Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Loretański cud w Drohiczynie

Tomasz Mikulicz [email protected] tel. 85 748 95 54
Do dziś zachowały się fragmenty zdobień. Przed wiekami były tu przepiękne rzeźby.
Do dziś zachowały się fragmenty zdobień. Przed wiekami były tu przepiękne rzeźby. Krzysztof Kulesza
Drohiczyński kościół ma jedyną na Podlasiu kaplicę loretańską. To kopia Domu Świętej Rodziny, który - jak głosi Biblia - stał w Nazarecie. Oryginał został w XIII wieku przewieziony z Palestyny do Włoch.

Przy kościele pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Drohiczynie stoi dobudówka. Wzniesiono ją prawdopodobnie wtedy, gdy powstała świątynia, czyli w latach 1685 -1715. Mieściła się tu tzw. kaplica loretańska. W latach 70. XVIII wieku zyskała piękny, rokokowy wygląd. Dziś niewiele z tego zostało. Na podłodze nie ma posadzki, a na ścianach są tylko drobne oznaki dawnej świetności.

Odtworzenie pierwotnego stanu kaplicy i jej ołtarza to nie lada zadanie. W zeszłym roku drohiczyńska parafia zdecydowała się jednak podjąć ten trud. Zaczęła od zlecenia przeprowadzenia dokładnych badań architektonicznych. Zajął się tym Krzysztof Kulesza, szef Pracowni Dokumentacji Zabytków w Białymstoku.

- Kaplica nie była używana od 1832 roku, kiedy to w ramach represji po powstaniu listopadowym świątynia została przekazana Cerkwi Prawosławnej. Odbudowany w 1929 roku kościół został w latach II wojny światowej splądrowany przez wojska sowieckie - mówi Krzysztof Kulesza.

Dwa tysiąclecia historii

Historia kaplicy loretańskiej zaczyna się ponad 2000 lat temu. Choć Jezus Chrystus przyszedł na świat w Betlejem, w dzieciństwie mieszkał wraz z Matką Boską i św. Józefem w niewielkim domu w Nazarecie. Budynek składał się zaledwie z dwóch pomieszczeń: wykutej w skale groty (czczonej do dziś w bazylice Zwiastowania w Nazarecie) oraz części dobudowanej z kamienia, przylegającej do skalnej ściany. I to właśnie ten fragment mieszkania Matki Boskiej - jako tzw. Święty Domek - stoi dziś w sanktuarium we włoskim mieście Loreto.

Ta niezwykła pamiątka trafiła do Włoch pod koniec XIIIwieku. Stało się to po tym jak krzyżowcy zostali wyparci z Palestyny. Według legendy, domek przenieśli do Włoch aniołowie. Wrzeczywistości całe przedsięwzięcie zorganizowała i sfinansowała kupiecka rodzina de Angeli (czyli po polsku Aniołowie). Podobno brał w tym udział również zakon Templariuszy. Obawianio się, że triumfujący muzułmanie mogą zniszczyć tak ważne dla chrześcijan miejsce. Domek został więc w całości przeniesiony na statek, którym dopłynął do wybrzeży Bałkanów. Później drogą lądową przewieziono go do Włoch.

Wnętrze domku oświetla tylko jedno okno. Zgodnie z legendą, właśnie przez to okno archanioł Gabriel przybył z wieścią, że Maryja urodzi Syna Bożego. Mieszkanie podzielone jest na dwie części - pokoik i kuchenkę. W pokoiku znajduje się figura Matki Bożej, w kuchence - wymurowany kominek oraz szafka na naczynia. Wszystkie ściany zdobione są freskami. Na zewnątrz obiekt obudowany jest płaskorzeźbami przedstawiającymi sceny z życia Maryi. Domek robi piorunujące wrażenie. Pomijając sprawy kultu, to wspaniały przykład sztuki włoskiego renesansu.

Sława domu i sanktuarium sprawiła, że zaraz po Loreto, Święte Domki (nazywane też kaplicami loretańskimi) zaczęły pojawiać się w całej Europie. Powstały m.in. w czeskiej Pradze i Wiedniu. Władze kościelne uznawały je za relikwie, pomimo tego, że budynki stanowiły tylko kopie domku z Loreto. Tego ostatniego nie można np. było rozebrać i przekazać cegły innym sanktuariom.
W Polsce od XVII w.

Do Polski kaplice loretańskie przywędrowały za sprawą rozprzestrzenia się kultu Matki Boskiej Loretańskiej. Jednym z jego czołowych propagatorów był Jakub Sobieski, ojciec króla Jana III, który podczas swojej kilkuletniej podróży po Europie nawiedził w 1612 roku Loreto. I tak Święte Domki powstały m.in. w Warszawie, Krakowie, czy Głogówku.

Podlasie nie było gorsze. Drohiczyńska kaplica wyraźnie wyróżnia się z bryły świątyni.
- Ściany są wyższe od sąsiednich murów nawy bocznej i zakrystii. Domek przykryty jest kopułą zwieńczoną wysoką latarnią - tłumaczy Krzysztof Kulesza.

Kaplica znajduje się na przedłużeniu południowej, bocznej nawy kościoła. Doświetlona jest wysokim oknem zwieńczonym wielkim półkolistym łukiem. Stan kaplicy nie zmienił się od lat 50. ubiegłego wieku, kiedy to jedynie zabezpieczono jej wnętrze, odbudowując dach ponad kopułą. W międzyczasie prowadzono prace restauracyjne polegające głównie na osuszaniu oraz odsalaniu murów. Choć stan dawnego wystroju znajduje się w katastrofalnym stanie, Krzysztofowi Kuleszy udało się ustalić zarys pierwotnego wyglądu.

Pomógł pręt

Wprowadzeniu takich badań liczy się każdy szczegół. Nawet, zdawałoby się, niepozorny pręt wystający ze ściany.

- Ma długość 128 cm, poza częścią zakotwioną w murze i nadal jest w nim zamocowany na sztywno. Mało prawdopodobne, by na tym pręcie umieszczone były jakieś wiszące ozdoby murarskie. W tamtych czasach nie stosowano takich technik budowlanych. Założyłem więc, że pręt był częścią jakiegoś większego łuku. Nie myliłem się. Zacząłem kopać w posadzce dokładnie pod końcem pręta - opowiada Krzysztof Kulesza.

Po usunięciu zwałowiska gruzu oraz zdjęciu osadów z piasku i wapna odkrył, że w dawnej posadzce znajduje się konstrukcja wykonana z cegieł. Zachowała się w dość dobrym stanie.

- Skoro u góry był pręt stanowiący część łuku, a u dołu ceglana konstrukcja, oznaczało to, że odkryłem podbudówkę pod kolumnadę, który stała właśnie w tym miejscu - zdradza tajniki swej pracy Krzysztof Kulesza.

Wiedza o usytuowaniu kolumn była kluczowa. Architekt na tej podstawie określił, gdzie znajdował się ołtarz i prowadzące doń schody. Według niego, w kaplicy były dwie - stojące na cokołach - kolumny. I tu znów przydał się wystający ze ściany pręt.

- "Rzucony“ w pionie wskazał miejsce drugiej kolumny. Za nią, w środkowej części budynku zlokalizowany był zaś ołtarz - tłumaczy Krzysztof Kulesza.

Taki układ wnętrza potwierdza, że - podobnie jak na całym świecie - również podlaska kaplica loretańska była podzielona na pokoik i kuchenkę. Dwie części oddzielone były od siebie ołtarzem. Pokoik służył wiernym. Kuchenka była swego rodzaju zapleczem. By podkreślić funkcję, jaką miała w oryginalnym Domu Świętej Rodziny, trzymano tam m.in. gliniane garnki.

Po zdjęciu warstw kurzu i osadów, na ścianach odsłonięte zostały ciągi cegieł, a na fragmentach także profile gzymsów. Nad kolumnami usadowione były belki. Wszystko wskazuje na to, że były bardzo bogato zdobione.

- Niestety nie da się odtworzyć kształtu tamtejszych rzeźb, ale biorąc pod uwagę przykłady kaplic loretańskich z innych miast, były z pewnością przepiękne - mówi architekt.

Błąd budowniczych

Wramach swojej pracy przebadał też podziemia kaplicy. Co ciekawe, okazało się, że nie są zlokalizowane dokładnie w granicach budynku. Osie ścian fundamentów różnią się od tych w części nadziemnej. Przesunięcia między ścianami liczą nawet do 100 cm. - Trudno powiedzieć, czy wynikło z błędu w pomiarach dawnych budowniczych, czy też była to ich świadoma decyzja. Możliwe, że wpłynął na nią brak dokładnego projektu wystroju kaplicy w trakcie wzmacniania fundamentów. Być może budowniczowie narysowali patykiem na piasku w podłodze piwnicy linie i wymierzyli wszystko na zasadzie: mniej więcej tyle powinno wystarczyć - mówi architekt.

W krypcie pod kaplicą znalazł pochówki. Zachowała się nisza grobowa i leżące tam ludzkie kości.
Istnienie piwnicy jest dość nietypowe. Ani Święty Domek w Loreto, ani inne rozsiane po całej Europie nie miały podziemi. To tylko jeden z wielu dowodów na to, że drohiczyńska kaplica nie była pierwotnie planowana jako miejsce kultu Matki Boskiej Loterańskiej. Decyzja o tym mogła zapaść w trakcie budowy lub nawet po jej zakończeniu. - Uzasadnieniem tych odstępstw może być również coraz dalsze odchodzenie od pierwotnych kanonów dotyczących budowy domków loretańskich. Często chodziło o względy funkcjonalne - mówi Krzysztof Kulesza.

Uważa jednak za fenomen, że na świecie powstało tyle kopii jednego małego domku.

- Ciekawe, że przylgnęła do niego nazwa "Domek Matki Boskiej“, podczas gdy z rzadka tylko używa się określenia "Domek Świętej Rodziny“. A przecież oprócz Maryi mieszkał tam św. Józef i Jezus. Być może takie nazewnictwo wynika stąd, że to kobieta spędzała niegdyś w domu najwięcej czasu - przygotowywała strawę, zajmowała się dzieckiem, itd. - zastanawia się Krzysztof Kulesza.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny