Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konrad Dulkowski wystawił spektakl Błazenada

Anna Kopeć [email protected] tel. 85 748 95 11
W „Błazenadzie” pierwsze skrzypce zdecydowanie gra fantastycznie utalentowana Agnieszka Findysz (na zdjęciu na drugim planie), która z łatwością przeistacza się na scenie w swoje postacie
W „Błazenadzie” pierwsze skrzypce zdecydowanie gra fantastycznie utalentowana Agnieszka Findysz (na zdjęciu na drugim planie), która z łatwością przeistacza się na scenie w swoje postacie Anatol Chomicz
Sztuka Konrada Dulkowskiego to rzecz o zderzeniu marzeń z brutalną rzeczywistością, o szukaniu szczęścia, o tym jak drobne słowa i gesty kształtują nasze życie. Spektakl obowiązkowy dla młodych ludzi wkraczających w dorosłość. "Błazenada" wzbogacona muzyką graną na żywo dotyka najczulszych punktów. Przydadzą się jej zabiegi regulacji głośników, a także reżyserskiego cięcia scenariusza.

Oto dziewczyny z prowincji, które przyjechały do "miasta wielkiego jak ocean" na studia, by zrobić wielką karierę. Rzecz o przyjezdnych "słoikach", którzy z rodzinnych domów do metropolii przywożą nie tylko zawekowane przetwory, ale też bagaż dotychczasowych doświadczeń oraz nowych lęków i nadziei.

Cztery bohaterki w jednym wynajmowanym mieszkaniu: Adela, Marta, Kaśka i Julka marzą o tym, by ktoś napisał o nich sztukę teatralną, książkę albo chociaż coś na portalu plotkarskim. Tylko o czym, skoro są tak bardzo zwyczajne i pospolite? To grzech być przeciętnym. Dlatego starają się żyć intensywnie, w szalonym tempie i stylu, który narzuca im wielkie miasto. Poniżająca, wyczerpująca praca na umowie śmieciowej, wieczne imprezy, ambitne studia, a do tego wszystkiego przytłaczająca samotność - to ich codzienność.

Pozbawione wzorów i ojcowskich wartości gonią za spełnieniem i szczęściem. Nie zauważają, że same są wewnętrznie puste i niewiele mogą zaoferować światu, który nagle okazuje się być okrutny i niesprawiedliwy. Oczekiwania dziewczyn nagle zderzają się z brutalną i bolesną rzeczywistością.

Autor tekstu i reżyser Konrad Dulkowski jest bacznym obserwatorem, a swoje spostrzeżenia w interesującej formie przeniósł na scenę. Tekst sztuki powierzył trójce aktorów: Beacie Kacprzyk, Agnieszce Findysz i Karolowi Smacznemu. Grają w taki sposób, że widz do końca nie jest przekonany czy to historie czterech dziewczyn, czy tylko jedna z nich odgrywa tytułową błazenadę, by nie zdradzić się i przyznać, że tak naprawdę opowiada o sobie samej.

Pod względem aktorskim to bardzo udana realizacja. Karol Smaczny jest ciekawym uzupełnieniem emocjonalnego świata kobiet, na którym zbudowany jest spektakl. Historie dopowiada gestem, mimiką.
"Błazenada" to zdecydowanie spektakl rewelacyjnej Agnieszki Findysz, która na scenie dokonuje kilku fascynujących metamorfoz. Jej postacie po brzegi wypełnione są skrajnymi emocjami: lękiem, nadzieją, strachem, radością. W zależności od sceny raz jest chorobliwą pedantką, raz pustą naćpaną lalą. Ogląda się ją z przyjemnością i przerażeniem - jest aż tak wiarygodna i sugestywna w swoich kreacjach. Interesująco, szczególnie w roli nadgorliwej i przerysowanej matki-hipokrytki czy przerażającej bulimiczki, wypada Beata Kacprzyk. Dobrze sobie radzi także w scenach śpiewanych.

To właśnie muzyka w tym spektaklu pełni podwójną rolę - tworzy dodatkową narrację, a także swoistą scenografię. Zespół w składzie Piotr Chociej, Adam Radziszewski i Grzegorz Kluczyński gra za prześwitującą kurtyną tak, że widzimy tylko sylwetki muzyków. Na nowo zaaranżowane znane piosenki Świetlików, Meli Koteluk, Bajmu, Grzegorza Ciechowskiego oraz Łony i Webbera są nie tylko ciekawym scenicznym urozmaiceniem, ale przede wszystkim kontynuacją, komentarzem do wydarzeń z życia bohaterów (albo bohaterki) "Błazenady". I tu pojawia się pewien mankament. Choć muzyka na żywo z pewnością wzbogaca sztukę, w przypadku tej realizacji także mocno ją kaleczy. A konkretnie rani uszy widzów. Muzyka jest po prostu za głośna i absolutnie nie daje komfortu oglądania. Zamierzeniem twórców z pewnością było poruszenie widzów, ale taki efekt można też osiągnąć bez zbędnych decybeli.

"Błazenada" to bardzo emocjonalne, trochę niedopowiedziane przedstawienie o niespełnieniu jednostki, które wymaga nie tylko regulacji tonów we wzmacniaczach, ale także skrócenia niektórych scen. Przydługie dialogi mogą irytować i nudzić. W skondensowanej formie ten bardzo obiecujący dramat o dużym potencjale może nabrać wyrazistości.

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny