Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Augustyn: Ja namówiłem Rafała na chód

Łukasz Pado
Krzysztof (z lewej) i Rafał przed olimpiadą trenowali m.in. w Strybskim Plesie, w słowackich Tatrach.
Krzysztof (z lewej) i Rafał przed olimpiadą trenowali m.in. w Strybskim Plesie, w słowackich Tatrach. Archiwum braci Augustyn
- Trenujemy w górach, a start w Rio jest tuż obok plaży - mówi Krzysztof Augustyn, brat i trener naszego olimpijczyka w chodzie na 50 km Rafała Augustyna. Będzie się opiekował podczas igrzysk kadrą naszych chodziarzy.

To pana pierwszy wyjazd na olimpiadę?Na olimpiadę tak. Byłem w tamtym roku jako trener wszystkich chodziarzy na mistrzostwach świata w Pekinie, z juniorami w Kolumbii i na mistrzostwach U20 w Bydgoszczy. Rio jednak przebija wszystkie te zawody. Jestem wdzięczny Polskiemu Związkowi Lekkoatletyki, że to właśnie mnie nominował, bo do Rio jedzie tylko jeden trener chodziarzy.

Musi pan przyznać, że duży w tym udział brata Rafała...Tak, bo zawsze jedzie trener najlepszego zawodnika z kadry, a Rafał jest jej liderem. Statystyki za tym przemawiają, bo znajduje się na listach światowych na 8. miejscu, kolejny nasz chodziarz jest w piętnastce, następni jeszcze dalej. To duży sukces też dla Mielca, bo jestem chyba pierwszym trenerem z tego miasta i okolic, który jedzie na igrzyska.

Jakie są szanse, żeby Rafał był w czołówce w chodzi na 50 km w Rio?Tak przemawiają statystyki, ale do tak długiego dystansu jak 50 km trzeba mieć dużo pokory, bo tu się może zdarzyć się wszystko, łącznie z przeziębieniem, bólem gardła, coś może wypaść na trasie, picie, problemy żołądkowe, podobnie jest w maratonie. Przygotujemy się normalnie, jesteśmy w Strybskim Plesie na Słowacji, wysoko w Tatrach, ostatnio Rafał przeszedł 35 km, jest dobrze.

35 km to taka dzienna norma?Nie. To jest jeden z najdłuższych treningów dłużej już się nie chodzi. Teraz powoli im bliżej zawodów w Rio schodzimy z kilometrażu.

Trasa w Rio będzie nad samym morzem. Co wy robicie w górach?Trasa chodu w Rio jest na promenadzie. Wysokość nad poziom morza może 2 metry. Będzie to dwukilometrowa pętla obok plaży niedaleko słynnej Copacabany. Dlaczego trenujemy w górach? Bo w górach podbija się produkcję czerwonych krwinek, które odpowiadają za transport tlenu i jak ktoś przerobi taki trening w górach, to potem jest mu łatwiej na niższych partiach. Chodzi szybciej, jakby nagle zdjął dziesięciokilogramową kamizelkę. Trening wysokogórski jest po to żeby poprawić wydolność organizmu. W górach trudno przebyć wiele kilometrów, bo jest mniejsze ciśnienie, a za tym idzie zasysanie tlenu do płuc. Chodzi się wolniej, ale jak się przerobi taki trening, to ma się bonus potem, sportowiec czuje się rześki i mocniejszy. Ale nie można z tym przekombinować, żeby się nie „zarypać”. To trzeba monitorować badać krew. Z Rafałem na ten moment jest wszystko ok. Potem zejdziemy na normalny poziom.

Z całej kadry tylko Rafał jest pana podopiecznym, ale na igrzyskach będzie się pan musiał opiekować wszystkimi chodziarzami...Tak jak wspomniałem, jedzie tylko jeden trener chodziarzy, cieszę się, ze to jestem ja, ale to oznacza, że będę miał pod sobą dziewiątkę ludzi, trzy dziewczyny, trzech chłopaków na 20 km i trzech na pięćdziesiątkę w tym mój brat. Tacy maratończycy, a jest ich sześciu nie mają w ogóle trenera. Prawdopodobnie i nimi będę się musiał zaopiekować. Chodzi o pomoc na samej trasie. Po to tam jedziemy. Jesteśmy z jednego kraju musimy sobie pomagać.

Z Polaków Rafał jest liderem na 50 km, ale Adrian Błocki i Rafał Fedaczyński to też solidni zawodnicy.Fedaczyński jest najstarszy, przekroczył wiek 35 lat, ale myślę, że nie powiedział ostatniego słowa. Uzyskał minimum PZLA, które w tym roku było najtrudniejsze w historii.

A gdzie się podział Grzegorz Sudoł. To on do tej pory rozdawał karty na 50 km wśród naszych...Być może brakło mu trochę szczęścia, a może popełnił błąd treningowy. Nie chcę go oceniać, bo nie znam tej sytuacji, ale tak się zdarza. W Dudincach się wycofał potem miał drugą szansę w maju w Rzymie, ale tam było gorąco, też mu nie poszło. On ma już 38 lat, trudniej się organizm regeneruje, potrzebuje więcej czasu na odpoczynek. Być może to było przyczyną. Ale trzeba oddać mu, że po Robercie Korzeniowskim, miał bezapelacyjnie największe osiągnięcia w polskim chodzie.

Nie był pan chodziarzem zawodowym i jest pan młodszy od Rafała trzy lata. Musi być panu trudno być jego trenerem...Nie jest łatwo trenować kogokolwiek ze swojej rodziny. Inaczej się trenuje z obcymi osobami, nie ma tych dodatkowych emocji. Bywa ciężko, potrafimy się pokłócić, na bicie się jesteśmy już za starzy. Ale w dzieciństwie się takie coś zdarzało, bo była nas w domu siódemka. Darzymy się ogromnym zaufaniem, On ma duże doświadczenie, bo trochę tych kilometrów przeszedł, ja zaś mam dobrą wiedzę akademicką. Kończę doktorat na temat chodu sportowego, środków treningowych. Potrafię też na chłodno z boku popatrzeć na to co robi. Rafał mi ufa i to jest najważniejsze. To zresztą ja go namówiłem do uprawiania chodu. To ja pierwszy zacząłem trenować z rodziny. Namówiłem jego, a potem resztę rodzeństwa Łukasza, Angelikę i Wiktorię. Łukasz i Wiktoria zrezygnowali, ale Angelika dalej „chodzi”. Końcem miesiąca ma mistrzostwa Polski młodzieżowców.

Jakie miejsce Rafała zadowoli was w Rio?Rafał jest ósmy w rankingu światowym w tym roku. Fakt, są zawodnicy ze świata, którzy minima zrobili w poprzednim roku i mogli nie startować, ale nieobecnie nie mają prawa głosu. Oficjalnie jest w ósemce, a teoretycznie nawet w siódemce, bo na olimpiadę nie pojedzie przyłapany dwukrotnie za doping Alex Schwazer, który wciąż jest na liście. Celujemy w Rio w ósemkę, to gwarantuje finansowanie, stypendium, a to jest konieczne, aby dalej się dobrze przygotowywać, aby żyć.

Na ile jest to realne?To jest jeden z najlepszych okresów w jego życiu, zwłaszcza w chodzie na tym dystansie. Ma doświadczenie treningowe, startowe i życiowe też. Już wie, że nie może sobie pozwolić na ułańską fantazję, szarżowanie, bo już trochę przeszedł i powinien naprawdę powalczyć. Jak nie teraz, to kiedy? Nie wiadomo, co będzie za cztery lata w Tokio.

36 lat dla chodziarza to jeszcze nie emerytura...Myślimy czasem, że trzeba będzie to wszystko do Tokio dociągnąć, ale to wszystko zależy tak na prawdę po drodze co się wydarzy. Na razie myślimy o Rio jedziemy razem i Rafał z tego powodu się bardzo cieszy, bo będzie miał wsparcie cały czas.

A pozostali chodziarze? Jakie są ich szanse w Rio?Największe szanse ma 50-tka. Na 20 km, jeśli ktoś nie chodzi regularnie na poziomie godzina 21, to nie ma co liczyć na pierwszą piętnastkę. U kobiet? Najlepsza może znajdzie się w dwudziestce. Uważam, że takie niestety są teraz możliwości polskiego chodu. Choć nie wykluczam, ze któryś z naszych zawodników, czy zawodniczek nagle będzie miał dzień konia i zrobi znacznie lepszy wynik, tego wszystkim życzę.

Największe pańskie obawy?Jeśli chodzi o Rafała, to obawiam się upałów, bo on tego nie lubi. Jest bardzo umięśniony, a w takich warunkach traci dużo wody. Jak będzie ok 20 stopni to będzie bardzo dobrze.

Plan na najbliższe dni?Ja już 4 sierpnia mam ślubowanie w PKOl i dzień później lecę do Rio, bo chłopaki na 20 km startują tydzień wcześniej niż ci na 50 km. Dziewczyny i pięćdziesiątka startują dopiero 19 sierpnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Krzysztof Augustyn: Ja namówiłem Rafała na chód - Nowiny

Wróć na poranny.pl Kurier Poranny