Kurier Poranny: 4 listopada przełamana została w USA bariera, która jeszcze niedawno wydawała się nie do skruszenia.
Tomasz Lis: Od ponad stu lat mówiło się, że amerykańskim prezydentem nie zostanie kobieta, Żyd ani Murzyn. A już ta trzecia możliwość wydawała się zupełnie nieprawdopodobna. Jeszcze dwadzieścia lat temu Murzyn w Ameryce mógł być ewentualnie gwiazdą sportu.
Potem przyszła era Michaela Jordana, później Tigera Woodsa. W show biznesie niekwestionowaną gwiazdą została Oprah Winfrey. W życiu publicznym okazało się, że Murzyn może być też sekretarzem stanu, a Murzynka panią sekretarz stanu. A jeszcze w międzyczasie Denzel Washington dostał Oscara, potem statuetkę zdobyła też Halle Belly.
Według mnie zlewało się to w pewną masę, aż w końcu nastąpiło wydarzenie na gigantyczną skalę. Zwłaszcza jeśli odniesiemy je do kontekstu europejskiego: jakże trudno wyobrazić nam sobie potomka imigrantów z Maroka czy Algierii jako prezydenta Francji czy Hindusa jako pierwszego ministra Wielkiej Brytanii. A w Ameryce to już się dokonało.
To 44. prezydent. Liczba iście magiczna w Polsce. Szczęśliwe to będzie dla nas czterolecie?
- Nie rozpatrywałbym tego w kategoriach szczęścia. Ale też nie przeceniajmy roli Polski. Jesteśmy trzeciorzędnym, nieistotnym sojusznikiem. Nie boję się o relacje polsko-amerykańskie. W tym sensie, że dziś w ogromnym stopniu zależą od naszej pozycji w Europie. Im jesteśmy w niej mocniejsi, tym większe mamy przełożenia na Amerykę. Droga do Białego Domu wiedzie przez Brukselę. Choć warto też starać się o jak najlepsze bezpośrednie relacje z Waszyngtonem, bo to wzmacnia naszą pozycję w Brukseli.
Cały wywiad z Tomaszem Lisem jutro w papierowym wydaniu Magazynu Kuriera Porannego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?