Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kury - miłość, pasja czy hobby?

Alicja Zielińska
Jerzy Zimnoch z żoną Anną, synem Michałem i kogutem rasy hamburskiej
Jerzy Zimnoch z żoną Anną, synem Michałem i kogutem rasy hamburskiej
Świąteczny rosół z własnych kur? Pycha. Ale Anna i Jerzy Zimnochowie kręcą przecząco głowami, chociaż mają ponad 80 kur. Bo kury kochają.

Jaja tak, jedzą. Są bardzo smaczne, zdrowe, wiadomo, prawdziwe, wiejskie. Mięsa swoich kur Zimnochowie jednak nie próbowali. Mieszkają w Ogrodnikach w gminie Dobrzyniewo Duże. Jerzy Zimnoch jest przedsiębiorcą budowlanym, od trzech lat hoduje ptaki ozdobne. Dla przyjemności. Poza kurami ma jeszcze 26 bażantów, 20 pawi i kilkanaście kaczek.

Skąd to zainteresowanie? Zawsze miał kontakt ze zwierzętami, w młodości hodował króliki. Więc jak już rozkręcił firmę, postawił dom, było więcej czasu, to zaczął się rozglądać za ptakami. Przypadek, pojechał do kolegi w Fastach stawiać dach. A ten, okazało się, akurat jest hodowcą ptaków ozdobnych. Pokazał swoje stado, spodobało mu się. I za dwa tygodnie kupił od niego bażanty złociste.

Tarasewicz wciągnął

Białoczuby mają na głowie charakterystyczną kulę z piór
Białoczuby mają na głowie charakterystyczną kulę z piór

Na dobre połknął kurzego bakcyla jednak po wizycie u Leona Tarasewicza w Waliłach, do którego zawiózł go znajomy. Dopiero tam zobaczył te ptaki w pełnej krasie. Nic dziwnego, słynny w kraju i za granicą artysta malarz jest również uznanym w świecie hodowcą kur ozdobnych, specjalizującym się w odmianach bojowych.

- Byłem zafascynowany. Nie zdawałem sobie sprawy, że jest ich taka różnorodność. Pojechaliśmy na wystawę do Niemiec, a tam ok. 15 tys. ptaków. Szok.
A ponieważ hodowcy kur stanowią jedną wielką rodzinę, więc kiedy Jerzy Zimnoch zaprosił Leona Tarasewicza do siebie na grilla, to ten przyjechał z trzema klatkami. I wysypał na podwórze kochiny i feniksy. Nie było wyjścia. Trzeba było zbudować kurnik. Konstrukcję postawiła wynajęta brygada, resztę zrobili sami, rodzinnie.

Pani Anna wspomina ze śmiechem, jak to Tarasewicz za jakiś czas wpadł do nich przejazdem. - Rozgląda się zdziwiony, a my wszyscy przy kurniku. Mąż z synem na dachu, a ja z trzema córkami z pędzlami w rękach malujemy ściany.
- Leon zrobił świetną robotę dla nas, hodowców - mówi o Tarasewiczu. - Ma ogromną wiedzę i doświadczenie w hodowli, pisze książki. Jeździ po wystawach, bywa, że z jednej na drugą. Bo na przykład w Niemczech jesienią pokazy są organizowane co tydzień.

Kurze piękności

To było trzy lata temu. Teraz Jerzy Zimnoch ma już okazałe woliery (tak nazywają się pomieszczenia dla ptaków), a także automatyczny inkubator do wylęgu piskląt, gdzie temperatura i wilgotność są ustawione do jednej dziesiątej stopnia, zaś maszyna sama przewraca jajka.

Zaprasza do kurnika. Ledwie weszliśmy do środka, a już koguty zaczęły głośno piać. Kury zawtórowały gdakaniem. I zrobiło się gwarno. Wyczuły obcych.
- Właściciel, kiedy przychodzi do ptaków, powinien się odezwać, by wiedziały, że to swój - tłumaczy Jerzy Zimnoch. Czy on się odzywa? Tak, oczywiście.

Przyglądam się tym kurzym okazom, podziwiam. Są piękne, różnorodne. Niektóre tak kolorowe, że trudno opisać. Złoto, zieleń, brąz miedziany. I dziwne, jak nie kury. Ale co ja wiem o kurach? Są duże, do pół metra wysokości, i małe jak gołębie. Białe i czarne, a także biało-czarne i czarno-białe. A i kształtów rozmaitych, bo okrągłe (bywają nawet kury kwadratowe!), czubate i grzywiaste, z łapkami opierzonymi i gołymi aż po sam korpus. Obrośnięte puchem niczym kuleczki i wyniosłe, smukłe. Prawdziwe kurze piękności.

Pora na konkretne informacje. Hodowca musi podzielić się swoją wiedzą. Więc tak, z klatek spoglądają na nas, strosząc pióra, kury padewskie i hamburskie.
- Te nazwy są mylące - objaśnia Jerzy Zimnoch. Bo padewskie pochodzą prawdopodobnie z Azji, a dopiero później zostały przewiezione do Europy, w okolice Padwy. Samodzielne, potrafią same znaleźć pożywienie. A hamburskie zostały wyhodowane w Anglii, kilkaset lat temu. Podziwiane za dumny sposób poruszania się, grację, wdzięk i za oryginalny ogon, dosyć nisko osadzony, do tego w każdym piórku na ogonie mają kropeczkę. Układ tych kropek liczy się w konkursach.

Z czubami i z temperamentem

Białoczuby mają na głowie charakterystyczną kulę z piór

Ale już białoczuby polskie jak najbardziej nazwę zawdzięczają swojemu wyglądowi, a konkretnie właśnie czubowi na głowie. Przez ten czub wyglądają, jakby nosiły peruki. Jednak te zbyt długie pióra należy podcinać nad oczami, bo inaczej nic by nie widziały. I jak by kogut wypatrzył swoją połowicę? Ich niepowtarzalna, wręcz ekscentryczna uroda czyni je jednymi z najpiękniejszych przedstawicielek kurzego rodu, tak mówią o nich hodowcy.

Kolej na następne okazy. Kochiny - pochodzenie tej rasy nie jest do końca znane. Wiadomo, że w XIX wieku przybyły do Anglii z Szanghaju. Ale na pewno ich nazwa pochodzi od chińskiej jednostki wagi. Anglicy przyjęli tę rasę entuzjastycznie. Dla większości miłośników drobiu była to największa kura, jaką widzieli w życiu (kogut dochodzi do wagi 7 kg). A poza słusznymi rozmiarami zachwyca też pięknym upierzeniem. Może być czarna, niebieska, biała, płowożółta, czarna, nakrapiana.
Kochiny nie latają, dlatego ich wybieg nie musi być ogrodzony wysokim płotem. Są spokojne, łatwe do oswojenia. Takie sympatyczne pluszaki.

Bo już feniksy, w odróżnieniu od nich, są kurami półdzikimi. Z dużym temperamentem, potrafią wysoko wyfrunąć. Kiedyś ich hodowla była zarezerwowana tylko dla bogatych dworów szlacheckich. Jeden z feniksów, wyjęty z klatki, prezentuje dumnie do oka obiektywu naszego fotoreportera swój długi, fantastyczny ogon.

No i jeszcze parę słów o brahmaputrach. Brahmy, jak są w skrócie nazywane, to kury łagodne, o rodowodzie prawdopodobnie azjatycko-amerykańskim, szybko też zdobyły popularność w Europie. Ich groszkowy grzebień składa się z trzech rzędów. Zausznice mają podłużne, czerwone. Brwi uwydatnione, spojrzenie groźne, oczy pomarańczowo-czerwone.

Bez mezaliansu

Każda odmiana umieszczona jest w oddzielnej klatce. Muszą być posegregowane, by nie dochodziło do mezaliansu. Czy na kurach ozdobnych można zarobić? Ludzie często o to pytają. Pewnie można, ale trzeba by postawić na masówkę i jak na fermie produkować. Hodowca pasjonat na to nie pójdzie. Chodzi też o zachowanie właściwych proporcji, by to zajęcie pozostało przyjemnością, a nie obowiązkiem. W okresie lęgowym stado się diametralnie powiększa. Bywa, że kurczaków jest 500, ale zaraz idą w świat.

Więc pojęcie kosztów jest względne. Na wystawie za sztukę trzeba zapłacić od 60 do 100 zł, na bazarze taniej. Za najcenniejsze w swojej kolekcji Jerzy Zimnoch uważa brahmaputry kolumbijskie. Na wystawie w Blue City jego srebrny kogut dostał 97 punktów, a kura 96 na 100 możliwych. Wartość finansowa? Przy okazji pokazu parę tej rasy sprzedał za 500 zł. To dużo, ale w Niemczech za samego koguta trzeba zapłacić 100 euro.

Są różnych zawodów i profesji. Zżyli się. Odwiedzają się, bywają u siebie na imieninach, urządzają wspólne sylwestry, przykładowo u Wojtka Morka, który ma hotel w Kozienicach. On ma nieduże stadko, około 30 sztuk, ale bardzo ciekawe, egzotyczne okazy kur, bażantów, pawi. Klatki stoją przy hotelu, goście mają atrakcję. Znanymi hodowcami są Piotr Galiński (tancerz i juror programu TVN "Taniec z gwiazdami") oraz aktorka Karolina Wajda. Należą do Związku Hodowców Kur Ozdobnych Gallus. Nazwa stowarzyszenia pochodzi od łacińskiego słowa "gallus", co w języku polskim znaczy po prostu "kura". Organizuje ono co roku pokazy, ściągające hodowców z całej Polski i rzeszę zwiedzających.

Wystawcy tłumaczą, że chcą w ten sposób podkreślić swój wkład do kultury europejskiej w hodowli tego pięknego ptaka i położyć pomost przez stulecia, od antyku po współczesne czasy w Polsce. Proszę, proszę! Za co można polubić kury? Za wiele cech.Łagodne, miłe, różnorodne. W Warszawie podczas wystawy Jerzy Zimnoch powyciągał je z klatek wprost na ziemię. Dzieci ustawiły się w wianuszek i patrzyły zachwycone. Bo kury nie uciekały, dały się głaskać. Takie sympatyczne pluszaki, niepłochliwe, dziwili się zwiedzający.

W klubie Gallus jest hodowczyni, która ma bojowca angielskiego. Kogucik nazywa się Pipek i nie rozstaje się ze swoją panią. Bywa na zebraniach, pozuje do zdjęć. I mieszka oczywiście w domu.

Więc jak nie wierzyć w przyjaźń kury z człowiekiem? A i zakochać się też można.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny