Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Bil-Jaruzelski: Wierzę, że wyborcy nas docenią

Marta Gawina
Krzysztof Bil-Jaruzelski:  Zasłużyliśmy na więcej. Niestety, to nowe ekipy które u nas niczym nie zasłynęły, są na fali.
Krzysztof Bil-Jaruzelski: Zasłużyliśmy na więcej. Niestety, to nowe ekipy które u nas niczym nie zasłynęły, są na fali. Andrzej Zgiet
Dlaczego lewicy nie ma w parlamencie, jaką rolę odegrała Magdalena Ogórek, jak się trzyma SLD w Podlaskiem i dlaczego triumf jest początkiem końca - opowiada Krzysztof Bil-Jaruzelski, szef SLD w regionie.

Kurier Poranny: Czy lewica w Polsce jeszcze istnieje?

Krzysztof Bil-Jaruzelski: Oczywiście, że istnieje, tak jak w każdym kraju na świecie. To, że nie ma nas w parlamencie, nie oznacza, że w ogóle nie ma lewicy w naszym kraju.

Ale kiedy w rozmowach schodzi się na temat lewicy wtedy zawsze pada pytanie o jej istnienie w naszym kraju.

Jest dużo różnych środowisk w Polsce, które chciałyby, żeby lewica przestała istnieć. Ale tak łatwo się nie damy. Ostatnie wybory parlamentarne pokazały, że w sumie na listy lewicowe głosowało ok. 1, 7 miliona wyborców. Z tego blisko 1, 2 miliona ludzi na listę Zjednoczonej Lewicy. Reszta głosów została oddana na Partię Razem. To łącznie dało nam 10 proc. Tego nie da się wyeliminować. Przy czym trzeba zaznaczyć, że ostatnie lata w ogóle nie są szczęśliwe dla lewicy. Nie tylko w Polsce, ale w Europie. Lewica ma się stosunkowe nieźle w Czechach, na Słowacji, w Szwecji. Natomiast w innych krajach już nie. Generalnie w ostatnich latach prawica, w tym skrajna, jest w zdecydowanej ofensywie. Niestety.

Dlaczego lewica nie ma się dobrze w naszym kraju? Kto zawinił?

Przyczyn jest wiele. Ale najważniejsza, to prosty fakt, że zbyt mocno doszły do głosu na lewicy środowiska, które skupiają się wyłącznie na sprawach światopoglądowych, a te z kolei są dla naszego elektoratu sprawą całkowicie marginalną. Za mało natomiast akcentowaliśmy nasze propozycje socjalne, które zwyczajnie zostały populistycznie wykorzystane przez inne partie, szczególnie PIS. Przecież tak naprawdę wszystkie ich sztandarowe propozycje, jak obniżenie wieku emerytalnego, minimalna stawka godzinowa za pracę, likwidacja umów śmieciowych, darmowe leki dla osób starszych, reforma szkolnictwa, podatek bankowy, to były nasze pomysły, bezskutecznie zgłaszane podczas poprzednich rządów. Reasumując za dużo było retoryki rodem z platform równości, a za mało odwoływania się do czysto lewicowych, prosocjalnych projektów i haseł.

Może problemem są ludzie, czyli liderzy lewicy? Może to im nie ufają wyborcy?

Myślę, że obecne problemy lewicy, zaczęły się w 2001 roku, kiedy Sojusz Lewicy Demokratycznej zdobył władzę. Jak to śpiewał Kaczmarski: „strzeż się triumfu, jest początkiem końca”. Duże zwycięstwo SLD 15 lat temu, z ponad 40 proc. poparciem, w jakiś sposób uśpiło ducha bojowego. SLD zachłysnęło się wtedy władzą. Źle rozpoczęło rządzenie, to trzeba sobie uczciwie powiedzieć. A zaczęło od spraw, które nie mając dużego znaczenia finansowego, miały znaczenie społeczne. Zostały na przykład obcięte dotacje dla barów mlecznych, czy zmniejszone ulgi na dojazdy dla studentów. Nie tego ludzie oczekiwali. Sojusz, choć nie rządził samodzielnie jak dziś PiS, miał wtedy wszelkie mechanizmy w ręku, żeby zrobić to, na co wyborcy liczyli. Ludzie, po upadku AWS-u i Jerzego Buzka, zaufali całkowicie lewicy. I SLD nie udźwignął tego ciężaru. Nie przeprowadził zapowiadanych reform, nie wszystkie sprawy socjalne zostały zrealizowane. Na to nałożyła się też nieodpowiedzialność wielu polityków, którzy powrócili.

Już po zakończeniu rządów SLD, była próba rozliczania liderów lewicy. A skończyło się tym, że przez ostatnie lata SLD kierował ówczesny jej lider Leszek Miller.

Problem jest szerszy. W 2001 roku, zresztą to samo później dotknęło PO i za chwile dotnie PiS, do partii władzy przychodzi wielu koniunkturalistów, ludzi bezideowych, ludzi, którzy traktują politykę jako karierę, a nie służbę publiczną. Do SLD przyszło dużo takich ludzi. A kiedy straciliśmy władzę wielu z nich znowu zniknęło. Fatalny wpływ na partie miała przeprowadzona wtedy w zły sposób i w złej atmosferze tzw. weryfikacja. Nie podołali swoim zadaniom nowi liderzy. Partia ugrzęzła na lata w stagnacji. Leszek Miller w roku 2011 r musiał ratować SLD.

A Leszek Miller?

Leszek Miller jest wybitnym politykiem i mężem stanu w skali europejskiej. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. To jest człowiek, który wprowadził Polskę do Unii Europejskiej, który wygrał wybory w bezprzykładny sposób. Ale dziś jest już czas na zmianę pokoleniową. Na odświeżenie lub wręcz stworzenie nowego wizerunku polskiej lewicy. Odmłodzonej pokoleniowo, nowoczesnej. Odwołującej się do problemów współczesnego obywatela i państwa. Nie chcemy być strażnikami ani apologetami przeszłości i moje pokolenie nie czuje się w żadnym stopniu spadkobiercą PZPR. Chcemy być partią pro-socjalną, dbać o wolności obywatelskie pilnować równego dostępu do dobrodziejstw systemu demokratycznego, takich jak oświata, zdrowie i opieka państwa nad obywatelem. To nasze obecnie najważniejsze wyzwania. Na lewicy potrzebne są zmiany systemowe. A rezygnacja z przewodniczenia przez Leszka Millera, to początek tej drogi.

Niektórzy mówią, że największym błędem Leszka Millera była Magdalena Ogórek. To był gwóźdź do trumny SLD?

Z dzisiejszej perspektywy trzeba przyznać, że wystawienie Magdaleny Ogórek było bardzo złym ruchem. Może nie chodzi nawet o osobę kandydatki, ale o sposób, w jaki zostało to przeprowadzone. Wszystko zostało narzucone z góry. Doły partyjne poczuły się zlekceważone. Decyzja nie wyszła od nich, nie było to konsultowane, nie było omówione. Ludzie dostali decyzję do realizacji. To bardzo źle nastawiło elektorat lewicowy do samych wyborów. Po drugie kandydatka chyba też sama do końca nie wiedziała jakiego zadania się podjęła. Fatalna i bardzo uboga finansowo była też kampania wyborcza. Zamiast zacząć od prezentacji kandydatki w strukturach SLD, to zaczęło się od długiego milczenia i zastanawiania się, czy Magdalena Ogórek wypowie się kiedykolwiek, czy się pojawi, czy się nie pojawi. Sympatyków lewicy coraz bardziej frustrowały wypowiedzi kandydatki, np o tym, że nie wie czy głosowała na SLD, że jest „kandydatką niezależną i wolnościową” etc. Ale kiedy Magdalena Ogórek przyjechała do Białegostoku cztery dni przed wyborami zrobiła bardzo fajne i dobre wrażenie. Tylko że było już za późno. Reasumując każdy kandydat SLD zrobiłby lepszy wynik i nie spowodował fermentu w partii na kilka miesięcy przed wyborami

Przed wyborami parlamentarnymi sytuację miała ratować nowa liderka - Barbara Nowacka. Zupełnie inna osobowość w porównaniu z Magdaleną Ogórek. Ale jej też się nie udało. Dlaczego?

Barbarze Nowackiej proponowaliśmy już start w wyborach prezydenckich. Próbowaliśmy rozmawiać z paroma innymi kandydatami. Z różnych powodów odmówili. Natomiast Barbara Nowacka w sytuacji, kiedy Janusz Palikot zdecydował się na start w wyborach prezydenckich, nie mogła podjąć takiej decyzji. Odmówiła nam. Natomiast pomysł na budowanie szerokiej listy lewicowej jest najlepszym jaki był. Na to trzeba też stawiać w przyszłości. Pamiętajmy, że nie ma wroga na lewicy zwłaszcza w tej sytuacji w jakiej jesteśmy. Powinniśmy rozmawiać ze wszystkimi, wystawiać szerokie listy lewicowe.

Wystawienie Magdaleny Ogórek było bardzo złym ruchem. Doły partyjne poczuły się zlekceważone.

Barbara Nowacka w ostatnich wyborach parlamentarnych na pewno była wartością dodaną. Szybko stała się twarzą i liderką lewicy. Wielu wyborców oddało głos na naszą listę właśnie ze względu na Barbarę. Szkoda że wkroczyła w kampanie tak późno. No i jednak szkoda tej słynnej już debaty telewizyjnej… Wierzę że jeszcze wspólnie będziemy budować lewicę w Polsce.

Kto w takim razie był obciążeniem?

Na pewno sporym obciążeniem dla naszego elektoratu był Janusz Palikot. Przez ostatnie cztery lata dochodziło do gorszących wymian zdań między politykami SLD i Twojego Ruchu. O tym nie da się zapomnieć w ciągu jednej nocy, a nawet miesiąca. Współpraca z Twoich Ruchem w czasie wyborów była trudna. Pojawiały się punkty zapalne choćby przy tworzeniu list wyborczych. Nie zaiskrzyło między nami. Nie wyszło. Szkoda.

Teraz SLD próbuje się odnowić. I nie brakuje chętnych do liderowania. W końcu w pierwszej turze wyborów na szefa Sojuszu starło się aż 10 kandydatów.

Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że to też wyraz jakiegoś kryzysu. W normalnej sytuacji powinno startować 3-4 kandydatów, który mają jasno określony program i wiedzą jak kierować organizacją. Tu nie chodzi o autopromocję czy przygodę, ale o kierowanie partią w wyjątkowo trudnej sytuacji.

Wiemy już, że do drugiej tury głosowania, która odbędzie się w ten weekend przeszli: Włodzimierz Czarzasty i Jerzy Wenderlich. Do którego jest Panu bliżej i dlaczego?

Obydwaj są SLD potrzebni i powinni współpracować. Obydwaj mają swoje zalety: inteligencję, charyzmę, zdolności organizacyjne, świetnie wypadają w mediach. A Jerzy Wenderlich jako jedyny dodatkowo wygrał w swoim okręgu ze wszystkimi rywalami tak z PO, jak i PiS. Nasi delegaci zagłosują zgodnie ze swoimi poglądami. Duże znaczenie będą miały ich wystąpienia na kongresie. Rywalizacja będzie bardzo wyrównana.

Co musi zrobić nowy przewodniczący SLD, żeby wkupić się w łaski wyborców?

Do najbliższych wyborów samorządowych mamy prawie trzy lata, choć jak bumerang pojawiają się plotki o przedterminowym głosowaniu do sejmiku. Nowy szef SLD musi przywrócić wiarę członkom partii, że warto działać nadal. Jednocześnie trzeba wyrwać partię z takiego marazmu. Nie oszukujmy się, tego żaru w SLD ostatnio brakowało. Konkurencja robiła dużo, żeby nas osłabić, kupując choćby naszych polityków. Takim przykładem jest Grzegorz Napieralski. Przewodniczący partii musi przywrócić wiarę w przetrwanie lewicy, musi uporządkować struktury. Musi również zasypać podziały, które powstały w czasie ostatnich wyborów.

Gdzie obecnie jest miejsce SLD polskiej scenie politycznej?

Miejsce SLD jest na lewicy. Natomiast patrząc na obecne podziały polityczne, to jest dokładnie pośrodku. Podział na PiS i PO był dla kraju fatalny. Koalicja PO-PSL, która przez ostatnie osiem lat rządziła Polską, wyraźnie przegrała. Widać, że ten okres powyborczy też im nie służy. Obie partie tracą swoich sympatyków. Platformę zdystansowała Nowoczesna. Zakładam, że większość naszych wyborców i tych, co nie głosowali, a powinni głosować na SLD, nie jest ani za PiS-em, ani za jakąś nową formą anty-PiS-u. Myślę, że wielu naszych wyborców ma zastrzeżenia zarówno do dawnej koalicji PO-PSL, jak i do PiS. Nasza partia w sprawach społecznych jest bliższa PiS. Bo PIS przejął wiele naszych haseł. Mamy jednak zupełnie inne spojrzenie na kwestię światopoglądowe, wolnościowe, koncentracji władzy, media, sądy etc. Z Platformą różnią nas sprawy społeczne i gospodarcze. Dlatego jesteśmy jedyną partią dla ludzi, dla których ważne są sprawy socjalne, bytowe problemy tych którym żyje się gorzej, ludzi często bezbronnych, sprawy zwykłego człowieka, a z drugiej strony cenią sobie wolność myślenia, otwartych światopoglądową. Jesteśmy dobrą alternatywą dla tych, którzy nie mieszczą się w umownym PO-PiS-ie.

Sojusz Lewicy Demokratycznej szykuje się też do wyborów regionalnych. Czy Pan będzie ubiegał się o reelekcję na stanowisko przewodniczącego podlaskich struktur?

Przyszła zima i trudne dla nas czasy, ale mamy z kim i dla kogo starać się o silną lewicę. Chciałbym żeby chętnych do pracy w SLD było jak najwięcej. Ja nie zamierzam się wycofywać i jeśli dostanę propozycję dalszego prowadzenia naszej organizacji, to ją na pewno rozważę.

Kieruje Pan SLD w naszym regionie od czterech lat. Jak Pan ocenia ten czas? Mogłoby być lepiej. W sejmiki jest tylko jeden radny SLD, podobnie jak w białostockiej radzie miejskiej.

Bardzo mało zabrakło nam do kolejnych mandatów np. w Białymstoku. Są, niestety, w Polsce województwa i duże miasta gdzie w ogóle nie mamy radnych. W ostatnich wyborach dostaliśmy w województwie niemal tyle samo głosów co wyjątkowo silny u nas PSL i o wiele więcej niż Nowoczesna. Gdyby nie próg wyborczy w kraju mielibyśmy pewny i niezagrożony mandat poselski. Wynik w Białymstoku( 9,6proc.) to jeden z najlepszych wyników w dużych miastach w kraju. Podlaski i białostocki SLD jest w trakcie koniecznej i oczekiwanej od dawna przebudowy. Po latach wyłącznie mówienia o odmłodzeniu i konieczności szukania nowych nazwisk zaczęliśmy ten proces. W ostatnich wyborach na naszej liście mieliśmy nowych i silnych kandydatów. W wyborach samorządowych tak samo. Kobiety, ludzie młodzi, społecznicy, osoby spoza członków partii. Tym razem jeszcze nie wygrali, ale zdobyli doświadczenie, budują swoja pozycje i autorytet. Ich czas niedługo nadejdzie Jestem przekonany Nie wolno nam tego zaprzepaścić. Nasi radni to autorytety tak w radach jak i w sejmiku, Mieliśmy niezliczone inicjatywy i akcje od oświaty służby zdrowia, infrastruktury, spraw mniejszości po ochronę zabytków i sklepy w szkołach. Zasłużyliśmy na więcej. Niestety, to nowe ekipy które u nas niczym nie zasłynęły, są na fali. Wierze w słuszność tego, co robimy i wierze, że wyborcy już niedługo nas docenią.

Krzysztof Bil-Jaruzelski ma 51 lat

W stanie wojennym tworzył młodzieżowy ruch oporu w Białymstoku. Tworzył struktury PPS w województwie podlaskim. Przez cztery kadencje był radnym Lewicy w białostockiej radzie. W swojej karierze politycznej miał też krótki epizod z PO. Od czterech lat jest przewodniczącym SLD w Podlaskiem. W ostatnich wyborach parlamentarnych uzyskał 8519 głosów. Zawodowo od kilkunastu lat związany z branżą kinową. Mówi też o sobie: wypróbowany kibic Jagiellonii od 37 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny