Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Końcówki tej samej podkowy - rozmowa z Jackiem Kurskim

Agnieszka Kaszuba
Lech Kaczyński robi bardzo dobrze, że silną ręką traktuje Rosję. Gdyby tego nie zrobił, to ruska flaga powiewałaby na najwyższym budynku w Gruzji.
Lech Kaczyński robi bardzo dobrze, że silną ręką traktuje Rosję. Gdyby tego nie zrobił, to ruska flaga powiewałaby na najwyższym budynku w Gruzji.
Po kryzysach takich jak gruziński dokładnie widać, który z naszych przywódców jest mężczyzną, a który gumą od majtek. Lech Kaczyński robi bardzo dobrze, że silną ręką traktuje Rosję. Gdyby tego nie zrobił, to ruska flaga powiewałaby na najwyższym budynku w Gruzji.

Obserwator: Panie pośle, wygląda na to, że Prawo i Sprawiedliwość nie ma już poparcia ani "Naszego Dziennika", ani Radia Maryja. Przejął się Pan tym faktem?

Jacek Kurski: Nieprawda. Absolutna nieprawda.

Jak to nieprawda? Jerzy Robert Nowak w swoim liście mówi o tym dość wyraźnie: Jeśli PiS się nie zmieni, to nie ma poparcia ani teraz, ani nie będzie mieć w przyszłości.

- No nie. Ja zupełnie inaczej odebrałem tę bardzo ciekawą publikację. Ona jest może i krytyczna, ale przyjazna. Moim zdaniem, pan Nowak szuka porozumienia i konfrontacji. Z drugiej strony, nikt nie powiedział, że dana grupa raz na zawsze powinna popierać określoną opcję. Trzeba się o to starać i Prawo i Sprawiedliwość to robi. Dlatego będę rekomendować moim kolegom wnikliwe zapoznanie się z tym dokumentem i poważne przemyślenie poruszanych w nim spraw.

Mówi Pan, że list Nowaka odebrał Pan jako przyjazny. Czy stwierdzenie, że w Kancelarii Prezydenta rządzi babiniec, czy to, że prezydent ulega wpływom zachodnim też uważa Pan za określenia pozytywne?

- Oczywiście nie podzielam szczegółowych ocen czy poszczególnych epitetów. Z tymi się absolutnie nie zgadzam! Niemniej jednak całość tego dokumentu jest próbą poważnej diagnozy stanu Polski, stanu polskiej prawicy, a jednocześnie oczekiwaniem na pozytywne zmiany.

Pozytywną zmianą jest oczekiwanie na to, że prezydent nie podpisze traktatu lizbońskiego?

- Prezydent Lech Kaczyński kieruje się w tym przypadku racją Polski, a nie oczekiwaniami jakiegoś dziennikarza czy publicystów, a nawet słuchaczy Radia Maryja. Po prostu w ocenie prawnej, na której opiera się pan prezydent, podpisanie traktatu po referendum irlandzkim jest bezprzedmiotowe. Nie wyobrażam sobie, żeby prezydent ulegał teraz różnym naciskom i dołączył do grupy, która próbuje dopchać kolanem Irlandię, żeby robiła ponowne referendum. Zresztą musimy się i my liczyć z tym, że kiedy nie spodoba się nasza wola Europie, to tak samo będziemy traktowani. I to jedyne powody, dla których prezydent nie podpisuje traktatu. Taka postawa jest podyktowana najwyższym patriotyzmem.

A czym podyktowane jest zbliżenie prezydenta Lecha Kaczyńskiego z Sojuszem Lewicy Demokratycznej?

- Nie ma żadnego bratania się z Sojuszem Lewicy Demokratycznej! To tylko normalna, demokratyczna gra polityczna. Obecnie jest taka sytuacja, że bez SLD nie można ani przyjąć, ani odrzucić weta prezydenta. Myśmy znaleźli się w opozycji niezależnie od siebie: SLD stanowi opozycję lewicową, my prawicową. Dlatego można powiedzieć, że jesteśmy końcówkami tej samej podkowy, tak daleko od siebie, że aż blisko. W tych sprawach, gdzie będziemy potrafili znaleźć część wspólną, jak na przykład kwestie socjalne czy szaleństwa Platformy w celu zniszczenia mediów publicznych, wystąpimy razem, ale generalnie jesteśmy konkurentami politycznymi i w większości kwestii się nie zgadzamy.

Jeszcze niedawno mówiliście, że nie ma możliwości na jakiekolwiek rozmowy z postkomunistami z SLD, że trzeba ich unikać...

- Musimy ich unikać, ale potrzebne jest częściowe porozumienie dla dobra kraju. Nie można więc być tutaj hipokrytą. Zresztą ten Sojusz Lewicy Demokratycznej jest już trochę inny niż jeszcze kilka lat temu... Nie krytykowałbym więc prezydenta za zbliżenie z SLD i może nie nazywałbym tego w ogóle zbliżeniem.

Opozycja krytykuje prezydenta za zbyt ostre słowa wobec Rosji...

- Prezydent robi bardzo dobrze, że silną ręką traktuje Rosję. Gdyby tego nie robił, to ruska flaga powiewałaby na najwyższym budynku w Gruzji. Dziś można już powiedzieć, że radykalizm prezydenta Kaczyńskiego okazał się realizmem, dlatego że tylko twarda i radykalna reakcja pozwoliła na przynajmniej częściowe opanowanie sytuacji w Gruzji. A kolejne działania rosyjskie wskazują jedynie na to, że to prezydent Kaczyński miał rację.

Zachód reaguje o wiele spokojniej...

- Dzisiaj spokojna reakcja Zachodu, niemal bierna, to moim zdaniem, nowa, lightowa wersja doktryny Breżniewa. Jeśli prezydent Sarkozy mówi, że rozumie, iż Moskwa chce bronić swoich interesów poza granicami kraju, to jest dokładnie współczesna wersja doktryny Breżniewa. Taka spokojna reakcja Zachodu na początku sprawiła, że Rosjanie rozochocili się. Uznali, że skoro jest słabość, to można wejść w Gruzję. I to dopiero radykalizm Kaczyńskiego i zaangażowanie pięciu prezydentów sprawiły, że opinia europejska zmieniła zdanie i otworzyła oczy. Bez tego pierwszego ruchu Kaczyńskiego niczego dalej by nie było.

Ale wydaje się, że niczego nadal nie ma. Państwa zachodnie nie zdecydowały się na nałożenie jakichkolwiek sankcji na Rosję...

- Uważam, że takie sankcje powinny się pojawić. Rosja powinna zostać pozbawiona członkostwa czy akcesu do różnych organizacji międzynarodowych. Rosji na przykład bardzo zależy na przystąpieniu do WTO, więc to powinno zostać zablokowane. Powinno się również poważnie rozważyć pozbawienie Rosji prawa do organizacji zimowych igrzysk w Soczi, będącego niemal rzut beretem od Abchazji, którą chcą zaanektować. Powinno się jednocześnie dozbroić Gruzję i zainstalować tam bazy NATO. Z Rosją po prostu trzeba twardo!

Ale ta twarda polityka nie zmienia nic w postawie Rosji wobec Polski. Wręcz przeciwnie. Rosjanie przygotowują podręcznik do historii, w którym o Katyniu mówią jako o zasłużonej i sprawiedliwej zemście za życie rosyjskich oficerów...

- Rosja próbuje odbudowywać swój imperializm i mocarstwowość, nie tylko fizycznie, ale także w sferze symbolicznej. Stąd te obraźliwe i chamskie ataki. I na coś takiego powinien na poziomie dyplomatycznym zareagować polski rząd. Trzeba bowiem reagować na każdą próbę kłamstwa katyńskiego. I tyle. Teraz powinniśmy przypomnieć sobie pierwszą wizytę Donalda Tuska w Moskwie, jego przechadzki po placu Czerwonym i to, co nam stamtąd przywiózł. Wrócił do kraju z piosenką rosyjską na ustach... Po takich kryzysach jak gruziński dokładnie widać, który z naszych przywódców jest mężczyzną, a który gumą od majtek.

Wróćmy może na nasz rodzimy front, może do bardziej przyziemnych spraw. Marzy Pan o karierze w show-biznesie, o byciu medialną gwiazdą?

- Wystarczy tylko na mnie spojrzeć i już od razu widać, że jestem gwiazdą. Chyba nikt nie ma wątpliwości.

Ostatnio było w Polsce bardzo imprezowo. Pan też się udzielał. Był Pan nawet na festiwalu w Sopocie i wystąpił na antenie TVN. Czy to oznacza koniec bojkotu tej stacji?

- Nie, nie, nie. Zupełnie nie oznacza! Na festiwal wybrałem się prywatnie, bo były tam gwiazdy mojej młodości. To dla mnie zupełnie drugorzędne, że ten koncert był organizowany przez TVN. Na początku nawet o tym nie wiedziałem, bo co roku organizuje go ktoś inny. A poza tym nasz bojkot dotyczy spraw politycznych, wypowiedzi dla stacji TVN i TVN24 oraz odwiedzania ich studia. Nie może natomiast dotyczyć festiwali czy meczów charytatywnych, bo wtedy nie mógłbym strzelić TVN-owi bramki podczas meczu z reprezentacją Sejmu. Dlatego powtarzam, że udział w festiwalu w Sopocie to nie koniec naszego bojkotu.

Podczas festiwalu wyglądało na to, że Pańskie wystąpienie było wyreżyserowane, a Pan z prowadzącym Szymonem Majewskim był umówiony na wejście...

- No nie. Pierwsze wejście to nawet było nieprzyjemne. Szymon, mam nadzieję, że nieświadomie, podjudził ludzi, aby mnie wygwizdali. Bo przecież jak się powie, że na takiej imprezie czy meczu jest polityk, to bez względu na to, z jakiej partii pochodzi, to go wygwiżdżą. Chociaż na początku słyszałem trochę oklasków.

Przy drugim wejściu machał Pan uśmiechnięty do kamer...

- Tak. To było już sympatyczne. Szymon powiedział, ze dostał SMS-a, że Majewski won, a Kurski na prowadzącego. Wtedy publiczność zareagowała miło, a po koncercie wiele osób chciało sobie zrobić ze mną zdjęcie.

No widzi Pan. A ostatnio nawet jeden z banków na podstawie scenariusza orędzia, które wymyślił Pan dla prezydenta, nagrał reklamówkę...

- No proszę mnie nie obrażać. Moje orędzie wyglądało jak prawdziwe prezydenckie orędzie. Natomiast w orędziu banku Marek Konrad wygląda jak ekskluzywny kelner, który obsługuje plan zdjęciowy i w przerwie zdjęć podsiada miejsce głównego aktora. Myślę, że każdy widz odróżnia prezydenta od nawet bardzo ekskluzywnego kelnera.

To może, Panie pośle, zamiast w następnych wyborach startować do sejmu, wystartuje Pan w show-biznesie?

- Nie. Wolę do Sejmu. Byłem już dziennikarzem. Chociaż może to nie show-biznes, ale wolę być politykiem z pasjami artystycznymi, bo przecież gram na gitarze, niż estradowcem, bo byłbym w tym nieautentyczny.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny