I naprawdę – owi znani w świecie Amerykanie to tylko wisienki na torcie. No, może jeszcze dodatkowe atuty w podboju zagranicznych sklepów płytowych.
Bo Łukasz Pawlik spokojnie daje sobie radę i z polskimi muzykami. A przypomnijmy – nasze wyższe uczelnie muzyczne wypuściły już niejednego muzyka, któy z powodzeniem nagrywa jazz na Zachodzie.
Otwierający płytę „Indian Garden” z powodzeniem mógłby się znaleźć na przykład na krążku Jean’a Luc-Ponty’ego. Pawlik fantastycznie wykorzystał sample, wydobywając ze swoich syntezatorów całą paletę barw. A solo i tak zagra na fortepianie. Ale zanim to nastąpi, z syntezatorem gitarowym objawi się Mike Stern, a że solistom sekunduje za bębnami Dave Weckl, nie dość że nie jest nudno, to i swing też się pojawi. Wszystkim sekunduje niezwykle czujny Tom Kennedy na basówce. W słuchawkach, czy na dobrym sprzęcie można wysłyszeć każdą nutę basisty.
Zagrany w kwartecie polsko-amerykańskim „A Matter of Urgency” zachwyca udanymi riffami saksofonu z basem, rytmiką i solówką znó zagraną na fortepianie. Nazwisko zobowiązuje!
To oczywiście żart. Łukasz Pawlik jako bandleader postrzega swój zespół całościowo, ba, w „Jellyfish” zaprogramował nawet pochody basowe. No i z kosmicznego wstępu wyhodował kolejną przepiękna melodię i oddał ją w usta saksofonisty tenorowego Szymona Kamykowskiego. A jak delikatnie gra tu Stern.
Elektroniczne marimby i puls sekcji Paweł Pańta-Cezary Konrad rozpoczynają „Accidental Oddity”. Trębacz Randy Brecker i Kamykowski są tu równorzędnymi partnerami. Robi się lekko melancholijnie, ale z świetnym pulsem jak to u Konrada.
Brecker zagra jeszcze na flugelhornie w kompozycji „Greg’s Walk”, nieco przypominającej nagrania z „Tykocina” Włodka Pawlika, ale już w konfiguracji z bębniarzem Garym Novakiem i saksofonistą altowym Dawidem Główczewskim.
Chociaż „Planet X” to formalnie zapis współpracy zaledwie duetu Pawlik-Novak, to dzięki zaprogramowaniu syntezatorów i basu, kompozycja w niczym nie odbiega od innych z krążka. Ma oczywiście barwy kojarzące się z jakimś „kosmicznym podróżnikiem”, ale też i soczysty fortepian i solo na moogu czy jakiejś jego emulacji.
Balladę o dość oczywistym tytule „Reflection” mogłaby zaśpiewać bez żadnej ujmy na honorze chyba każda licząca się wokalistka jazzowa w świecie. I jakoś podejrzewam, że stanie się tak wcześniej niż później. Łukasz Pawlik na to zwyczajnie zasługuje.
Kończące płytę „Suspensios” z tematem zagranym na saksofonie sopranowym przepięknie uspokajają rozedrgane porcją dźwięków z najwyższej półki umysły. No bo jak to możliwe. Tu, w Polsce, taki talent? Że niby te dźwięki gdzieś słyszeliśmy? Bo, moim zdaniem, to właśnie o to chodzi. Łukasz Pawlik komponuje w sposób przyjazny słuchaczom, a jednocześnie dba, by żaden takt nie został zagrany byle jak, bez serca. I jest efekt.
Nazywa się „Long Distance Connections”. Warto.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?