Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krystyna Zabawska. Cztery razy walczyła o złoto na olimpiadzie

Janka Werpachowska [email protected] tel. 85 748 95 44
Krystyna Zabawska z kilkuletnią Darią, która towarzyszyła rodzicom podczas wyjazdów na zawody i obozy sportowe
Krystyna Zabawska z kilkuletnią Darią, która towarzyszyła rodzicom podczas wyjazdów na zawody i obozy sportowe Archiwum domowe
Żeby zasłużyć na sportową emeryturę, trzeba zdobyć medal na igrzyskach olimpijskich. Krystyna Zabawska nigdy nie stanęła na podium podczas swoich czterokrotnych startów na olimpiadach.

Po powrocie z igrzysk olimpijskich w Pekinie w 2008 roku już nie wzięłam kuli do ręki - mówi Krystyna Danilczyk-Zabawska. - Miałam dość.

Oficjalne zakończenie kariery sportowej naszej kulomiotki, która zdobywała medale na arenach lekkoatletycznych całego świata miało miejsce dwa lata później, w 2010 roku. Jednak sportsmenka konsekwentnie, tak jak sobie obiecała po nieudanym starcie w Pekinie, w żadnych zawodach nie brała już udziału.

- Udało mi się przez te długie lata czynnego uprawiania sportu nie nabawić żadnych poważnych kontuzji. Miałam szczęście - mówi wysoka, szczupła blondynka, w której trudno dziś rozpoznać atletycznie zbudowaną Krystynę Zabawską z czasów, kiedy startowała w zawodach lekkoatletycznych.

Na początku był granat

- Po podstawówce na wsi umiałam tylko dobrze grać w dwa ognie - śmieje się Krystyna Zabawska.

Liceum Zawodowe w Suwałkach wybrała dlatego, że w tej szkole uczyła się już starsza o rok koleżanka z tej samej wsi. Zawsze to raźniej, kiedy w nowym środowisku ma się kogoś znajomego. Krystyna wybrała klasę o profilu sprzedawca-magazynier.

- Ta moja koleżanka była dziewczyną dobrze zbudowaną, masywną. W szkole zainteresował się nią trener Jarosław Jutkiewicz. Kiedy zaczęłam się uczyć i zamieszkałam w internacie, wciąż słuchałam jej opowieści, jak to fajnie jest na treningach, na obozach sportowych. Poprosiłam, żeby zapytała trenera, czy ja też mogłabym zacząć trenować. Za kilka dni powiedziała, że trener kazał przyjść.

Krystyna nawet nie bardzo wiedziała, jaki sport chce uprawiać. Była tylko wysoka i bardzo silna - ciężka praca na wsi zrobiła swoje.

- Trener dał mi granat ćwiczebny i kazał rzucić - wspomina Zabawska. - Bardzo mi zależało na tym, żeby dobrze wypaść. Okazało się, że w tej szkole jeszcze nikt nigdy tak daleko nie rzucił. I tak zostałam sportowcem.

Ale to sportowe życie wcale nie było takie słodkie, jak opowiadała koleżanka.

- Dzień w dzień treningi po lekcjach. Po treningu wracam do internatu, koleżanki gadają, słuchają muzyki, mają wolny czas, a ja dopiero zabieram się za odrabianie lekcji. Szybko przestało mi się to podobać. Ale chodzę, trener pilnuje, żebym nie rezygnowała ze sportu.
Przez cały rok rzucała oszczepem. Osiągnęła niezły wynik - trzydzieści kilka metrów.
Wszystko się zmieniło, kiedy Jarosław Jutkiewicz odszedł z pracy. Grupa lekkoatletów została bez opiekuna. I wtedy zajął się nimi matematyk, zafascynowany zdrowym stylem życia, fotografią i sportem. Miał uprawnienia instruktora sportowego.

Jeszcze przed zmianą trenera przypadek sprawił, że Krystyna okazała się dobra w kuli. Bo w szkolnej ekipie lekkoatletycznej nie było kulomiotki, a zespół jechał na zawody, na których chciał wystawić kogoś i w tej konkurencji. Padło na nią. Pchnęła. Poprawnie, chociaż sukcesu wtedy nie odniosła.

Na żniwa zamiast na obóz sportowy

- To był początek lat 80. ubiegłego wieku, chyba 1983 rok - wspomina Krystyna Zabawska. - Od tego czasu trenowałam już tylko pchnięcie kulą. Nowy trener bardzo o mnie dbał. Robił kanapki z dżemem, sam przygotowywał mocno słodzone napoje na bazie domowych soków, bo wiedział, że przy tej dyscyplinie zawodnik musi się odżywiać kalorycznie, organizm musi dostawać porcję węglowodanów, żeby podołać wysiłkowi.

Szkoła praktycznie nie miała żadnej infrastruktury niezbędnej do prowadzenia treningów lekkoatletycznych.

- Malutka salka gimnastyczna, gdzie nie mogłam właściwie trenować - opowiada Krystyna Zabawska. - Najgorzej było zimą. Pamiętam, śniegu na szkolnym boisku było tyle, że trener łopatą wykopał tunel, oczyścił krąg dla mnie, a kulę moczył w wiadrze z gorącą wodą, żebym nie brała do ręki lodowatego żelaza.

Kiedy Krystyna Zabawska z dzisiejszej perspektywy ocenia początki swojej sportowej kariery, wie, że w tym okresie i ona, i trener popełnili mnóstwo błędów. Zdaje sobie sprawę, że jej technika wtedy była żadna. Ale nie ma pretensji ani do trenera, ani do siebie.

- To nie to, co teraz, że wystarczy kliknąć i człowiek dzięki internetowi wszystkiego się dowie. Polegaliśmy na jakiejś sportowej intuicji. Najważniejszy był wynik, technika i styl schodziły na drugi plan.

Krystyna wciąż nie była przekonana, czy kariera sportowa to jest to, o czym marzy. Tym bardziej że nie miała wsparcia ze strony rodziny. Wręcz przeciwnie.

- Rodzice mieli pretensje, że rzadko zjawiam się w domu na weekendy, chociaż tyle pracy jest w gospodarstwie. Więc jak tylko mogłam, to urywałam się z treningów w wolne od nauki dni, żeby pojechać na wieś. W wakacje wymyślałam jakieś choroby, żeby uniknąć wyjazdu na obóz sportowy. Przecież to pora żniw, nie poradzą sobie beze mnie.

Kombinowała jak mogła, żeby sport nie zawładnął jej życiem całkowicie. Ale trener był uparty. Wiedział, że taki talent nie pojawia się codziennie. Pilnował, przekonywał, że warto trenować.

Kanapeczki, poduszeczka, kocyk

Kiedy Krystyna skończyła szkołę, trener nie chciał stracić tak dobrze zapowiadającej się zawodniczki. Udało mu się załatwić z dyrekcją szkoły, żeby Krystyna mogła dalej mieszkać w internacie - na dodatek za darmo. Znalazł też dla swojej zdolnej uczennicy pracę referentki w magazynie w zmniejszonym wymiarze godzin - tak, żeby miała jeszcze po pracy czas i siły na treningi.

- Był bardzo opiekuńczy - wspomina zawodniczka. - Pamiętam wyjazd na halowe mistrzostwa Polski do Zabrza. Jedziemy autokarem, a trener cały czas mnie dokarmia zrobionymi przez siebie kanapeczkami. Dba o moją wygodę. Podkłada pod głowę poduszeczkę, okrywa kocykiem, żebym nie zmarzła. Czułam się jak jakaś gwiazda.

Po roku łączenia pracy zawodowej z treningami została mistrzynią Polski juniorów. Zawody odbywały się w Bielsku Białej.

- Przy dziewczynach z kadry, ubranych w markowe dresy i buty czułam się jak Kopciuszek, w swoich byle jakich dresikach i butach sportowych - wspomina Krystyna Zabawska. - Nikt mnie nie znał, nikt nie spodziewał się, że odegram tu jakąś rolę.

Pamięta, że lało jak z cebra. Stadion zamienił się w trzęsawisko. Przed zawodami wszyscy siedzieli pod dachem, tylko jej trener kazał wyjść i ćwiczyć technikę za pomocą wygrzebanego gdzieś z błota kamienia.

- Dzięki tym ostatnim ćwiczeniom w deszczu i błocie wygrałam zawody. Zostałam mistrzynią Polski juniorów w pchnięciu kulą.

Obiecującą juniorką zainteresowały się Ludowe Zespoły Sportowe. Krystyna wyjechała na międzynarodowe zawody do Sofii.

- Dla dziewczyny z prowincji, to była rewelacja - wspomina.

Jesienią dostaje powołanie do kadry narodowej. Sypią się propozycje od Akademickich Zespołów Sportowych z całej Polski. Skontaktował się z nią też trener Henryk Olszewski z Białegostoku.

- Różne oferty rozpatrywałam głównie pod kątem odległości od rodzinnego domu - opowiada Krystyna Zabawska. - Wrocław, Bydgoszcz, Poznań - za daleko od rodziców. Więc wybrałam Białystok. I dopiero tutaj, pracując z trenerem Olszewskim, skorygowałam swoje błędy techniczne, zrozumiałam, na czym polega prawidłowy, systematyczny trening. Tu już nie było miejsca na improwizację.

Bez sportowej emerytury

Chociaż czterokrotnie brała udział w igrzyskach olimpijskich, nigdy nie stanęła na podium. A tylko zdobycie medalu podczas olimpiady uprawnia sportowca do przejścia na sportową emeryturę.

- Niełatwo znosiłam porażki. Całymi nocami nie spałam i analizowałam swój start. Zawsze mnie bolało, że w takich chwilach nie miałam wsparcia psychicznego ze strony trenera.
Najlepsze wyniki Zabawskiej na arenach olimpijskich, to piąte miejsce w Sydney i szóste w Atenach.

- Byłam na wszystkich kontynentach, ale nie zobaczyłam tam zbyt wiele - wspomina. - Podczas igrzysk w Pekinie uparłam się, że muszę coś zwiedzić oprócz wioski olimpijskiej. Udało się. Organizatorzy zawieźli nas na chiński mur.

Lata spędzone w wielkiej sportowej rodzinie zaowocowały małżeństwem z kulomiotem, Przemysławem Zabawskim. Dzisiaj Krystyna i Przemysław nie są już razem.

- Byłam już w ciąży, ale jeszcze pojechałam na zawody. A kiedy Daria miała trzy miesiące, zabrałam ją ze sobą na obóz sportowy. Po ciąży i porodzie ćwiczyłam bardzo intensywnie, żeby jak najszybciej wrócić do formy.

Teraz posiadaczka do dziś niepobitego halowego rekordu Polski w pchnięciu kulą, ustanowionego w 1999 roku i absolwentka AWF-u, mgr Krystyna Zabawska wykłada w Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego i Turystyki w Białymstoku oraz uczy wychowania fizycznego w Zespole Szkół Handlowo-Ekonomicznych.

- Przejdę na emeryturę w wieku 67 lat, jak każdy - śmieje się.

Mieszka z córką Darią w mieszkaniu pełnym pamiątek sportowych. To nie tylko puchary i medale, ale też ciekawe gadżety przywożone z wojaży po całym świecie.

- Nie mam czasu na siedzenie w domu - mówi Krystyna Zabawska. - Praca pochłania mi większość dnia. Mam działkę, na której hoduję warzywa i kwiaty, lubię tam spędzać wolne chwile. Mogłabym mieć kota, ale za mało czasu spędzamy w domu i ja, i Daria. Zawsze chętnie biorę pod opiekę kota siostry. Uwielbiam, kiedy się przytula i mruczy.

Daria połknęła sportowego bakcyla, chociaż matka wcale jej nie zachęcała do tego, aby poszła w jej ślady. Daria rzuca dyskiem.

- Ale jeszcze nie chcę, żeby mama przychodziła na zawody - mówi. - Jej obecność to dla mnie zbyt duży stres. Jest takim autorytetem, że zaproszę ją na swój występ dopiero wtedy, kiedy osiągnę jakiś poziom.

- Tak, a na razie podrzuca mi kłębki włóczki, żeby zrobić jej na drutach a to skarpetki, a to sweterek - śmieje się Krystyna Zabawska. - Kiedyś dużo robiłam, teraz wystarczy, jak raz na rok zrobię dwumetrowy szalik.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny