Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leon Tarasewicz zaprasza do Łapicz, przy granicy z Białorusią. Światowej sławy malarz przyjedzie prosto z Berlina

Alicja Zielińska
Mirosława i Marek Marszałkowie mieszkają tu od 16 lat. A przyjechali do Łapicz niegdyś tylko na wakacje. I zostali.
Mirosława i Marek Marszałkowie mieszkają tu od 16 lat. A przyjechali do Łapicz niegdyś tylko na wakacje. I zostali. Fot. Bogusław F. Skok
Leon Tarasewicz zaprasza do Łapicz, przy granicy z Białorusią. Wśród lasów, pól, w głuszy niemal zupełnej pokaże nowe obrazy. I zapowiada niespodzianki. U Marszałków przy... Marszałkowskiej

Szukali domu na Mazurach. Znaleźli pod Krynkami. Mieli tam spędzać tylko wakacje. Zostali na stałe. Mirosława i Marek Marszałkowie z Bielska Białej od 16 lat mieszkają w Łapiczach, wyludnionej wsi w środku lasu, kilka kilometrów od granicy z Białorusią. Zajmują się agroturystyką. A dziś swoje obrazy pokaże u nich Leon Tarasewicz, światowej sławy artysta rodem z Walił obok Gródka.

Wernisaż na wsi

Przyjeżdżamy do Marszałków we wtorek. Plakat o piątkowym wernisażu już wisi. - Początek o godz. 18. Obrazy będą montowane w czwartek albo w piątek z rana, Leon Tarasewicz na razie jest w Berlinie. Tyle wiemy - mówią nam gospodarze, zresztą jak wszystkim, którzy dzwonią w tej sprawie. A telefony się urywają.

Bo to nie lada gratka, zobaczyć Tarasewicza w takiej scenerii. Wśród lasów, pól, w głuszy niemal zupełnej. Dla Marszałków oznacza to bez wątpienia nobilitację, chociaż w ich spokojne dotychczas życie wernisaż wprowadzi zapewne trochę zamieszania. Ale cieszą się. I wierzą, że wszystko wypadnie jak najlepiej.

Właśnie u nich od dziesięciu lat, co roku w lipcu, Stowarzyszenie Villa Socrates i białoruski pisarz mieszkający w Krynkach Sokrat Janowicz organizują Trialogi Białoruskie. Przyjeżdżają tłumacze, pisarze oraz językoznawcy interesujący się literaturą białoruską.

Leon Tarasewicz jest wiceprezesem stowarzyszenia. Wystawa ma być artystycznym podsumowaniem tej imprezy. Dedykuje ją Sokratowi Janowiczowi.

Przez przypadek

Przyjechali na Mazury odpocząć i rozejrzeć się za jakimś letniskiem, by mieć latem gdzie jeździć z dziećmi. Marek pracował w Niemczech, odłożyli trochę gotówki. Objechali całą okolicę. Nic nie znaleźli. Kwatery albo pozajmowane, albo ceny tak wywindowane, że nie na przeciętną kieszeń. Wracając do Bielska Białej, postanowili odwiedzić kuzyna w Łapiczach właśnie, skoro już byli w tych stronach.

To była decyzja życiowa. Kiedy zwierzyli się kuzynowi ze swoich planów, ten niewiele myśląc, zapytał: "A taka chałupa wam odpowiada?". I wskazał domek na skraju wsi. Właściciel od kilku lat mieszkał w Krynkach i nosił się z zamiarem sprzedaży gospodarstwa.

- Byliśmy pierwsi, którzy wybrali taki sposób życia - wspomina Marek. Bo kiedy tu się zjawili, wszyscy wyjeżdżali do miasta, cała Ściana Wschodnia z dnia na dzień się wyludniła. Zresztą gdzie Bielsko Biała, a gdzie Łapicze?

Traktowano ich jak kolejnych osadników, którzy za PRL zjechali, by za państwowe kredyty unowocześniać podlaską wieś, ale pomysł okazał się diabła wart, jak większość wówczas, i osadnicy równie szybko się stąd wynieśli. Więc miejscowi tak samo sądzili o nich: pobędą rok i wyjadą. A tu minął rok, następne lata, a oni ani myślą stąd wyjeżdżać.

- Ba, nigdy nie było momentu, byśmy żałowali - zapewniają zgodnie oboje. Nawet w najtrudniejszych chwilach, gdy byli o krok od załamania.

Zresztą gdyby było inaczej, to nie siedzieliby tutaj. Marek rzuca argument nie do przebicia. Jest wciąż zameldowany w Bielsku Białej, ma tam mieszkanie, mostów za sobą nie zerwali. Jednak to tutaj chcą żyć.

Co za piękne odludzie!

Do Krynek 5 km, do Sokółki 25 km, a do Supraśla 35. Odludzie? Ale jakie piękne! Łosie podchodzą pod płot i godzinami wystają (letnicy mają gratkę), przebiegają sarny, jelenie. Nie mówiąc o trelach ptasząt i powietrzu czystym niczym tutejsza woda źródlana.

Tablica z napisem "Marszałkowska", autentyczna jak w Warszawie. Stoi przy drodze do ich posiadłości.

To znajomi sprawili im taki żartobliwy prezent na srebrne wesele - Marszałkowie, więc niech mają swoją Marszałkowską.

Obok drugi znak informuje, że droga jest "ślepa". I ten już odpowiada prawdzie. Postawił go sam gospodarz, by przyjezdni nie błądzili. Bo rzeczywiście tą żwirówką dalej się nie pojedzie. Prowadzi tylko do ich domu.

- Ja od razu widziałem tu miejsce na dobre życie - zapewnia Marek. Choć przyznaje, że nie był świadomy tego, co ich czeka. I pewnie ta nieświadomość sprawiła, że są tu do dziś. - Bo gdybym wiedział, to bym nigdy nie przyjechał.
Początki były niezwykle ciężkie.

Po raz pierwszy odwiedziliśmy Mirkę i Marka Marszałków w 1998 roku. Wówczas mieli za sobą pięć lat życia w Łapiczach. I przygód oraz doświadczeń tyle, że starczyłoby na pasjonujący serial.

Bo nie od razu było tak cudownie. Poniszczone ściany, podłoga. Wiadomo, stary, opuszczony przez ileś tam lat budynek nie nadaje się do zamieszkania, opowiadali nam wtedy. Jak tu żyć? W samym lesie. W całej wsi dwanaście gospodarstw, rozrzuconych po polach, zamieszkałych przez samych starszych ludzi. Z młodych małżeństw tylko oni i jeszcze jedna rodzina pod granicą.

Cisza, spokój. Dobre latem, ale zimą? Przecież dzieci muszą chodzić do szkoły, trzeba robić zakupy. Ale okazało się, że nie są to problemy, z którymi nie można sobie poradzić. Dziewczynki dojeżdżały do szkoły rowerami, teraz 14-letni Michał też.

Mirka przyznała wtedy, że tęskniła do znajomych i domu w Bielsku Białej.
Teraz, z perspektywy szesnastu lat, wydaje się jej, jakby tu mieszkała od urodzenia.

Przeżyli tu wiele, łącznie z pożarem i zalaniem domu. Najpierw była kradzież.
Kiedy zjechali z dziećmi mieszkać na stałe, zastali widok przerażający. Wybite okna, splądrowane pomieszczenia. Z mebli, naczyń, sprzętów, które przywieźli wcześniej, złodzieje nie zostawili prawie nic. Dość, że Marek zabrał się za zbijanie ławek i stołu, które potem długo im jeszcze służyły.

Ogień pojawił się zupełnie niespodziewanie. Od kominka. Jeszcze chwila, a zająłby się cały dom. Aż strach myśleć. Gdyby przytrafiło się w nocy, nie uszliby z życiem. Byli już jako tako urządzeni. Następnego dnia mieli przyjechać jej rodzice, zobaczyć, jak mieszkają. A tu trzeba sprzątać, suszyć, malować od nowa.
Do powodzi zaś doszło podczas wymiany dachu. Rozebrali dach w dzień, była piękna pogoda, a w nocy, trzeba pecha, przyszła taka ulewa i taka burza, że wszystko zalało. Lata pobytu w Łapiczach nauczyły ich pokory, ale jednocześnie zahartowały.

Biznes, ale kameralny

- Łapicze to był najlepszy wybór - odpowiada Marek zdecydowanie. A Mirka zapewnia: - Choćbym miała tu iść na kolanach, to bym przyszła. A co się zmieniło przez te szesnaście lat?

- Jest zasięg komórkowy - żartuje Marek, bo co chwila dzwoni telefon. Ale najważniejsze to że dzieci wyrosły zdrowo. Córki wyfrunęły z domu na dobre. Kasia skończyła studia w Niemczech, tam poznała Meksykanina, pobrali się. Na razie są w Niemczech, bo zięć ma kontrakt w Porsche, ale na stałe chcą zamieszkać w Meksyku.

Martyna studiuje w Danii, został jej jeszcze rok. Zamierza wrócić do Łapicz i prowadzić agroturystykę, jak rodzice.

Najmłodszy Michał, który tutaj się wychował od urodzenia, uczy się w gimnazjum.
Są zadowoleni z tego, co osiągnęli. Nie nastawiali się na wielki biznes. Chcieli prowadzić agroturystykę i to robią. Mają stałych letników. Wiernych od lat, którzy tu wracają.

Wszystko po staremu

Przyjechał kolega po dziesięciu latach ze Stanów, pooglądał i mówi: "Nic się tu nie zmieniło". No i dobrze, niech tak zostanie przez następne sto lat. Marek cieszy się z takiej opinii. Nie chce iść w wielki biznes. - Gdybyśmy postawili ośrodek na 50 osób, to czar tego miejsca prysłby natychmiast. Byłaby komercja. A powinno być kameralnie, pięciu, dziesięciu letników. Tak sobie założyli. Wtedy jest jak w rodzinie. Można się wzajemnie poznać, porozmawiać. Być blisko. - Robi się taka swojska atmosfera - tłumaczy Mirka. - Razem się jada obiad, razem idzie na spacer. Nie turyści, a dobrzy znajomi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny