Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lepiej krócej, a dobrze. Dni Białegostoku powinny zmienić formułę. (zdjęcia)

Urszula Zimnoch Tomasz Maleta
Koncert T. Love przyciągnął tłumy.
Koncert T. Love przyciągnął tłumy. Fot. S. Łapińska
Dwanaście dni trwały tegoroczne Dni Białegostoku. O dwa dłużej niż ubiegłoroczne. Już wtedy wydawały się rozciągnięte ponad miarę. I dobitnie pokazały, że lepiej świętować krócej, ale za to dobrze. Nie pomni tych doświadczeń organizatorzy zafundowali nam w tym roku powtórkę z rozrywki.

[galeria_glowna]
Dni Białegostoku to w zasadzie impreza skierowana do mieszkańców. Być może nastał jednak czas, żeby wyjść z tradycyjnymi już obchodami święta Białegostoku poza rogatki miasta oraz granice województwa. Wtedy można byłoby je wykorzystać do promocji miasta. W ubiegłym roku Lura, a zwłaszcza mało jeszcze znany w Polsce Matt Dusk, byli zbyt słabymi magnesami, by przyciągnąć osoby spoza miasta. Jednak w tym roku mieliśmy megagwiazdę. Tyle że na wielu muzycznych portalach internetowych, gdzie śledzone są trasy koncertowe poszczególnych gwiazd, Białystok nie znalazł się wśród miast, w których wystąpi Suzanne Vega. Szkoda, bo taka informacja mogła przecież przyciągnąć fanów piosenkarki z innych miejsc Polski.

Być może i tak by się zjawili, gdyby nie termin białostockiego koncertu. Poniedziałkowy wieczór to nie jest najszczęśliwszy czas na taki przyjazd. Gdyby amerykańska gwiazda śpiewała swoje przeboje na Rynku Kościuszki dzień, dwa dni wcześniej, wówczas o Białymstoku byłoby głośno w Polsce. Tym bardziej że akurat w naszym mieście jej występ był za darmo. Tyle że w niedzielę Suzanne Vega koncertowała we Wrocławiu, a wcześniej w Olsztynie i Kołobrzegu. Może gdyby bardziej perspektywicznie zabiegano o jej występ, to finał dni miasta przypadłby w niedzielę, a nie - co jest chyba ewenementem - w poniedziałek. Dobrze jednak, że organizatorom w ogóle udało się namówić piosenkarkę, by zaśpiewała w stolicy Podlasia. Na jej koncert, a głównie dla dwóch najbardziej znanych piosenek ("Luka" oraz "Tom's diner") przyszło sporo białostoczan. To dowód, że takich występów jest u nas wciąż za mało.

Tych analogii z ubiegłym rokiem nasuwa się zresztą znacznie więcej. Przed wszystkim nierównomierne rozłożenie świątecznych akcentów. Bardzo mocny początek - koncert T. Love, Kayah i Zakopower, Małgorzaty Walewskiej (w zeszłym roku koncert Perfectu, Lury) - i mizerny drugi weekend. Co prawda była parada orkiestr dętych, miłośnicy czworonogów świętowali na Plantach piąte urodziny Kawelina, ale w porównaniu z tym, czym nas raczono tydzień wcześniej, to doprawdy niewiele.

Jak zwykle nie zawiódł Jarmark na Jana. Rozstawione stragany z tradycyjnymi wyrobami rzemieślniczymi, podlaskim jadłem czy też zwykłymi drewnianymi grabiami na Rynku Kościuszki ściągnęły tłumy białostoczan. I jak to na jarmarku bywa, targowano się przednio. Tym jarmarcznym klimatem wrócił Białystok, choć na chwilę, do przeszłości. Mimo złej pogody.

Szkoda, że podobnie jak w zeszłym roku, także i tym razem władze miasta nie wykorzystały szansy na świąteczne spotkania z mieszkańcami. Nie z perspektywy sceny, a rozmów przy kafejkowych stolikach. Nie pod krawatem, ale tak na luzie, po ludzku. Przy kwasie chlebowym i ogórku, a nawet i przy piwie, tematów do gawędzenia (i nie tylko) pewnie by nie brakowało. Taka integracja nadaje dniom miasta swoistego klimatu. A tego właśnie zabrakło. Wywieszenie flag to za mało. Były koncerty, wystawy, pokazy, ale nie było atmosfery święta i świętowania.

Za to na Rynku Kościuszki powiało odrobinę Dalekim Wschodem. Białostoczanie mieli okazję zobaczyć oryginalną sztukę na wodzie. Prezentował ją Wietnamski Teatr na Wodzie z Hanoi. Szkoda, że był to jedyny teatr, który w czasie Dni Białegostoku wyszedł na ulicę. W tym samym czasie bowiem w mieście odbywał się Międzynarodowy Festiwal Szkół Lalkarskich. Chociaż został tradycyjnie wpisany do programu miejskiego świętowania, to takiego charakteru plenerowego już nie miał. Wszystkie spektakle odbyły się albo na scenie białostockiego wydziału lalkarskiego Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie, albo na deskach Białostockiego Teatru Lalek.

Z dniami miasta zbiegły się 45. urodziny Galerii Arsenał, która swój jubileusz uświetniła wystawą w zupełnie nowym miejscu - starej elektrowni przy ulicy Elektrycznej. Dwie wystawy stanęły również na Rynku Kościuszki, a jedna w lokalu po dawnej "Telimenie". Archiwum Państwowe przygotowało wystawę o Janie Glince - pierwszym historyku Białegostoku. W nowej galerii pokazano zdjęcia Augustisa, a na placu przed katedrą fotografie Wiktora Wołkowa. I za to należy się organizatorom plus, bo wystawy opowiadają o historii Białegostoku lub pokazują piękno podlaskiej przyrody.

Jednak podobnie jak w ubiegłym roku, także i teraz pod Dni Białegostoku podpięto wszystkie imprezy, które odbywały się w mieście. Trudno doprawdy zrozumieć, co ze świętowaniem miały wspólnego mistrzostwa polski juniorów w lekkoatletyce. Zamiast sztucznie rozciągać w czasie obchody, może lepiej świętować krócej, na przykład pięć dni, ale za to dobrze? Albo podzielić świętowanie na dwie tury: letnią i zimową. Przy takiej pogodzie, jaka była w tym roku od grudnia do marca, śnieżne dni miasta byłyby nie lada gratką. I wyzwaniem dla ich organizatorów. A przy okazji ożywiłyby Rynek Kościuszki w martwym sezonie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny