Krzysztof Olszewski wybrał studiowanie filologii polskiej na Uniwersytecie w Białymstoku. Zatem chcąc nie chcąc, z pewnością zapoznał się z niejedną klasyczną pozycją z literackiego kanonu i to i owo przetrawił. I próbuje pisać opowiadania.
Urodzony równo w pół wieku po zakończeniu II wojny światowej na tych terenach białostoczanin rozpoczyna swój debiutancki zbiór opowiadań cytatem z „Kroniki wypadków miłosnych” Tadeusza Konwickiego. W jego opowiadaniach pojawiają się uczucia, młodzieńcze namiętności, ba nawet wynikające z wieku słabości charakteru, ale nie czuje się piętna zmagań zwaśnionych narodów. Wydaje się, że Olszewski, tworząc swoje opowiadania jakby poza czasem, nad proste odwołania historyczne przedkłada zmagania człowieka z Bogiem i sobą samym.
Czym może być rytuał chrztu, zdaje się stawiać pytanie w pierwszym tekście. Osadzonym w wiejskim krajobrazie, jakby nawiązującym do jakiejś podlaskiej Grzybowszczyzny i jednego z wcieleń proroka Ilii. I od razu stawia fundamentalne pytanie - „Czy Bóg i miłość to to samo”. Za chwilę wywiedzie szukającego chrztu młodzieńca na pokuszenie i to jak najbardziej cielesne. I zostawi czytelnika z pytaniem, czy akt seksualny, cielesny związek kobiety i mężczyzny jest formą miłości, duchowej przemiany?
Krzysztof Olszewski budując swoje światy z pogranicza snu i jawy daje czytelnikom ich niezwykle poetyckie opisy. Rosnąca w ogrodzie jarzębina u niego „lepi się do oczu czerwienią drobnych owoców, otoczona gęsto przez rozkwitnięte bujnie kwiaty”.
Krążąc wokół tematów religijnych, wigilii, czeka na przyjście niezwykłych kolędniczek. I znów rozsypuje się worek ze skojarzeniami, ukrytymi znaczeniami. Czy to jego wizja jakichś współczesnych madonn, zbierających pieniądze, by uratować czyjeś życie, czy wczytując się w monolog wewnętrzny oczekującego, raczej zakamuflowana przestroga przed powracającą złą karmą. Przed odpowiedzialnością za złe uczynki, których następstwem może być życie w bezgranicznej pustce, bez przyjaciół.
Krzysztof Olszewski w opowiadaniu „Anioł Pana” zabiera czytelników pozornie do współczesnego świata. Jest kiosk z gazetami, urodziwe maturzystki, wystarczy jednak moment, by zrozumieć, że widzialne miesza się z niewidzialnym, a młody autor odwołując się do wierzeń religijnych odwróci archetypiczne role. Z sukcesem.
W „Ślubach” powróci do rozważań o istocie miłości, o ważności przysięgi i wypowiadanych słów. Opisze rytuały przejścia, czasem dziwnie podobne do przyjmowania komunii, by zostawić czytelnika w niepewności. Czy jego życie jest snem, czy sen może być wybawieniem czy wieczną pokutą za grzechy na jawie.
W kilku opowiadaniach bohaterkami są kobiety, które mogą przybrać postać zbłąkanych dusz, bądź też być kuszone przez Złego. W imię powszechnego dobra.
„z niczego w nic” to debiut, który wbrew tytułowi ma w sobie „coś”. A jednocześnie czuć w nim oddech Podlasia.
Białystok. Białostocki Śledź Książkowy
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?