Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Sulęcki: W ringu wciąż jest we mnie łobuz, poza nim córka mnie zmiękczyła

Tomasz Biliński
Tomasz Biliński
Maciej Sulęcki ma na koncie 26 walk. Wszystkie wygrał, z czego 10 przez nokaut.
Maciej Sulęcki ma na koncie 26 walk. Wszystkie wygrał, z czego 10 przez nokaut. Anna Kaczmarz/Dziennik Polski/Polskapresse
WYWIAD TYGODNIA. Przede mną walki o pas mistrza świata, innych scenariuszy nie widzę - mówi bokser wagi super półśredniej Maciej Sulęcki. 28-letni warszawiak w poprzedni weekend wygrał półfinałowy eliminator organizacji WBC i jest coraz bliżej walki o mistrzowski tytuł. Zdaniem ekspertów, ma na jego zdobycie duże szanse. Odwiedziliśmy Sulęckiego, by o tym porozmawiać, a także poznać jego życie prywatne.

Krótko po powrocie ze Stanów Zjednoczonych, gdzie pokonał Pan Jacka Culcaya był Pan w odwiedzinach u prezesa PZPN Zbigniewa Bońka.
Pierwszy raz spotkaliśmy się osobiście. Do tej pory mieliśmy kontakt na Twitterze. I to dosyć często. Przypadliśmy sobie do gustu, słyszałem, że prezesowi szczególnie spodobał się mój charakter. Zaprosił do biura, pogadaliśmy, wypiliśmy kawkę. Ustawiliśmy się już na obiadek za kilka dni. Zdziwiłem się, że prezes sam zaproponował. Dla mnie to jest też jakaś motywacja, że tacy ludzie, jak pan Zbyszek, mnie dostrzegają i chcą się ze mną zadawać. Wiadomo, trudno, żebym go traktował jak swojego ziomeczka. Jest między nami duża różnica wieku, więc choćby dlatego darzę pana Zbyszka ogromnym szacunkiem, ale wytworzyła się między nami fajna, koleżeńska relacja.

Zbigniew Boniek zna się na boksie?
Teraz na gali był jeden z pracowników PZPN, też go poznałem. Opowiadałem o tym prezesowi, ale on od razu ze śmiechem zaznaczył, że większego fanatyka boksu od niego w związku nie ma.

Przed walką Artura Szpilki z Adamem Kownackim zaliczył wpadkę. Napisał na Twitterze: „Sorry, Szpilka to na jakim kanale będzie nokautował?”.
Troszeczkę tak, ale wygrana Kownackiego dla mnie też była wielkim szokiem. Wiadomo, że Szpilka ma problemy z przeciwnikami, którzy idą do przodu jak tur. Z drugiej strony nikt nie przyjmował do wiadomości, że „Szpila” może z Adamem przegrać. Pan Zbyszek błędnie skreślił Kownackiego, co później się zemściło. Ale jak gadaliśmy, to odniosłem wrażenie, że kuma temat.

Kręci Pana popularność?
Przede wszystkim zależy mi na tym, żeby być doskonałym sportowcem. I dzięki temu być popularnym. Jak Adam Małysz, Anita Włodarczyk, Robert Korzeniowski, jak kiedyś Tomek Adamek. Gdyby mi chodziło o bycie znanym z tego, że jest się znanym, to założyłbym kanał na youtubie i robił z siebie idiotę. OK, mamy XXI wiek, internet, różne portale społecznościowe, to ważna rzecz, której nie można w tych czasach zaniedbywać, ale nie mam na to parcia. Choć sponsorzy na to patrzą, ile osób cię lubi, obserwuje i tak dalej. Wiem, jaką grupę ludzi mam za sobą. Ona rośnie, bo coraz lepiej boksuję, dostarczam więcej emocji i tylko krok dzieli mnie do walki o pas mistrza świata. W ten sposób chce pokazywać swoją wartość.

Teraz nadchodzi Pana pięć minut?
Walka z Culcayem była dla mnie katapultą, co muszę wykorzystać.

Katapultą miała być też wygrana z Grzegorzem Proksą. 8 listopada miną od niej trzy lata.
Bo tak myślałem, podobnie jak spodziewałem się kolejnego przyspieszenia kariery po pokonaniu Hugo Centeno Jr. w czerwcu rok temu. Tak się nie stało i jeśli teraz to się powtórzy, to ja nie rozumiem tego sportu. Wygrałem półfinał WBC. Przede mną zatem albo Vanes Martirosyan w finałowym eliminatorze albo od razu Jermell Charlo, który jest mistrzem tej federacji. Jeśli dostanę walkę z drugim to będę megapodjarany, ale pierwszy też będzie bombą, bo w USA go znają. Moja marka by się wtedy jeszcze wzmocniła. Gdybym od razu dostał walkę z Charlo, ale na przykład miała być ona w połowie 2018 r., to mogę wcześniej z kimś zawalczyć. Tyle że nie z jakimś ogórem. Nie może być tak, jak po walce z Centeno, gdzie dziesięć miesięcy siedziałem na d... a na powrót dostałem… (śmiech). Szkoda gadać. Innych scenariuszy sobie nie wyobrażam. Liczę, że z promotorami nie popełnimy znów tych samych błędów.

Już dwa lata temu po znokautowaniu w pierwszej rundzie Jose Miguela Rodrigueza Berrio przed kamerami miał Pan pretensje do swojego promotora Andrzeja Wasilewskiego o kontraktowanie takich rywali.
Miałem boksować z Meksykaninem, ale nie został on wpuszczony do USA. Dzień przed walką dostałem innego rywala. Zagotowałem się, że mi takiego leszcza przyprowadzili, co przewraca się o własne nogi. Pretensja z mojej strony była słuszna, choć nie do pana Andrzeja, a do Amerykanów. Oni się nie popisali.

Co będzie, jeśli taka sytuacja się powtórzy?
Ale jak? No jak?! Wrócę do walki z Centeno. Gdybym wtedy nie ogarnął sobie sparingów w Australii, to przez półtora roku bym nie miał do czynienia z żadnym poważnym zawodnikiem w ringu. Pan Wasilewski mówi, żebym wyjechał do USA przed walką na dwa tygodnie. Tyle tylko, że wtedy to już taki pobyt niewiele daje, bo schodzi się z obciążeń i niczego nowego się nie uczy. Mój największy problem to brak inwestora, menedżera z prawdziwego zdarzenia, który robi robotę. Dlatego musimy z panem Andrzejem pogadać. Od dawna podkreśla, że ważny jest sport. No to udowodniłem swoją sportową wartość. Po raz kolejny. Dlatego teraz on powinien mi zapewnić poważnego trenera i dobrych sparingpartnerów w USA.

Mentalnie też jest Pan gotowy na walkę o mistrzostwo? W starciu z Culcayem nie słuchał Pan rad trenera i poszedł na wymianę.
To ciekawa sytuacja, nad którą sam się zastanawiam i wiem, że się już nie powtórzy. Wszedłem do ringu z nastawieniem, że w moment go załatwię i będzie po robocie. Okazało się, że gość jest niedoceniany, megatwardy i bardzo szybki. To sprawiało mi problem, choć nie czułem jego ciosów. Zabrakło mi też pary, bo przygotowania nie były takie, jak powinny. Ale daleki jestem od wykręcania się w ten sposób. Krótko - on dał walkę życia, a ja nie. Chciałem wojny, chciałem dostać w łeb. Chyba jest we mnie trochę łobuziaka.

Potrafi Pan nad nim zapanować?
Kurczę, wydaje mi się, że tak. To była pierwsza walka, w której poszedłem na wojnę. „Kłaku” [trener Paweł Kłak - red.] pytał, co we mnie wstąpiło. Poniosło mnie. We wcześniejszych walkach boksowałem mądrze. W tej miałem z tyłu głowy, że czeka mnie walką o tytuł. Byłem dobrze przygotowany taktycznie. Przedobrzyłem, co mi na dobre nie wyszło. Ale ogólnie z pojedynku jestem zadowolony. Jaja mam na miejscu, potrafię zachować spokój i wyjść z tarapatów obronną ręką.

Mówi Pan o treningach w USA. Nie miałby Pan wyrzutów sumienia, że zostawia Pan swoją partnerkę Magdę i pięciomiesięczną dziś córeczkę Melanię?
To jest strasznie ciężkie. Ale Magda jest normalna, rozumie mnie i wspiera. Mówi, że jeśli mi to pomoże, to mam jechać i niczym się nie przejmować, bo ona sobie poradzi. I w przypadku tego ostatniego, krótkiego wyjazdu, rzeczywiście tak było. Do tego świetnie radzi sobie z Melanią. Jeśli chodzi o zajmowanie się dzieckiem, to przy kobietach wszyscy faceci to miękkie faje. Do tego pomagają nam rodzice. Inna sprawa, że ja muszę się odciąć. W walce potrzebna jest agresja, trzeba być skur..., a z córeczką buziaczki i tak dalej. Dlatego jak będę walczył z Charlo czy Martirosyanem, to muszę przygotowywać się w USA. Być w reżimie trening-jedzenie-spanie. Wtedy nabiorę w sobie zwierzaka i efekty będą.

Bierze Pan pod uwagę przeprowadzkę do USA z całą rodziną?
Myślałem o tym, ale na razie nie. Gdybym został mistrzem świata, to ponownie byśmy się nad tym zastanowili i to bardzo poważnie. Mój dom jest w Warszawie, a w USA pracuję. Poza tym tam życie jest droższe, a nie mam płaconej miesięcznej pensji. Żyję z walk i kasy od sponsorów.

Za walkę z Culcayem dostał Pan pieniądze, z których jest Pan zadowolony?
Były one najwyższe jak do tej pory, ale mogłoby ich być więcej. Spodziewam się, że w kolejnych walkach kasa będzie jeszcze większa. Jestem w czołówce kategorii i udowodniłem promotorom, że jestem mocny.

Walczy Pan dla Melanii?
Pewnie. Cokolwiek kiedyś robiłem, to dla siebie. Teraz mam dwie kobiety, jedną malutką, która się pojawiła, druga ta większa, z którą jestem już parę ładnych lat. Mam podwójną motywację. W końcu daję coś od siebie, ale po to, żeby zapewnić komuś byt. Nie chcę, żeby kiedyś córka chciała, bym jej coś kupił, a ja powiem, że sorry, ale nie mam kasy. Dla mnie byłaby to największa porażka. Chcę, żeby Magda i Melania były ze mnie dumne.

Boks uratował Panu życie?
Moja mama tak zawsze mówi. Ale czy tak jest? Nie lubię gdybać. Ciągnęło mnie do złego jak magnes. Uspokoiłem się, idiotów i ich zachowania unikam. Nie imponuje mi to. Każdy lubi dostatnie życie i jak się czegoś nie miało, to chciało się to mieć szybko. Różne rzeczy robiło się za gówniarza. Dziś mógłbym latać i strzelać, ale cieszę się, że zszedłem z tej drogi.

Opowiadał Pan, że w dzieciństwie u Pana się nie przelewało, najtrudniej było wtedy, gdy rodzice się rozeszli. Obawia się Pan, czy poradzi sobie z wychowaniem córki?
Myślę o tym, bo nie chcę, żeby miała takie życie, jak ja miałem. U mnie nigdy kasy za dużo nie było. Nie stać mnie było na nowe rzeczy, zwykle chodziłem w ciuchach po starszym bracie, a jak miałem nowe, to najtańsze z bazaru. Ale zostałem dobrze wychowany i nauczony szacunku do pieniądza. To że mnie ciągnęło do łobuzerii, nie znaczy, że w domu była patologia. Dlatego wydaje nam się z Magdą, że wiemy, jak wychować Melanię na dobrego człowieka. Chcemy dać jej miłość. Rzeczy materialne nie są najważniejsze. Czekolada, lalka, fajne ubrania to jedno, ale ważniejsze są ludzkie wartości. Tutaj czasem mam obawy, że nie dam rady. Ale mam bardzo dobrą kobietę, która mi pomoże.

Córka zmieniła Pana jako człowieka?
Bardzo mnie zmiękczyła, tylko buziaczki, całuski (śmiech).

Mateusz Masternak mówił, że ojcowie mocniej biją.
Może coś w tym jest. Pierwszą walkę po narodzinach Melanii szybko skończyłem [w trzeciej rundzie przez TKO Sulęcki pokonał Damiana Ezequiela Bonellego - red.]. Culcay nie padł, ale mordę miał opuchniętą, a mnie bolą łapy.

Kontuzja?
Nie, zwyczajne zbicie. Miałem iść do lekarza, ale w końcu zrezygnowałem. Nie czuję, żeby coś było nie tak. W poniedziałek wracam na salę. Będziemy pracować z „Kłaczkiem” nad rzeczami, na które nie mamy czasu podczas przygotowań. Tak jak w szkole, mamy zaległości, które trzeba nadrobić. Przede wszystkim praca na nogach i stabilizacja.

Do czego dojdzie szybciej - ślubu z Magdą czy walki o mistrzostwo świata?
(śmiech) Ślubu na razie nie planujemy. Choć on w pewnym momencie przyjdzie. Mimo to pierwsza będzie chyba walka o pas.

Obserwuj Tomasza Bilińskiego na Twitterze
Obserwuj Wojciecha Szczęsnego na Twitterze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Maciej Sulęcki: W ringu wciąż jest we mnie łobuz, poza nim córka mnie zmiękczyła - Portal i.pl

Wróć na poranny.pl Kurier Poranny