedźwiedzka na co dzień pracuje w Politechnice Białostockiej. Niewiele osób wie, że jest autorką przebojowej serii „Opowieści z angielskiego dworu”. Właśnie ukazała się jej najnowsza powieść historyczna „Barbara Radziwiłłówna” z serii „Zmierzch Jagiellonów”.

Autorka kilku sprawnie napisanych powieści debiutowała w 2016 roku dziewięćsetstronicową książką „Królewska heretyczka”. I podzieliła czytelników. Jedni byli zmęczeni rozbudowanymi wątkami i analizą porywów serca brytyjskiej monarchini Elżbiety I, inni zachwyceni stylem i warsztatem debiutantki. Sama Magdalena Niedźwiedzka o swojej drodze do pisania powieści opowiadała podczas niedawnego festiwalu literackiego „Autorzy i książki”.

– Zaczęłam pisać już w pierwszej połowie szkoły podstawowej – wspominała Niedźwiedzka. Postanowiła dokończyć „Pana Tadeusza”. – Wydawało mi się, że Mickiewicz nie był wystarczająco dobry, na szczęście to się nie zachowało – wspominała.

Przypuszcza, że jej przyszłą karierę autorki książek zdeterminowała już podstawówka. Musiała zdać egzamin do I klasy szkoły podstawowej w Gołdapi, bo wtedy tam mieszkali rodzice i stworzono klasę eksperymentalną. – I już w pierwszej klasie kazano nam pisać wiersze i opowiadania – wspominała. Przyznała się, że wtedy popełniła pierwszy i ostatni plagiat w życiu.

– Splagiatowałam Brzechwę i mój plagiat wisiał na tablicy osiągnięć, a potem któryś z rodziców, nie nauczycielka, rozpoznał wiersz – opowiadała. – Wstyd był niebywały i bardzo dobrze. Zapamiętałam, że plagiatów popełniać nie wolno. Zainteresowanie językiem polskim pozostało, autorka ukończyła filologię polską w Uniwersytecie Warszawskim, ale pracuje w Politechnice Białostockiej.

– W jakiś sposób wiązało się to z literaturą, pisałam rektorom przemówienia, przeróżne mowy okolicznościowe – śmiała się Niedźwiedzka. – Byłam kierownikiem biura rektora, przez jakiś czas byłam szefową biura współpracy z zagranicą, w tej chwili jestem chyba najbardziej znienawidzoną komórką – oczywiście w cudzysłowie – szefową audytu. Nikt mnie nie zaczepia, nikt nie chce, żeby audytorzy go odwiedzali i nikt ich nie odwiedza. Pracuję w najnowszym, najpiękniejszym budynku Politechniki – w siedzibie biblioteki i jestem bardzo szczęśliwa.

Na poważnie pisaniem Magdalena Niedźwiedzka zajęła się po ukończeniu studiów, ale na debiut czekała do 2016 roku. Wtedy w księgarniach pojawiła się historia Elżbiety I zatytułowana „Królewska heretyczka”. Prowadzący spotkanie z autorką Dominik Sołowiej pytał ją między innymi o powód skupienia się na tej postaci z dynastii Tudorów i inspiracje, jakie przyświecały tworzeniu tekstu.

– To moja młodość, wtedy zaczęła się fascynacja Elżbietą I – wspominała Magdalena Niedźwiedzka. – Poznałam ją bardzo wcześnie, odrobinę wcześniej poznałam Szekspira i zaczęłam go wystawiać jako dziecko. Z siostrą w domu robiłyśmy „Romea i Julię” z własnymi dekoracjami. Kiedy zaczęłam chodzić do szkoły podstawowej można było oglądać w telewizji genialne produkcje BBC, między innymi z Glendą Jackson, w roli Elżbiety I, chyba jedną z lepszych Elżbiet, jakie były w dziejach. Potem dostałam napisaną po angielsku książę o miłości Elżbiety I i Roberta Dudleya, zaczęłam się już na poważnie interesować tematem, aż się ośmieliłam. Doszłam do wniosku, że pewnie Brytyjczycy na temat Elżbiety Tudor powiedzieli już swoje, to może czas na polską autorkę.

W 2017 roku zaczęła się ukazywać seria  „Opowieści z angielskiego dworu”, która opisuje jeden z najbardziej fascynujących związków ostatnich kilku dekad: małżeństwo następcy brytyjskiego tronu księcia Karola z Dianą Spencer oraz jego wieloletni romans z Camillą Parker-Bowles. Głównym bohaterem pierwszej części fabularyzowanej biografii jest książę Karol, natomiast bohaterkami kolejnych odsłon tej wciągającej opowieści są księżna Diana oraz księżna Camilla. Na spotkaniu z czytelnikami okazało się, że to wydawnictwo zdecydowało o rozbiciu jednej powieści na trzy części. Magdalena Niedźwiedzka zdradziła między wierszami, że powieść napisała znacznie wcześniej niż ukazała się w druku.

– Kiedy pisałam tę książkę, przeżywałam dość ciężki moment w życiu i poszukiwałam rozrywki – przyznała autorka. - No i ubawiłam się na chyba tysiąc stron. Wydawca w ogóle tego nie uciął, podzielił tylko mechanicznie na trzy części, a to jedna i ta sama powieść. Kiedy ten romans pojawił się w księgarniach, miałam pewne zastrzeżenia, zastanawiałam się komu to jest potrzebne, a okazuje się że książka nadal świetnie się sprzedaje i była dodrukowywana. Widać jest zapotrzebowanie na romanse, to pełnoprawny gatunek prozy i tak zostałam autorką romansów.

Okazało się, że przed wizytą Kate i Williama, następcy brytyjskiego tronu, zaczęto zapraszać Niedźwiedzką do różnych programów jako specjalistkę od rodziny królewskiej. – Wyprowadzałam wszystkich z błędu, tłumacząc, że z rodziną królewską wzięłam rozwód bardzo dawno temu – przyznała.

Przed trylogią z angielskiego dworu, czytelnicy cieszyli się pełną emocji powieścią „Maria Skłodowska-Curie. Geniusz i siła miłości”.

– Wybrałam Marię Skłodowską, bo to jest taki polski towar eksportowy – mówiła Niedźwiedzka. – Jeśli Anglicy tak pięknie sprzedają swoich Tudorów, to my powinniśmy pięknie sprzedawać naszych Jagiellonów i Marię Skłodowską-Curie, która jest na szczęście doceniana na całym świecie, ale nie zawsze ludzie wiedzą, że to Polka, choć mamy XXI wiek!

W 2017 roku w księgarniach pojawiła się książka Niedźwiedzkiej, a na ekrany kin wszedł międzynarodowy film biograficzny Marie Noelle „Maria Skłodowska-Curie”. Skłodowską zagrała w nim Karolina Gruszka.

– Moja książka nie miała nic wspólnego z filmem, za to wygrała prawo do okładki „filmowej” – wyjaśniała Niedźwiedzka. Producentom sam tekst wydał się najbardziej zbliżony do jego treści. Autorka zdaje sobie sprawę, że był to marketing w czystej postaci.

– Karolina Gruszka to bardzo dobry symbol dla współczesnych młodych czytelników – mówiła Niedźwiedzka. – Nie wszyscy są wielbicielami zdjęć archiwalnych, potrafią docenić dawne kanony urody, piękna. Trafić do młodych czytelników określeniem „że była piękna” i wystawić jej oryginalne zdjęcia – mogłoby nie wszystkich przekonać. Nawet dziennikarze próbowali mnie przekonywać, że Skłodowska nie była piękna, a ja to piękno w niej widzę – zatem to tylko chwyt psychologiczny.

Magdalena Niedźwiedzka twierdzi, że powieść historyczna to jest przede wszystkim rekonstrukcja świata czyjejś psychiki.

– Zaczynam pracę tam, gdzie cała reszta kończy –opowiadała. – Nie interesują mnie zdobycze nauki Skłodowskiej, są ludzie którzy znają się na tym świetnie i mogą wypowiadać się kompetentnie. Jej zdaniem, żeby kompetentnie mówić o człowieku, trzeba przeżyć kawałek życia, być empatycznym i pochylić się nad kimś. – Mam nadzieję, że ja tę pracę wykonałam – powiedziała Niedźwiedzka. – Chciałam w Skłodowskiej zobaczyć kobietę. Bo po latach dla większości ludzi jej zdobycze naukowe są mentalnie niedostępne. Ludzie przyjmują, że osiągnęła wiele, dostała dwie nagrody Nobla, w czymś była pierwsza na świecie i po dwóch minutach jest koniec dyskusji. Tak mówili jej czytelnicy. Dlatego chciała, żeby zobaczyli, że Skłodowska była niezwykle wrażliwą kobietą, nie tylko naukowcem i miała prawo do słabości.

- Kiedy stwierdziłam, że kobieta pokroju Skłodowskiej, dla której nauka była absolutnie numerem jeden w całym jej życiu, przedkładała ją nad bycie matką, nagle przerywa pracę, wpada w depresję, nie odwiedza swego laboratorium, a z natury jest pracoholiczką, to znaczy że był to dramatyczny okres w jej życiu – tłumaczyła skupienie się w swojej książce nad okresem romansu uczonej z Albertem Einsteinem.

- O samym romansie jest w mojej książce niewiele – zaznaczała autorka wyczuwając, że w audytorium niewiele osób zadało sobie trud przeczytania książki przed spotkaniem. - W Polsce moim zdaniem, mamy zaburzony porządek percepcji – kontynuowała Niedźwiedzka. - Coś, co trąci romansem, jest szeregowane jako literatura niższych lotów. A czymże jest miłość, jak nie największym motorem, który czyni że świat jest wspaniały, a my jesteśmy bardziej wydajni? Tym się różnimy od zwierząt, że umiemy się wznieść na wyżyny. To nie tylko miłość do mężczyzny, ale też miłość do muzyki, do nauki. A może ona miała nawet większe prawo, skoro tyle wniosła do skarbnicy ludzkości?
W sierpniu ubiegłego roku ukazała się licząca niemal 700-stron rozpoczynająca cykl „Zmierzch Jagiellonów” „Bona”.

– Autor beletrystyki w XXI wieku nie musi już przekopywać archiwów, jest wiele innych źródeł – wyjaśniła Niedźwiedzka. - Korzystam z pracy innych, również naukowców. Teraz zajmuję się Jagiellonami. Na ich temat jest sporo materiałów i w kraju i za granicą. Czytam prace naukowe, konferencyjne, dzieła popularnonaukowe, trzeba je zgromadzić. Kupuję na aukcjach, bo lubię mieć książki na własność. W internecie jest dużo filmów, audycji radiowych, do których są zapraszani wybitni specjaliści, historycy, krytycy sztuki.

Autorka zdaje sobie sprawę, że przy korzystaniu z internetu trzeba oczywiście zachować trochę rozwagi.

– To skarbiec, w którym można znaleźć cyfrowe wersje starych książek, najróżniejszych publikacji, ale trzeba wiedzieć z czego korzystać – zaznaczyła Niedźwiedzka. – Jeśli korzysta się ze stron znanych instytucji, z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że są wiarygodne. Ale można też skorzystać z bloga młodej konserwatorki dzieł sztuki, która w Hampton Court odświeżała arrasy z czasów Henryka VIII, to z dużą dozą prawdopodobieństwa można uznać, że nie są to fantazje.

– Każda książka uczyła i mnie i mam nadzieję, że niektórych z moich czytelników czego innego – opowiadała Niedźwiedzka. – Nawet ta najmniej popularna - „Camilla”. To na jej podstawie, kiedy coś w wydawnictwie wydaje się niemożliwe, mówią „niemożliwy to był ślub Camilli z Karolem, reszta to są błahostki”. Maria Skłodowska-Curie to przecież sztandarowa postać. Nigdy nie była emancypantką ani feministką i nie popierała tych ruchów, ale jest przykładem tego, że kobiety mogą zawalczyć na równi mężczyznami. A królowa Bona? Staram się pracować nad jej opinią, która pozostanie wśród ludzi. Przez setki lat mówimy na przykład „Bona trucicielka”, a nie ma ani jednego dowodu, że ona truła. Pisząc książki historyczne można się przekonać jak strasznie my jesteśmy podobni do tych ludzi, którzy żyli w XVI wieku. Chciałam pokazać, jak Koronę i Litwę postrzegała Bona – Włoszka. Piętnowała nasze pieniactwo. Kiedy czytam, jak się zachowywali możni w Rzeczpospolitej, jaki był ich stosunek do Bony, jako kobiety, to nie mogę się dziwić, że mamy to samo w Sejmie, w gazetach codziennych. Nie jestem zdeklarowaną feministką, ale nie wzbraniam się gdyby ktoś chciał mnie zobaczyć pod tymi sztandarami, bo uważam że to, jak kobieta musi się przebijać przez świat męski, jak otoczona jest tym wcale nie przyjaznym światem, że ta nasza sytuacja nagle jest tak ciężka jak za czasów Bony, czy Marii Skłodowskiej. Z ostatnich badań wciąż wynika, że mężczyźni n stanowiskach zarabiają więcej niż kobiety. Byłam zszokowana, że w 2017 roku na pytanie czy zamężna niepracująca kobieta ma prawo odmówić seksu swemu mężowi, odpowiedź w większości brzmiała nie. Pomyślałam – oho, żyjemy w czasach Bony.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny