Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Suchowierski pojechał na Syberię rowerem. Podróż trwała 3 miesiące i 12 dni

Urszula Krutul
– Przejechałem około dziewięć tysięcy dwieście kilometrów.  Myślałem, że po takiej wyprawie rower będzie do wymiany, a okazuje się, że jeszcze uda się nim trochę pojeździć – mówi Krzysztof Suchowierski.
– Przejechałem około dziewięć tysięcy dwieście kilometrów. Myślałem, że po takiej wyprawie rower będzie do wymiany, a okazuje się, że jeszcze uda się nim trochę pojeździć – mówi Krzysztof Suchowierski.
Najbardziej brakowało mi muzyki - mówi Krzysztof Suchowierski - zapomniałem odtwarzacza. Ale jak zajeżdżałem do kafejek internetowych, to puszczałem sobie muzykę na full.

Co przez te trzy miesiące i dwanaście dni najbardziej Cię zaskoczyło podczas podróży z polskiego Białegostoku do Białegostoku na Syberii?

Krzysztof Suchowierski: - Zawsze będę reklamować ludzi stamtąd. Bardzo mi pomogli. I byli szalenie mili. Historii o nich mam mnóstwo. Mogę wspomnieć chociażby jedną z ostatnich. Byłem koło Bajkału, kupowałem drobne upominki, rozpadał się deszcz, cały przemokłem. Zobaczyła mnie kobieta, która robi ozdoby. Zaprosiła do swojego warsztatu, poczęstowała herbatą. Zobaczyła, że mam mokre rękawiczki, więc dała mi nowe. Do tego specjalny pas biodrowy, żeby mi się lepiej jechało. Wszystko za darmo. Zaskoczyło mnie to. Zadzwoniła do rodziny w Moskwie i poprosiła, żeby mi pomogli, kiedy tam będę. Innym razem jakiś pan oddał mi swoją parasolkę. Że już nie wspomnę o wszystkich tych, którzy zagadywali mnie, zapraszali na herbatę, obiad. Wpuszczali do swoich domów. Pomagali naprawić rower. To bardzo serdeczni i pomocni ludzie.

A były jakieś zaskoczenia negatywne?

- Nie przypominam sobie niczego takiego. Chyba tylko to, że Rosjanie słabo dbają o środowisko. Mają wspaniałą przyrodę i nie bardzo zwracają na nią uwagę. Minusem są też drogi, ale to się trochę zmienia.

Jak się dogadywałeś?

- Jeszcze przed wyjazdem przez dwa miesiące byłem w Anglii. Zarabiałem na podróż. I oprócz nauki angielskiego, zgłębiałem też rosyjski. Poznałem więc podstawy. Podczas podróży ludzie zawsze pytali mnie o to samo, a ja miałem to wyuczone (śmiech). Miałem ze sobą słowniczek, ale tylko na początku zaglądałem i się uczyłem. Później nie miałem czasu. Dużo słów łapałem ze słuchu i zapamiętywałem ważniejsze zwroty. Teraz chcę się uczyć dalej rosyjskiego, bo to fajny język i przyda mi się w następnej ekspedycji. 1 lutego chcę wyruszyć razem z chłopakiem poznanym po drodze z Nowosybirska do Tomska. To Iłan Czeczniew, który razem z kilkoma innymi zapaleńcami organizuje ekspedycję śladami gułagów. Będzie ciężko, bo temperatury będą niskie. A i śniegu pewnie napada. Ale mam nadzieję, że uda mi się pozyskać sponsorów i pojechać. Już się cieszę na tę wyprawę.

Ludzie cię zaczepiali po drodze?
- O, tak. Mnóstwo osób. Myślałem, że będę się czuł w tej podróży samotny, że będę jechał i nikt mnie nie zaczepi. A codziennie zatrzymywali się i zagadywali na przykład kierowcy tirów. Kilka razy chcieli mnie podwieźć. Mówili, żebym wrzucał rower na pakę i wsiadał (śmiech). Oparłem się pokusie i jechałem dalej rowerem.
A jak podobał Ci się syberyjski Białystok?
- To taka wioseczka położona w tajdze. Z małymi domkami i miłymi mieszkańcami. Powitały mnie dziewczyny ubrane w polskie stroje ludowe. Przysłowiowym chlebem i solą. Potem wspólnie zwiedzaliśmy wieś, zjedliśmy obiad. Spotkałem się tam z Wasylem Haniewiczem, wielkim pasjonatem historii i byłem w lokalnym muzeum prezentującym historię wsi Białystok. Zobaczyłem też pomnik poświęcony ofiarom represji. Po spotkaniach przyszedł czas na relaks w ruskiej bani. Szkoda, że mogłem tam pobyć tylko jeden dzień, musiałem szybko ruszać, bo miałem termin wizowy. Syberyjski Białystok pozdrawia nasz podlaski Białystok! Przywiozłem ze sobą list od dzieci z tamtejszej szkoły, origami. I filmik prezentujący syberyjski Białystok.
Wspomniałeś, że ludzie są otwarci. O co najczęściej pytali, poza tym skąd jedziesz?
- Dlaczego jadę? I czy ktoś mi płaci (śmiech). Dla nich to niewyobrażalne, że ktoś z własnej woli jedzie tak daleko. I to na dodatek sam, rowerem. Mówili, że u nich to i za pieniądze pewnie nikt by nie pojechał. Ale mieli do mnie szacunek. Że pojechałem sam, że rowerem, że się nie bałem.
Policzyłeś, ilu ludzi spotkałeś?
- Nie, ale było ich mnóstwo. Natomiast początkowo liczyłem, ile dętek mi poszło, ale szybko przestałem, bo to były ilości hurtowe (śmiech).
Co było najtrudniejsze podczas tej całej podróży?
- Walka z awariami. Miałem przed wyjazdem tylko szybki kurs zrobiony przez znajomych w serwisie rowerowym. Gdyby nie pomoc Rosjan, to nie wiem jakby to wszystko wyglądało. Ciężko było też, kiedy pogoda zaczęła się psuć. Jak przez tydzień, dzień w dzień padało, to wiadomo, że morale będą obniżone. Ale jakoś wybrnąłem. Najbardziej brakowało mi muzyki. Zapomniałem odtwarzacza. Ale jak zajeżdżałem do kafejek internetowych, to puszczałem sobie muzykę na full (śmiech). Nie wziąłem też żadnej książki, a szkoda. Wieczorami, czasem przy ognisku, pisywałem pamiętnik.
Co najlepszego i najgorszego zjadłeś?
- Najgorsza była przeterminowana chałwa, którą mi sprzedali w jakimś sklepie i przez którą miałem biegunkę. To było po drodze do Irkucka. Musiałem co 10 minut biegać do buszu. Teraz się z tego śmieję, ale wtedy chciało mi się płakać. Naprawdę! Ale wziąłem tabletki, jak dotarłem do Irkucka, to kupiłem jakieś lekkostrawne chrupki kukurydziane. Pomogły. Ajeśli mowa o rzeczach dobrych, to zawsze chciałem spróbować orzeszków cedrowych, które oni nazywają potocznie kedrowymi. Wyglądają jak nasze szyszki. Nasiona można łupić jak pestki. W Rosji te orzeszki są bardzo popularne (na terytorium Syberii znajduje się 80 procent światowych zasobów cedrowej syberyjskiej sosny - przyp. red.) Dużo o nich czytałem i chciałem spróbować. Są dobre. Przywiozłem nawet trochę ze sobą. Są bardzo zdrowe, mają dużo witamin. Smakowały mi. Jeśli zaś chodzi o jakieś wymyślne i dziwne potrawy, to żadnych takich nie próbowałem. Momentami nawet czerstwy pączek okazywał się zbawienny. Kiedy człowieka dopada w podróży głód, nie wybrzydza.
Pojechałbyś drugi raz?
- No pewnie, że tak! Wiadomo, że nie tą samą trasą, bo nic by mnie już nie zaskoczyło. Ale za ponad trzy miesiące znów wsiądę na rower. I znów na Syberii.
Co byś polecał ludziom, którzy chcą się wybrać na taką daleką rowerową wyprawę?
- Najważniejsze jest przygotowanie. Trzeba zdobyć jak najwięcej informacji o miejscu w które się jedzie, o trasie. Trzeba zaopatrzyć się w najlepsze opony i dętki. Nie można na tym oszczędzać. Należy też mieć spinki do łańcucha i dodatkowy łańcuch. I dobrą pompkę. I jechać, nie bać się. W takiej podróży żyje się dniem dzisiejszym. Masz plan do wykonania, określoną liczbę kilometrów do przejechania. Trzeba podziwiać widoki i cieszyć się z tego, że jest się w podróży. A nie zamartwiać się co będzie się robić po powrocie. U mnie pojawiały się na początku takie myśli. Co zostawiłem, czy będę miał do czego wracać? Później postanowiłem po prostu jechać i nie myśleć.
I spełnić swoje marzenie?**
- Tak. Dopiąłem swego. Mam megasatysfakcję, że dałem radę. I, że teraz mogę z podniesionym czołem opowiadać o mojej podróży. I dalej realizować marzenia. Myślałem, że po tej wyprawie wrócę do Anglii, zarobię pieniądze, pójdę na studia. A okazało się, że życie ma dla mnie inny plan. Może kolejna podróż zrodzi następną. Tkwi we mnie coś takiego, co ciągle gna mnie do przodu.

Czytaj e-wydanie »

**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny