Około dziesięciu policjantów weszło do "Soodi" po godzinie 19. Chwilę wcześniej kelnerzy uprzedzili gości, że funkcjonariusze będą sprawdzać co dzieje się w sali. Zajęte były prawie wszystkie stoliki (ich liczba jest zmniejszona na czas pandemii). Większość klientów po otrzymaniu informacji natychmiast wstała i chciała opuścić lokal. Główne wyjście zablokowała policja.
Część osób spierała się z funkcjonariuszami na temat zasadności kontroli i nie od razu chcieli podać swoje dane. Policjanci spokojnie tłumaczyli, dlaczego "spisują" gości lokalu. Zaznaczyli, że nie jest to równoznaczne z otrzymaniem mandatu. Ostatecznie kilkanaście osób zostało wylegitymowanych. Kontrola była wynikiem anonimowego zgłoszenia.
Asp. Katarzyna Zarzecka podkreśla, że odpowiedzialność za podawanie posiłków przy stolikach mimo zakazów ponosi restaurator, a nie klienci. To nie oznacza jednak, że goście unikną konsekwencji przebywania w lokalu. Wszystko zależy od tego jak rozwinie się sprawa.
- Policjanci prowadzący kontrolę mogą wylegitymować wszystkie osoby, które korzystają z usług lokali nieprzestrzegających obowiązujących obostrzeń. W przypadku jednej z białostockich pierogarni tak się stało i w tej chwili prowadzone są czynności wyjaśniające wobec właściciela lokalu. Wszystkie pozostałe osoby na obecną chwilę występują w charakterze świadka, w związku z czym mogą otrzymać wezwania do komendy czy też do sądu w tej sprawie - tłumaczy asp. Katarzyna Zarzecka, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku.
Czy klientowi korzystającemu z usług lokali łamiących zasady grozi kara?
- To zależy od tego, czy w trakcie prowadzonych czynności pojawią się nowe okoliczności. Z obostrzeniami muszą się liczyć wszyscy, zatem jeżeli okaże się, że osoby będące w restauracji uczestniczyły np. w nielegalnym spotkaniu wówczas muszę się liczyć z tym, że wobec nich również będą prowadzone czynności wyjaśniające w związku z łamaniem określonych przepisami ograniczeń, nakazów i zakazów - podkreśla aspirant Zarzecka.
Przypomnijmy, że pierogarnia Soodi otworzyła drzwi dla klientów w styczniu, na fali ogólnopolskiej akcji "Otwieramy". Dobrze przygotowała się do przyjmowania gości stacjonarnie. Między stolikami są odpowiednie odległości, liczba osób w lokalu jest kontrolowana, dostępne są środki dezynfekujące, w nocy pomieszczenia są ozonowane. Złamane są jednak postanowienia rządu, który zamroził branżę gastronomiczną jesienią i co jakiś czas przedłuża obostrzenia.
- Nasze otwarcie to nie jest bunt, tylko konieczność. Chcemy utrzymać nasz biznes, jesteśmy odpowiedzialni za naszych pracowników i ich rodziny. Niestety nie załapaliśmy się na pomoc rządu z tarczy PFR 2. By otrzymać takie wsparcie trzeba wykazać dochody z ostatniego kwartału 2019 roku. Niestety my otworzyliśmy restaurację nieco później i nie mamy okresu porównawczego. To nas dyskwalifikuje z tarczy pomocowej i musimy sami poradzić sobie w kryzysowej sytuacji - mówi właściciel "Soodi". - Jeśli dostalibyśmy pomoc rządu, nie decydowalibyśmy się na otwarcie mimo zakazów. Stało się inaczej. Dostaliśmy mocno w kość przez ostatnie miesiące i gdyby nie otwarcie, to nie wiem jak byśmy sobie poradzili - przyznaje. Restaurator otrzymał już jedną karę administracyjną od sanepidu i ją opłacił.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
- Polski samolot musiał nagle lądować na Islandii. Nerwowa sytuacja na pokładzie
- Gwiazdy „Pulp Fiction” na 30. rocznicy premiery filmu. Niektórych zabrakło
- Kokosanka pingwinem roku. Ptak z gdańskiego zoo bije rekordy popularności
- Sto dni do rozpoczęcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Co mówią mieszkańcy Paryża?