Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leczyli raka lewatywą. Teraz staną przed sądem

Lucyna Makowska
archiwum GL
Uzdrowiciele z Dębinki, koło Trzebiela, którzy próbowali leczyć nowotwory sokami z warzyw i owoców oraz lewatywą z kawy staną przed sądem. Żarska prokuratura oskarżyła ich o leczenie bez uprawnień i czerpanie z tego korzyści majątkowych.

Edward Falkiewicz, mieszkaniec niewielkiej Dębinki w gminie Trzebiel od początku uważał, że to leczenie to jakaś bujda. O znachorach w rodzinnej wsi usłyszał pierwszy raz w mediach. Wiedział tylko, że to krewni jednej z mieszkanek. Kupili dom i go remontowali. Pamięta jak kilka razy jak spotkał w kościele Elżbietę K., wspólniczkę Rafała K. z nieznajomą kobietą.

Wyglądała na zniszczoną przez chorobę - przyznaje.- Jednak ja od początku nie wierzyłem w uzdrowicielską moc tych soków. Zwłaszcza za takie pieniądze. A te były niemałe. Tygodniowy pobyt w ośrodku kosztował 5 tys. zł, w cenie było wyżywienie, zakwaterowanie i suplementy diety.

Dieta cud

Jego szef Rafał K. reklamował na stronach internetowych metodę leczenia, opartą na diecie z soku ze świeżych warzyw. Przedstawiał się jako przedsiębiorca, informatyk, naukowiec, fizyk, filozof. O jego wspólniczce Elżbiecie K. można było wyczytać, że jest zootechnikiem i interesuje się botaniką. Oboje wierzyli, że kuracja ze świeżo wyciśniętych soków z owoców i warzyw w połączeniu z lewatywą z kawy potrafi zdziałać cuda, włącznie z wyleczeniem raka.

Rafał K. nikomu nie dawał żadnych gwarancji. Zarzekał się, że nie świadczy usług medycznych, bo nie jest lekarzem. Zainteresowanie było duże. Ludzie z całej Polski komunikowali się z ośrodkiem, kilku zdecydowało się na przyjazd i rozpoczęcie leczenia. Wśród nich był mieszkaniec Krakowa, który przyjechał do Dębinki z chorą na raka matką.

Szamani z zarzutami

Sprawa pewnie nigdy nie wyszłaby na jaw, gdyby nie artykuły prasowe na temat ośrodka. GL pisała o tym w marcu zeszłego roku. To po ich publikacji żarska prokuratura zainteresowała się sprawą. - Nie otrzymaliśmy żadnego zawiadomienia, ale jesienią 2010 zwróciliśmy się do Urzędu Skarbowego w Żarach o przeprowadzenie kontroli w ośrodku i na jej podstawie wszczęliśmy własne śledztwo - mówi Barbara Neneman-Szachnowska, szefowa żarskiej prokuratury.

Kontrolę w ośrodku miał przeprowadzić też sanepid. Podczas przeszukania śledczy zabezpieczyli dokumentację medyczną potencjalnych pacjentów. Prowadzący terapię przed jej rozpoczęciem tłumaczyli, że muszą zapoznać się z konwencjonalnymi sposobami leczenia swoich kuracjuszy. Na ich podstawie prokuratura dotarła do osób zgłaszających się do ośrodka. Nie wszystkich udało się przesłuchać, bo niektórzy już nie żyli. Wiadomo jednak, że kilkoro przyjechało do Dębinki. Niektórzy zrażeni warunkami rezygnowali. Prowadzący nie posiadali żadnych certyfikatów. Nic dziwnego, bo remontowany domek na skraju wsi w niczym nie przypominał ośrodka leczniczego.

Ani Rafał K., ani jego wspólniczka nie mieli zarejestrowanej działalności gospodarczej i nie odprowadzali składek, jedna z kobiet wpłaciła na konto ośrodka 2,5 tys. zł. Żmudne śledztwo skończyło się aktem oskarżenia. Rafał K. i Elżbieta K. usłyszeli 6 zarzutów leczenia bez uprawnień i osiągnięcia korzyści majątkowej. Obojgu grozi do roku więzienia. To na pewno wyleczy z szamanów z terapii marchewką i lewatywą.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska