Takie historyjki kino pokazuje od dawna. Nowicjuszka przyjeżdża do dużego miasta, swoją naturalnością podbija serca zblazowanych władców (w tym wypadku świata mody), musi przejść przemianę i stoczyć walkę o siebie lub o przeżycie. Wszystko zależy od tego, w jaki sposób zostanie to pokazane widzom. Tu kilka kadrów wywołuje skojarzenia albo z „Mullholland Drive” albo z wersją „American Beauty” dla ubogich. Będzie tajemnicze dzikie zwierzę, które zagnieździ się w pokoiku nowicjuszki-dziewicy i przenikanie snu i jawy czasem całkiem sprytnie zwodzące widza na manowce. Ale może słowo spryt wynika z dość wygórowanych oczekiwań, jakie ma się przed seansem.
Spełnieniem są z pewnością klasycznie piękne kadry Natashy Braier, jakby wyjęte z podręczników fotografii, zachwycają stylizacje modelek, makijaże i same top modelki. Z ich widowiskową urodą reżyser skontrastował dziewicze piękno Elle Fanning grającej w filmie osieroconą 16-latkę (ach ten mit o Kopciuszku). Będzie też rozpoznawalna po pierwszej scenie zaborcza lesbijka, wrażliwych kinomanów wypada przestrzec przed operetkową nieco sceną nekrofilii. Operetkowo przedstawieni zostali również dyktatorzy mody i znani fotograficy.
„Neon Demon” nie mówi niczego nowego ani o świecie mody, ani o języku kina. To nasycona kolorami i brzmieniami mini mooga, ociekająca sztuczną krwią, wydmuszka o świecie mody, który w Los Angeles miast pulsować w świetle neonów zwyczajnie zalatuje trupem, tyle że w oszałamiającym makijażu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?