Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Szubzda: Popłynąłbym na koniec świata

Redakcja
Krzysztof Szubzda
Krzysztof Szubzda
Gdybym wygrał 50 tysięcy złotych, to bym uciekł na wyspę Pitcairn, słynną dzięki marynarzom, którzy podnieśli bunt na Bounty - mówi Maryli Pawlak-Żalikowskiej Krzysztof Szubzda, płatnik składek KRUS. I od razu zapewnia: Ale potem bym wrócił.

Kurier Poranny: Zastanawiając się, kogo wybrać do rozmowy o sposobie na wydanie 50 tysięcy złotych, pomyślałam: powinien być w kwiecie wieku i mieć - uwaga! - szerokie spektrum oglądu życia. Padło na Pana: lat 37, dziennikarz, prawnik, konferansjer, grabarz, kabareciarz. Właściwie to kto?

Krzysztof Szubzda: Kiedy ze dwa lata temu byłem w sądzie, zapytano mnie o imię, nazwisko i zawód. Bardzo długo debatowaliśmy. W pewnym momencie rozczarowany swoimi różnymi próbami udowodnienia kim jestem, przypomniałem sobie, że jestem płatnikiem składek KRUS. Sąd odetchnął z ulgą i zaprotokołowano mnie jako rolnika.

Wracając więc, Panie Rolniku, do meritum. Zazwyczaj gdy ludzie wygrywają w konkursach mówią: Ojej, to pierwszy raz, nigdy wcześniej. Pan coś kiedyś wygrał?
- Głównie wygrywałem w turniejach kabaretowych.

To nagroda za pracę czy talent. A takie prostsze konkursy?
- Myślę, że teraz mogę się przyznać, że dawno, dawno temu, w jakiejś końcówce podstawówki, był taki program w Radiu Białystok "Rozkosze łamania głowy". Zabawa polegała na rozwiązywaniu kalamburów, homonimów itp. Miałem straszne ambicje, żeby ten konkurs wygrać. Ale nigdy nie mogłem się dodzwonić. Wpadłem na rewolucyjny pomysł, żeby wysyłać swoje zagadki literackie i je rozwiązywać. W ten sposób przez długi czas co tydzień wygrywałem nawet po kilka nagród. Ponieważ dzwoniłem i przedstawiałem się jako sześciu swoich różnych znajomych. I chyba w pewnym momencie redaktorzy się połapali, bo zawsze czytając moją zagadkę dodawali: "której autorem jest pan Krzysztof, któremu bardzo dziękujemy i przypominamy, że nie będzie mógł wziąć udziału w naszej zabawie".

Czyli już jako osobnik z gruntu nieletni otarł się Pan o korupcję. To także nie jest przypadek z serii wygranych, o jakie nam chodzi.
- A to opowiem jeszcze przypadek, gdy miałem straszliwe drżenie żeby nie wygrać. Zauczestniczyłem w konkursie, w którym do wygrania był samochód. A potem organizatorzy mnie poprosili, żebym poprowadził losowanie zwycięzcy. Pamiętam, że przyszły na to tysiące ludzi. Żeby wygrać, trzeba było po wyczytaniu nazwiska dotrzeć do mnie w ciągu minuty. W rezultacie ze czternaście razy sięgałem do urny po los i za każdym razem umierałem ze strachu, czy to nie będzie mój i nie zostanę zlinczowany.

Bo znowu by była korupcja! Załóżmy więc wreszcie, że legalnie, zgodnie z zasadami wygrywa Pan w "Porannym" 50 tysięcy. Po pierwsze, stan psychiczny po wygranej?
- Mam być szczery, czy efektowny medialnie? Bo jeśli mam być szczery, to najlepiej by było, żeby te pieniądze mi na konto wpłynęły i żebym o tym nawet nie wiedział. Bo kilka razy w życiu po otrzymaniu takich większych pieniędzy więcej mi się rodziło w życiu komplikacji niż fajności.
A najfajniejszym spożytkowaniem takich pieniędzy byłoby dla mnie wydanie ich na wycieczkę. To mnie kręci.

Ma Pan taka niespełnioną wycieczkę?
- Wyśledziłem taką, która chyba spełnia warunki, że dalej z Białegostoku, ani na wschód, ani na zachód nie można: na wyspę Pitcairn na Oceanie Spokojnym. Tę, na której osiedlili się rozbitkowie ze zbuntowanej fregaty Bounty po pozbyciu się jej kapitana.
Mając czas lubię dla odstresowania się błądzić palcem po mapie. Jak mam 10 minut, docieram do Krakowa. Jak mam pół dnia na marzenia, to błądzę właśnie na Pitcarn. Jest tam przepięknie. Odkryli ją ci buntownicy, ściągnęli sobie jakieś Tajki.

Panie Krzysztofie!
- Ale to nie jest moim marzeniem! Tylko niedostępność tego miejsca, gdzie żadna pomoc nie przyjedzie, żeby człowieka stamtąd wydostać. Statek przepływa raz na parę miesięcy.

To Pan z tym marzeniem byłby idealnym klientem bankrutującego biura podróży: dowiozą, a potem się okazuje, że są niewypłacalni, nikt po Pana nie przypływa, jeść nie daje, a Pan nawet nie chce odszkodowania.
- To dodam, że do moich zawodów należy zawód rezydenta na Cyprze. Pracowałem dużo jako pilot i miałem zawsze wrażenie, że psuję ludziom wakacje, bo dostają tę strawę turystyczną już przeżutą przeze mnie. Ja strasznie lubię wyjeżdżać bez biura. I swoją niezależność zawsze zaznaczam tym, że pierwszego dnia nie schodzę na tradycyjne spotkania z pilotem.

W razie wygranej: wróciłby Pan jednak z tej wyspy do Białegostoku?
- Wróciłbym.

Regulamin loterii

Pełny regulamin loterii znajduje się w Biurze Loterii oraz na stronie www.poranny.pl/loteria. Biuro Loterii: ul. św. Mikołaja 1 w Białymstoku, czynne: poniedziałek-piątek, godz. 10-15.30, tel. 85 74 89 574, e-mail: [email protected].

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny