Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łupianka Stara ma już ponad 500 lat

Marian Olechnowicz
– W tym domu mieszkał Trocki, Lenin, a nawet sam marszałek Józef Piłsudski - tak mówią mieszkańcy Łupianki Starej
– W tym domu mieszkał Trocki, Lenin, a nawet sam marszałek Józef Piłsudski - tak mówią mieszkańcy Łupianki Starej Fot. Marian Olechnowicz
Ta nadnarwiańska wieś nieraz ciężko przeżywała tragedię wojny, kiedy front zatrzymywał się na Narwi. Ale przetrwał we wsi dom nietypowy, z czerwonej cegły. Budował go Julian. Jeszcze zanim kościół w Płonce powstał.

Zadzwonił do naszej redakcji Edward Laskowski z Suraża: - Musicie koniecznie pojechać do Łupianki. Mieszka tam pan Piotr - mówił podekscytowany. - Poznałem go w szpitalu. Opowiadał o niemieckiej rakiecie, która spadła pod Łupianką. Bardzo ciekawy człowiek - zachęcał pan Edward.

Pojechaliśmy. Wchodzimy do sklepu, bo to najlepszy punkt informacyjny. Sympatyczna ekspedientka bez wahania wskazuje nam drogę: - Łatwo go znaleźć. To taki duży dom z czerwonej cegły. Piotr, to mój kuzyn - dodaje kobieta.
Ale w Łupiance prawie wszyscy są ze sobą spokrewnieni.

Zaścianek

Łupianka, to stary szlachecki zaścianek. Istnieje ponad pół tysiąca lat. Tuż po I wojnie światowej była to, jak mówią mieszkańcy, wieś gminna. Był tu również posterunek policji. Komendantem był Kijewski, a do pomocy miał posterunkowego Dąbrowskiego. Najpierw policjanci urzędowali w domu "Rogalów,“ potem przenieśli się do Karpowiczów. Posterunek zabrano do Łap w 1925 roku, gdy te otrzymały prawa miejskie.

W Łupiance stało aż pięć wiatraków i wszystkie należały do Żydów. Jeden wiatrak kupił Nicota. Ten sam, który w Łupiance miał sklep.

- Nawet kuźnię we wsi trzymał Żyd - mówi pan Piotr. - Ale jeszcze przed wojną oni wszyscy stąd wyjechali.

Najbardziej szanowanym sołtysem był w dawnych czasach Jan Włodkiewicz. Rządził przed wojną i po wojnie.

Ulijan ojciec Piotra

Nie ma takiego drugiego domu w Łupiance j, ale też i w okolicy. Dom jest z czerwonej cegły, ganek zdobiony kamiennymi kolumnami.

- Piotr na pewno jest w domu - mówi napotkany mężczyzna. - To mój stryj - dodaje.

Niestety drzwi są zamknięte. Przez chwilę kręci małą gałką. Otwarte. Gospodarz jest w domu i zaprasza do środka. Pokój skromnie urządzony: - Wróciłem na stare lata do rodzinnego domu - podkreśla pan Piotr.

Jest absolwentem szkoły morskiej w Elblągu. Uczył się razem z nim Łupiński z Łupianki Nowej i Zdrodowski spod Sokół. Jednak marynarzem nie został. - Za wielu krewnych miałem za granicą - mówi. - Dlatego komuna mi nie ufała. Pracowałem więc na Okęciu.

Tymczasem, jak twierdzi pan Piotr, dom Łupińskich powstał zanim zbudowano kościół w Płonce. Budował go właśnie Julian, po swoim powrocie z Ameryki. - Ojciec zarobił tam niemałe pieniądze, ale podupadł na zdrowiu - tłumaczy pan Piotr. - Lekarze zalecali zmianę klimatu, więc wrócił do ojczyzny i domu rodziców. A oni mieszkali wówczas prawie w chlewku.

Julian znał się na murarce i umiał ładnie zaprojektować: - Nikt nie ma takiego ganku i balkonu jak w tym, domu - wspomina z dumą Piotr Łupiński.

Julian służył też w carskiej armii i walczył w wojnie rosyjsko-japońskiej. Za dobrą służbę dostał piękną gwintówkę na grubą zwierzynę: - Mógł polować "na wsiegda"- mówi pan Piotr.

Po wojnie komendant Kijewski zabronił Julianowi polowań i chciał strzelbę zarekwirować. Ale Julian ją dobrze ukrył. Do dziś leży gdzieś w ziemi, albo zatopiona w Narwi.

- Kiedy w 1939 roku przyszli do wsi Sowieci, ojciec wszystkie carskie medale i ozdobną szablę zakopał w ziemi - opowiada pan Piotr. - Może ktoś to odnajdzie.
Wielu mieszkańców Łupianki twierdzi, że w domu Łupińskich przebywał Trocki. Było to w czasie wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku. Może nawet był tutaj Lenin.

- Po wojnie ukrywaliśmy ten fakt - tłumaczy Piotr Łupiński. - Aby władza ludowa z naszego domu muzeum nie zrobiła. Piłsudski też mieszkał, kiedy to nasze wojska goniły bolszewików w 1920 roku - dodaje. - Marszałek miał tu sztab.
Potem Julian zatrudnił się do budowy kościoła w Płonce. Za kolejny zarobiony grosz Julian od Żyda kupił wiatrak. - Nieraz na wiosnę ojciec pożyczał ludziom żyto na mąkę - wspomina syn Piotr. - Oddawali z nawiązką zaraz po żniwach.

Dzieciństwo na wsi

Pan Piotr ma teraz dużo czasu. Również na wspomnienia: - Pamiętam zabawy z dzieciństwa. Z pniaków wycinaliśmy drewniane kółka. Mieliśmy drużyny. Jedni turlali tymi kółkami po wiejskiej drodze. Inni musieli zatrzymać kółko szeroką deską. Tam gdzie zatrzymali czekali na następne kółko.

Nieraz chłopcy grali carskimi kopiejkami uderzając o ścianę. Na ziemi był narysowany kwadrat do którego należało trafić. Palcami odmierzano odległości między monetami. Nieraz chłopcy urządzali uliczne wyścigi, albo bawili się w chowanego. W karty też grali, najczęściej w durnia lub w tysiąca.

- Za wsią stał rząd stodół - mówi pan Piotr. - Było tam wiele kryjówek.

Wspomina kolegów z dzieciństwa: Lucka Grochowskiego, Józka Włodkiewicza, Mietka Gąsowskiego, Witka Szafarskiego i Jana Łupińskiego: - Ze starszymi nie trzymaliśmy - mówi Piotr Łupiński. - Mogli przegonić, albo nawet za uszy wytargać.

Niemiecka rakieta

W czasie wojny we wsi było spokojnie. W domu "Wyculów" Sowieci założyli szkołę. Potem ją przenieśli do "Gajowych". Uczyli przedwojenni nauczyciele: Orzechowki, i małżeństwo Żeglickich Do klasy trzeciej nauka była po polsku. Po rosyjsku nauczały obce kobiety przysłane przez Sowietów.

Niemcy szkołę zamknęli. A niejaki Nicota zapisał się na volkslistę. Jego syna Józefa Niemcy wzięli do Wehrmachtu. Bronek listy nie podpisał i do końca wojny ukrywał się w Łapach Osse.

- To było w 1944 roku. Front był blisko - opowiada pan Piotr, rocznik 1931. - Chłopcy ze wsi powiedzieli, że w radłuskim lesie niemiecka bomba spadła. Długa na dziesięć metrów, dość szeroka. Miała kształt cygara, a z tyłu stateczniki- pan Piotr wie co mówi, pracował przecież w lotnictwie. Na pewno to nie była sowiecka katiusza, bo ta jest dużo mniejsza.

Dzieci pasły krowy. I tę bombę wypatrzyły. Chłopcy naznosili chrustu i podpalili. Na szczęście uciekli na bezpieczną odległość.

- Nic z lasu nie zostało.- tłumaczy gospodarz. - Wielki dół powstał. Na sto metrów wszystko było zniszczone. Teraz trudno to miejsce znaleźć, bo znowu drzewami zarosło.

W 1944 roku Niemcy okopali się na wzgórzach pod Bokinami. nadleciał ruskie Jaki i zbombardowały wieś. - Od brzegu dotąd wieś spalili- tłumaczy gospodarz. Zostały ze wsi tylko gruzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny