MKTG SR - pasek na kartach artykułów

KSW 53. Tomasz Drwal: Nie czuję się legendą. Ale nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa w MMA [WYWIAD]

Tomasz Dębek
Tomasz Drwal (z lewej)
Tomasz Drwal (z lewej) Andrzej Banas / Polska Press
Tomasz Drwal (21-5-1) to jeden z pionierów polskiego MMA. Jako pierwszy reprezentant naszego kraju "Gorilla" walczył dla UFC. W sobotę wróci do klatki po pięciu latach przerwy. 38-latek w obszernym wywiadzie opowiedział nam m.in. o przygotowaniach do KSW 53, trudnościach spowodowanych pandemią COVID-19, walkach celebrytów i projekcie "Szkoła Walki Drwala".

Tomasz Dębek: W sobotę wróci pan do MMA po ponad pięciu latach. Dlaczego przerwa była tak długa?
Tomasz Drwal: Było kilka powodów. Dwa lata straciłem na wyjście z kontuzji. Kolejny rok na wyleczenie kolana. Musiałem też przypilnować interesów, rozkręcić "Szkołę Walki Drwala". Wyszło tak, że mam dziś dwie placówki w Krakowie i kolejne w Katowicach oraz Zabrzu. Do tego dochodzi rodzina i zobowiązania. Kiedy masz 20 lat, wizja świata i treningów jest trochę inna niż gdy ma się 38 i jest się za kogoś odpowiedzialnym.

Okoliczności powrotu ma pan niespotykane. Jak wyglądały przygotowania do walki podczas pandemii koronawirusa?
Czułem się trochę jak Sylvester Stallone w filmie Rocky IV, kiedy pojechał do Rosji walczyć z Ivanem Drago. Takie były warunki do treningu przez wirusa. Może nie trenowałem w stodole, ale na tarasie, balkonie czy w piwnicy tak. Był taki okres, że nie można było nigdzie wyjść. A musiałem sobie jakoś radzić z treningiem.

ZOBACZ TEŻ:

Procedury związane z dopuszczeniem pana do walki dają się we znaki?
Przechodzimy badania, są środki ostrożności, ale nie odczuwam jakoś specjalnie tych ograniczeń. Jestem zwolennikiem tego, byśmy wszyscy jak najszybciej to przeszli i wyrobili sobie odporność. Prędzej czy później i tak każdy zachoruje. Czy doczekamy się szczepionki, czy nie. Z tym wirusem musimy nauczyć się żyć, przynajmniej w najbliższej przyszłości. Trzeba uważać, dezynfekować ręce, trzymać się zaleceń na tyle, na ile możemy. Na ostatnie dni przygotowań do walki sytuacja nie ma większego wpływu. Bardziej odczuwam to w klubie. Jest powszechna psychoza, ludzie wciąż się boją. Nie wiadomo, jak wszystko rozwinie się po wakacjach. Ograniczenia przed walką to przy tym żaden problem. Boję się tylko tego, że przyjedziemy w piątek czy sobotę i nas wykluczą, bo okaże się że ktoś miał pozytywny test. Przed galami UFC było ostatnio kilka takich przypadków. Okazywało się, że zawodnicy przechodzili chorobę bez żadnych objawów. Całe przygotowania idą wtedy na marne, to największy cios... Ale jestem dobrej myśli. Liczę na to, że takich rzeczy przed KSW 53 nie będzie.

Kontrakt podpisał pan na cztery walki. Celem jest wypełnienie go, np. rewanżem z Michałem Materlą czy walką z Mamedem Chalidowem, z którym miał się pan bić na KSW 29?
Na pewno będziemy dążyć do tego, żeby wypełnić kontrakt. Z kim, kiedy i gdzie? Zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja. Jestem sobą, nie będę niczego deklarował, wyzywał ludzi do walki czy wydziwiał innych rzeczy. Jeśli wygram w sobotę, będziemy planować kolejny krok. Na razie nie mam zamiaru niepotrzebnie narzucać sobie dodatkowej presji. Rozegram to na spokojnie, po mojemu.

Łukasz Bieńkowski to dobry rywal na powrót? On też miał długą przerwę, prawie 2,5 roku.
Myślę, że rywal jest w sam raz. Sam nie wiem, jak będę wyglądał po takiej przerwie. Oczywiście nie siedziałem na kanapie pijąc piwo i zagryzając pizzą, cały czas byłem w treningu. Łukasz jest nieco mniej znanym zawodnikiem, ale to wcale nie znaczy, że nie będzie niebezpieczny. Chociaż jego styl powinien mi pasować. Lubi bić się w stójce, ja też. Powinna być fajna walka do oglądania.

KSW 53: Tomasz Drwal vs Łukasz Bieńkowski

Jest pan jednym z zawodników, o którym mówi się "legenda polskiego MMA". Przyjmuje pan takie słowa z uśmiechem czy zakłopotaniem?
Może jestem zbyt skromny, ale w ogóle nie czuję się w ten sposób. Nie sądzę, żebym dokonał czegoś wyjątkowego. Na świecie i w Polsce jest mnóstwo osób, które zrobiły ważniejsze rzeczy, nie tylko w sporcie. Ja po prostu miałem marzenia i zrealizowałem część z nich. Nie mnie oceniać, czy zasłużyłem na miano legendy. Na pewno nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Chciałbym być swego rodzaju ambasadorem MMA w Polsce. Dokładać cegiełkę do pozytywnego wizerunku tej dyscypliny. Pokazywać, że to sport, który niesie ze sobą pewne wartości. Promuje rozwój nie tylko fizyczny, ale też duchowy. Daje wiedzę choćby o właściwym odżywianiu się. Buduje też więzi społeczne. Na treningach zawiązują się przyjaźnie, a nawet związki.

Jest pan pierwszym Polakiem, który walczył w UFC. Przez ponad dekadę sport mocno się zmienił?
Tendencja jest rozwojowa. MMA na całym świecie zyskuje coraz większą popularność. Kiedy walczyłem w UFC, była jedna gala w miesiącu. Teraz zwykle są cztery, a do tego dochodzą gale innych organizacji. Jest tego tyle, że naprawdę trudno być na bieżąco. Często pytają mnie, jak widzę tego czy tamtego zawodnika. Odpowiadam wprost, że w ogóle nie widzę, bo jest tylu prospektów, że gdybym miał śledzić wszystkich, musiałbym chyba zrezygnować z innych zajęć.

A jak na tle UFC wygląda obecnie KSW?
Jeżeli chodzi o poziom organizacyjny, to jest pico bello, tip-top. Gdybym miał oceniać wszystkie organizacje, w których byłem, to w KSW wszystko jest zgrane tak profesjonalnie jak w UFC. Jesteśmy po rozmowach z mediami. Wszystko było zaplanowane na określoną godzinę, trwało tyle, ile miało trwać, nikt nie musiał na nikogo czekać. W innych polskich organizacjach mi się to nie zdarzało. Zwykle zajmowało to mnóstwo czasu, a zawodnik był w tym najmniej ważny.

ZOBACZ TEŻ:

Wielu zawodników staje przed dylematem - szukać chwały w UFC czy umacniać pozycję na polskim rynku w KSW.
Po latach widzę, że w Polsce KSW daje zawodnikowi dużo większe zasięgi i możliwości promocji niż UFC. Umówmy się, nasi fighterzy nie są postrzegani tam tak samo jak Amerykanie. Z punktu widzenia właścicieli nie ma się zresztą co dziwić. W Stanach żyje ponad 300 mln ludzi, w Brazylii ponad 200. Naturalne jest to, że UFC będzie stawiać na zawodników z tych krajów. To zapewnia im większą widownię. Polska jest dla nich na dalszym miejscu. My mamy KSW, gdzie promuje się przede wszystkim polskich zawodników.

Mamy też gale, na których biją się większe lub mniejsze "gwiazdy", niekoniecznie związane ze sportem. Jak pan ocenia to zjawisko?
Jest wolny rynek. Jeżeli pojawia się takie zapotrzebowanie, to nie będę negował takich organizacji. Widzę też pozytywne skutki ich działalności. Kiedy robiliśmy nowy nabór, bodajże po pierwszej gali Fame MMA, przyszło do nas mnóstwo dzieciaków. Wielu szybko zrezygnowało, ale naprawdę dużo osób zostało. Przyciągnęło ich to, że zobaczyli w klatce swoich ulubionych youtuberów. Część z nich nie poczuła MMA, ale dużej grupie się spodobało. To cieszy. Wiadomo, są też zjawiska negatywne, jak niektóre zachowania tych ludzi, które młodzież może naśladować. Mój komentarz nie będzie miał jednak na nie żadnego wpływu. Tępienie walk celebrytów jest jak próby zatrzymania fenomenu disco polo. To było, jest i będzie. Skoro ludziom się to podoba, chcą słuchać disco polo czy oglądać freak fighty, to nic mi do tego. Ja mam trochę inny gust i do nich nie dołączę. Ale po to ktoś wywalczył w tym kraju wolność, żeby ludzie mogli robić, co im się podoba. I nikt nie może im tego zakazać.

Jak przekonałby pan rodziców dziecka, by zapisali swoją pociechę do "Szkoły Walki Drwala", a nie na piłkę nożną czy tenisa?
Zapewniam, że na pierwszych zajęciach nic się nikomu nie stanie. Stawiamy na bezpieczeństwo, mamy swoje zasady i metodologię nauczania. Zdaję sobie sprawę z tego, że rodzice boją się sportów walki. Patrzą na nie przez pryzmat tego, co widzą w telewizji. A tam, czy to boks, kickboxing, czy MMA, występują zawodowcy, którzy się naparzają. W telewizji mama nie zobaczy, że trening MMA dla dzieciaków zaczyna się od zbiórki, rozgrzewki wstępnej i kolejnej, bardziej specjalistycznej. Dopiero po nich przechodzimy do nauki technik wzmacnianej ćwiczeniami fizycznymi. Nie ma żadnych sparingów, a przez pierwszych kilka miesięcy dzieciaki nie zakładają nawet rękawic. Gdyby rodzice wiedzieli, jak wyglądają takie treningi, pewnie chętniej decydowaliby się na zapisanie dzieci na sporty walki. Chcemy też wychowywać młodzież, u mnie np. za spóźnienia czy przeklinanie robi się pompki. Na AWF-ie uczyli nas konspektów prowadzenia zajęć. Stworzyłem takie konspekty na MMA, boks, kickboxing i brazylijskie jiu-jitsu. Realizujemy zajęcia właśnie według nich.

Dla dorosłych, którzy chcą się trochę poruszać zajęcia MMA to też dobry wybór?
Oczywiście. Trafiają do nas np. ludzie z siłowni. Na początku też dziwią się, że na treningach nie robimy tego, co w telewizji. (śmiech) Kiedyś gdy wchodziło się do siłowni, trzeba było z każdym przybić piątkę. Ale ćwiczyły wtedy głównie wielkie "ogry". Dziś siłownie są ogromne i robi się w nich fitness. Ludzie się nie znają. Na macie jest inaczej. Ćwiczenia mamy w parach, więc siłą rzeczy łapie się kontakt z drugą osobą. Wiem, że później ludzie umawiają się np. na wspólne oglądanie gal. To budujące. W pewien sposób wychowuję sobie publikę. Kibiców, którzy znają się na MMA. Gdy w dawnych czasach walka schodziła do parteru, zdarzało się że ktoś krzyczał do zawodników "Wstawać, pedały!". A osoba nawet po kilku treningach MMA wie, czym jest garda czy półgarda. Każdy, kto grał w piłkę w młodości, wie czym jest aut czy spalony. Podobnie działa to w MMA. To po prostu fajny, emocjonujący sport. Nie zakładam, że wszyscy moi uczniowie zostaną fanatykami, którzy nie widzą życia poza sportem. Ale pewnie raz na jakiś czas z zainteresowaniem obejrzą galę. Z wykształcenia jestem nauczycielem wychowania fizycznego. Lubię uczyć ludzi. Staram się prowadzić zajęcia tak, żeby oddzielić pewne sprawy. Zawodowstwo to jedna rzecz, nie do końca zgodna z hasłem "sport to zdrowie". Ale rekreacja to zupełnie inna bajka. Treningiem trzeba dozować jak lekarstwami. Ucząc rekreacyjnego MMA staramy się wszystko wypośrodkować. Znaleźć balans pomiędzy pracą, szkołą i wysiłkiem fizycznym.

Trwa głosowanie...

Kto wygra walkę na KSW 53?

ZOBACZ TEŻ:

KSW 53 11.07.2020 TRANSMISJA ONLINE STREAM NA ŻYWO GDZIE OGLĄDAĆ PPV

Transmisja z KSW 53 tylko w PPV w Cyfrowym Polsacie, sieciach kablowych, KSWTV.com i Ipla.tv.

Karta walk KSW 53:
Mateusz Gamrot (15-0) - Norman Parke (28-6-1) kat. 70,3 kg, walka wieczoru o pas mistrza wagi lekkiej;
Borys Mańkowski (20-8-1) - Marcin Wrzosek (14-6) kat. 70,3 kg;
Tomasz Drwal (21-5-1) - Łukasz Bieńkowski (5-3) kat. 83,9 kg;
Andrzej Grzebyk (16-3) - Tomasz Jakubiec (10-2) kat. 77,1 kg;
Roman Szymański (12-5) - Filip Pejić (14-3-2) kat. 70,3 kg;
Artur Sowiński (20-11) - Gracjan Szadziński (8-3) kat. 70,3 kg;
Kamil Szymuszowski (17-6) - Michał Pietrzak (8-4) limit 80 kg;
Sebastian Przybysz (6-2) - Jakub Wikłacz (10-2-1) kat. 61,2 kg.

ZOBACZ TEŻ:

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny