W parku przed łapskim Domem Kultury zgromadził się spory tłumek. Na listę obecności wpisało się dwustu Łapińskich. Oprócz miejscowych i tych zza miedzy, przybyli Łapińscy z Białegostoku, Warszawy, Olsztyna, Augustowa i z drugiego krańca Polski.
- Mam okazję spotkać się z krewnymi- przekonuje Paweł Łapiński, herbu Lubicz. Jest z żoną, synem i synową. Ponad sześćset kilometrów drogi - spod Jeleniej Góry, pokonał samochodem. Zajęło mu to dziewięć godzin.
W Łapach urodził się jego ojciec, który podczas niemieckiej okupacji został wywieziony do obozu koncentracyjnego.
- Tam poznał moją mamę. Po wojnie wyjechali na tzw. Ziemie Odzyskane. Ja urodziłem się już na Dolnym Śląsku. A moja żona jest góralką - mówi O pierwszym zjeździe, w 2004 roku, dowiedział się przypadkowo. Nie wahał się wtedy ani chwili, spakował się i wyruszył do Łap. Po trzech latach tutaj wrócił.
- Bo takie spotkanie sprzyja integracji i odbudowaniu dawnych więzi rodzinnych. Warto poznać historię swoich przodków, ale także żyjących przedstawicieli rodu - przekonuje.
Ilu Łapińskich, tyle przydomków
Na tablicach genealogicznych poszczególnych rodzin, setki nazwisk spokrewnionych ze sobą osób. Ród ten może poszczycić się chlubnymi tradycjami szlacheckimi. W drugiej połowie XV wieku Łapińscy osiedlili się nad lewym brzegiem Narwi. Przybyli tu z Mazowsza. A jeden z rycerzy herbu Lubicz - otrzymał ziemię, którą podzielił na dwanaście działek. Nazwisko pochodzi od Łapa- bo taki przydomek miał legendarny rycerz.
- Dawniej mieszkali tutaj głównie Łapińscy. Było ich tak wielu, że zaczęli przyjmować przydomki, na przykład Bąk, Gmer, Kaczor, Półpanek. Były one jakby drogowskazami w gąszczu licznego rodu noszącego to popularne nazwisko -tłumaczy Łukasz Lubicz Łapiński, prezes białostockiego oddziału Związku Szlachty Polskiej.
Sam pochodzi z Zambrowa, ale swoje korzenie ma w Łapach. Zbadał, że jego siedmiokrotny pradziadek urodził się tutaj- w 1650 roku. A pochodził z linii Bodajów.
Plansze genealogiczne były najbardziej oblegane. Goście swoich korzeni szukali według posiadanych przydomków.
- Moja praprababka nazywała się Agnieszka Łapińska i wywodziła się z wymarłej już linii Klebanów - wyjaśnia Wojciech Tomorowicz z Białegostoku. Na zjazd przyjechał po raz pierwszy. Pod koniec lat osiemdziesiątych zaczął interesować się rodzinną przeszłością. Od tej pory tworzy drzewo genealogiczne.
Łapińskich numerowano
- Jak sięgam pamięcią zawsze mówiono na nas Piechota. Nawet w dzieciństwie wołano na mnie Piechociak. Moich kolegów Łapińskich też rozpoznawano po przydomkach. Na przykładów mówiło się: Idę do Pawlaków lub Labów - śmieje się profesor Eugeniusz Łapiński, obecny rektor Niepaństwowej Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Białymstoku.
Urodził się w Łapach , tuż przed wojną. Jego dom rodzinny znajdował się przy ulicy Długiej, czyli na Popłońcu.
W 1956 roku, po zdaniu matury w miejscowym ogólniaku, zatrudnił się w warsztatach kolejowych. Zresztą taka była rodzinna tradycja. Jego ojciec Tomasz też był kolejarzem.
- W ZNTK pracowało wówczas ponad 530 Łapińskich. Żeby w dokumentach nie było pomyłek, każdy z nas miał numerek. Mój tato był 133, a ja 217 - wspomina profesor.
A przed wojną najbardziej znanym w mieście oraz w Warsztatach był Mikołaj Łapiński, numer 1. Był on często zapraszany na miejskie uroczystości, jako reprezentant najliczniejszej rodziny.
W 1958 roku pan Eugeniusz wyjechał na studia do Gdańska. A od lat mieszka w Olsztynie.
- Łapińskich spotykam wszędzie. W Olsztynie jest nas czterech. A swoje rodzinne miasteczko odwiedzam przynajmniej raz w tygodniu. Tutaj mieszka moja siostra Regina.
Skorzystał z nazwiska
Natomiast Zdzisław Łapiński na zjazd do Łap przyjechał z Warszawy. W garniturze, pod krawatem. Bo okazja też nie byle jaka. Przecież to rodzinne spotkanie.
Pochodzi z pobliskiej Płonki Strumianki, ale dzieciństwo spędził w Łapach, w domu, przy ulicy Szkolnej.
- W podstawówce, oprócz mnie, w jednej klasie uczyło się kilku Łapińskich. A zdarzały się i takie same imiona - wspomina pan Zdzisław. - Jak nas odróżniano? To proste, po przezwiskach. Na mnie wołano Gębiak. A w dzienniku, oczywiście przy imionach stały numerki.
Po maturze, pod koniec lat pięćdziesiątych, pan Zdzisław wyjechał do Warszawy. Zatrudnił się w Ursusie.
- Najbardziej jednak skorzystałem z mojego nazwiska podczas służby wojskowej w Ustce. Okazało się, że dowódca garnizonu nazywał się Józef Łapiński, czyli identycznie, jak mój ojciec. Dzięki temu miałem fory u moich przełożonych, gdyż niektórzy sądzili, że jestem jego synem - opowiada z ożywieniem.
Potem pan Józef na krewnych Łapińskich natknął się w Gdańsku. A w Warszawie, mieszkał po sąsiedzku z Dariuszem Łapińskim, reporterem Faktów TVN, który zresztą też pochodzi z Łap.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?