Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Książnica Podlaska w Białymstoku. W bibliotece zasłabł mężczyzna. Oni ruszyli, by ratować mu życie (zdjęcia, wideo)

Magdalena Kuźmiuk
Magdalena Kuźmiuk
To był taki zwykły ludzki odruch. Tu więcej nie potrzeba - mówi Maciej Niewiński (z lewej). Jego kolega Michał Cywoniuk dodaje: - Jesteśmy zaskoczeni zainteresowaniem. Bohaterami się nie czujemy.
To był taki zwykły ludzki odruch. Tu więcej nie potrzeba - mówi Maciej Niewiński (z lewej). Jego kolega Michał Cywoniuk dodaje: - Jesteśmy zaskoczeni zainteresowaniem. Bohaterami się nie czujemy. Wojciech Wojtkielewicz
Mówią, że bohaterami się nie czują. Że po prostu zrobili to, co trzeba było. Pracownicy firmy spedycyjnej Michał Cywoniuk i Maciej Niewiński przeprowadzili resuscytację mężczyzny, który miał zawał serca. Uratowali 42-latkowi życie.

To było piątkowe popołudnie, biblioteka przy ulicy Ciepłej 15. Nagle bibliotekarki usłyszały hałas. Zobaczyły, że jeden z czytelników osunął się na krześle. Z mężczyzną nie było już kontaktu. Pracownice filii wiedziały, że nie będą w stanie same ułożyć go w bezpiecznej pozycji.

- Przybiegła do nas pani z biblioteki po pomoc. Nie wiedziała, co się dzieje. Pobiegliśmy. Myśleliśmy, że to może atak padaczki, ale szybko okazało się, że nie. Ten pan był całkowicie bezwładny. Zaczął się dławić - opowiada Maciej Niewiński, pracownik firmy spedycyjnej mieszącej się tuż obok filii nr 3 Książnicy Podlaskiej.

On i jego kolega Michał Cywoniuk wiedzieli, że muszą działać szybko. Gdy pan Maciej udrożniał drogi oddechowe, pan Michał rozpoczął masaż serca nieprzytomnego.

- Jestem BHP-owcem, kiedyś byłem ratownikiem wodnym, więc wiedziałem, co należy zrobić. Ale była to pierwsza taka sytuacja w moim życiu i jak człowiek się w niej znalazł, to od razu wszystko się zapomina. Trzeba szybko wziąć się w garść - uśmiecha się Michał Cywoniuk.

Tak naprawdę nie zapomniał, choć sytuacja - jak mówi - była mocno stresująca.
- Pompowałem klatkę piersiową tego pana do momentu przyjazdu karetki pogotowia. Nie wiem, ile to trwało. Kilka minut? Może dziesięć? - dodaje.

- Człowiek nie jest w stanie określić upływającego czasu, myśli się, żeby jak najszybciej to pogotowie przyjechało i żeby ten człowiek przeżył. To był z naszej strony taki zwykły ludzki odruch. Tu więcej nic nie potrzeba - uzupełnia Maciej Niewiński.

Mówią, że obawiali się, czy ratują w dobry sposób. Było nerwowo, bo kiedy tylko przestawali robić masaż serca i próbowali ułożyć mężczyznę w bezpiecznej pozycji, on znów tracił oddech i trzeba było znów uciskać klatkę piersiową. Byli w kontakcie z dyspozytorką pogotowia, która instruowała ich, co mają robić.

- Wiemy, że pan przeżył, miał operację - mówi pan Michał.

- Poza wszelką dyskusją jest to postawa godna pochwalenia i naśladowania. Każdy z nas jest zobowiązany do udzielenia pomocy takiej, jaka pozostaje w zakresie jego możliwości. Zawsze to podkreślam, że nie można się bać, że trzeba przynajmniej zareagować: zadzwonić po pomoc, zainteresować się, czy osoba jest przytomna. Nie liczyć na innych - chwali Bogdan Kalicki, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Białymstoku.

Przyznaje, że to wciąż wyjątkowa sytuacja, kiedy osoba niezwiązana z ratownictwem ratuje życie drugiemu człowiekowi.
Kilka lat temu opisywaliśmy historię 20-letniej Marleny, której życie uratowała koleżanka ze studiów. Rozpoczęła resuscytację, kiedy koleżance stanęło serce na zajęciach z angielskiego. Wioleta jednak wiedziała, co ma robić, bo skończyła ratownictwo medyczne.

Pod koniec 2017 roku w kilkunastu punktach Białegostoku zamontowano defibrylatory, które ułatwiają i przyspieszają udzielenie pierwszej pomocy w nagłych przypadkach. Dziś takich urządzeń jest 15. Ponad 5000 osób zostało przeszkolonych z ich obsługi. W tym roku planowane są kolejne szkolenia.

- Defibrylatory AED cechuje prostota użytkowania. Komendy przekazywane są w formie krótkich słownych komunikatów. Pod każdym urządzeniem zamontowany jest schemat postępowania w przypadku zagrożenia zdrowia i życia - mówi Eliza Bilewicz-Roszkowska z magistratu.

W ubiegłym roku był użyty jeden defibrylator.

Jak ratować

dr Marzena Wojewódzka-Żelezniakowicz:
Jeśli człowiek jest przytomny i jest z nim logiczny kontakt, należy go zapytać: co się stało, co go boli? Należy wezwać karetkę i przekazać ratownikom to, co mówił poszkodowany. Bardzo ważne, by pozostać przy nim do przyjazdu pogotowia. Natomiast, gdy człowiek nagle traci przytomność, trzeba przede wszystkim ocenić stan przytomności, potrząsając za ramię i głośno pytając: co się stało, jak się pan nazywa? Jeśli ta osoba nie odpowiada i nie reaguje na bodźce, powinniśmy zawołać pomoc. Potem należy udrożnić drogi oddechowe: jedną rękę kładziemy na czoło, drugą unosimy żuchwę i odchylamy głowę. Oceniamy oddech, przystawiając ucho do ust poszkodowanego i przez 10 sekund oceniamy, czy słyszymy oddech, czy go czujemy. Obserwujemy, czy są ruchy klatki piersiowej. Jeśli nie - należy zadzwonić po karetkę i przystąpić do resuscytacji. Na środku mostka układamy ręce i wykonujemy 30 uciśnięć na głębokość 5-6 centymetrów. Można potem wykonać dwa wdechy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny