Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Londyński bulwar - tu nie spełniają się marzenia

Adrian Kuźmiuk
- kadr z filmu
- kadr z filmu
Jest to historia przestępcy, który za wszelką cenę chce rozpocząć uczciwe życie. Dramat rozgrywający się w rzeczywistości angielskich gangsterów nie przypomina w żadnej mierze kina Guya Ritchiego. Mimo to jest całkiem niezły.

Londyński bulwar to miejsce, gdzie człowiek może osiągnąć coś jedynie przemocą. W gangsterski świat ludzi, którzy nie potrafią sklecić zdania bez wtrącenia słowa "cunt", a wszelkie porachunki załatwiają przy użyciu noża lub rewolweru, wprowadza nas Mitchell (Colin Farrel). Po trzyletnim wyroku za pobicie wychodzi z więzienia. Niestety już pierwszego dnia wdaje się w bujkę z osiedlowym dilerem. Mimo szczerych chęci i prób nasz bohater nie może zerwać z przeszłością. Dawni przyjaciele i nowi wrogowie za wszelką cenę starają się z powrotem sprowadzić go na złą drogę.

Mitchell zatrudnia się w posiadłości rozchwianej emocjonalnie filmowej gwiazdy Charlotte (Keira Knightley). Zajmuje się tam nie tylko majsterkowaniem, ale i ochroną kobiety przed niezwykle natrętnymi paparazzi. Charlotte wydaje się jedyną osobą, dla której Mitchell mógłby skończyć z kryminalną przeszłością. On sam jest dla aktorki powodem do rozpoczęcia wszystkiego od nowa.

To nie kino Guya Ritchiego

Pierwsze sceny filmu przywołują skojarzenia z rewelacyjnymi Lock, Stock and Two Smoking Barrels oraz Snatch Guya Ritchiego. Nic bardziej mylnego. Choć tematyka jest podobna, dzieło Williama Monahana jest zupełnie pozbawione czarnego humoru. Gangsterski świat jest brutalny i przygnębiający. Główny bohater jest postacią tragiczną. Nieważne, co zrobi, bo i tak jego każdy krok przybliża go ku zagładzie. Jednak Mitchell jak przystało na prawdziwego twardziela i porządnego faceta, zamierza pociągnąć na dno jak najwięcej szumowin gangsterskiego podziemia.

Colin Farrell sprawdza się w roli prostolinijnego Mitchella. Nie jest wylewny, a jeśli już coś mówi, to krótko, treściwie i w określonym celu. Przede wszystkim jest to człowiek czynu. Niestety brutalna rzeczywistość Londynu codziennie pozwala mu się wykazywać.

Seksowna Keira

W porównaniu do niewyraźnej postaci w Pirates of the Caribbean Keira Knightley o wiele lepiej odnajduje się w roli aktorki przeżywającą kryzys zawodowy i osobisty. Niewinna ofiara przemysłu filmowego nie rusza się ze swojej willi w centrum Londynu. Nachalni paparazzi czyhają przed jej domem przez całą dobę i nie szczędzą obelżywych wyzwisk, aby tylko sprowokować aktorkę do spontanicznej reakcji. Osaczona Charlotte nie może nawet kupić podpasek w osiedlowym sklepiku.

Przed rzeczywistościa ucieka na poddasze do swojej pracowni. Tam maluje obrazy, na których krytyka nie zostawia suchej nitki. Ale robi to wyłącznie dla siebie. Keira Knightley stworzyła postać bardzo seksowną. Mimo że w filmie się nie rozbiera, sam jej sposób bycia jest pociągający. Choć stara się rozmawiać z Mitchellem swobodnie, daje się odczuć nutkę flirtu w jej słowach. Usilnie poszukuje uczucia oraz opieki. Jest zupełnym przeciwieństwem gwiazdy jaką zagrała Whitney Houston w Bodyguard. Próby malarskie jeszcze bardziej zblizają ją do wizerunku romantycznej artystki.

Mistrzowie angielskiego kina

Oprócz Mitchella obrońcą aktorki jest Jordan - uzależniony od metadonu niespełniony aktor. Gra go genialny David Thewlis. Mimo że Jordan jest bardzo oddany aktorce, nie może jej pomóc. Przez swoje uzależnienie (narkotyzuje się już od godz. 6) wciąga ją w melancholię. Jest sentymentalistą pogrążonym w myślach o samobójstwie. Najlepiej przedstawia to scena, gdy Mitchell kładzie przed nim naładowany rewolwer i pyta, jak Jordan na niego zareaguje. Aktor wyjaśnia, że prawdziwy artysta potrafi zachować się w każdej sytuacji. Otwiera bębenek wysypuje sześć pocisków i z nonszalancją ustawia je w szeregu. W rzeczywistości nie jest to aktorska zabawa, a prawdziwe zwątpienie w sens życia.

Nieco rozczarowała mnie rola Raya Winstonea jako gangsterskiego bossa-homoseksualisty. Bardziej liczyłem na bezwzględnego sadystę karmiącego świnie zwłokami swoich oponentów, jakiego zagrał Alan Ford w Snatchu. Jego beznamiętne instrukcje dotyczące pozbywania się ciał i ilości świń do tego potrzebnych były rewelacyjne. Ray Winstone może jednak się pochwalić krótkimi historyjkami z dzieciństwa, które opowiada ofierze tuż przed egzekucją. Wydają się one bezsensowne i zupełnie nieadekwatne do sytuacji. Wiedząc jednak, że boss Gant był wykorzystywany seksualnie w dzieciństwie, możemy spekulować, że wspomnienia okresu traumy pomagają mu zabijać.

Niestety Stephan Graham znany m.in. z filmu Snatch, czy This is England stanowi tylko tło, a szkoda.

Amerykańskie kino na wyspach

Choć akcja London Boulevard dość długo się rozkręca, to film jako całość jest całkiem niezły. Szczególnie końcówka mnie rozbroiła. Idąc na niego do kina powinniśmy się nastawiać raczej na dramat niż czarną komedię gangsterską. Przyjemnie jest posłuchać angielskiego akcentu i przypomnieć sobie londyńską architekturę, tak bliską wielu Polakom.

Jeśli liczymy na film akcji, możemy się rozczarować, ponieważ pierwsza połowa jest raczej sentymentalna i budująca napięcie, któremu bohaterowie dają upust w drugiej połowie. London Boulevard to ciekawa synteza amerykańskiego kina w rzeczywistości angielskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny