To był niezwykły widok. Ostatni białostocki uczestnik powstania warszawskiego Mieczysław Wroczyński intonuje „Długa droga, daleka, przed nami trud i znój...” Zaraz te same słowa powtarzają harcerki. Powstaniec zaczyna w miejscu maszerować, harcerki śpiewają jeszcze głośniej.
Tak przebiegał happening, zachęcający mieszkańców Białegostoku do przyjścia na koncert „Pamiętamy 44. Mój śpiewnik powstańczy”. Start już dziś o godz. 18 na Rynku Kościuszki. Imprezę rozpocznie występ harcerzy oraz uczniów Studium Wokalno-Aktorskiego. O godz. 19 na scenie pojawi się białostocki raper Lukasyno, a później Andrzej Jagodziński Trio z programem „W hołdzie wolności”. Uczestnikom koncertu zostanie rozdanych 500 śpiewników.
Jak było rok temu: 72. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego w Białymstoku
– Podczas powstania śpiewaliśmy bardzo dużo. Na przykład „Pałacyk Michla, Żytnia, Wola. Bronią się chłopcy spod Parasola”. Postaram się być na tym koncercie, bo chcę usłyszeć, jak ta piosenka zabrzmi współcześni. W moim wieku wszystko zależy jednak od zdrowia – mówił Mieczysław Wroczyński.
Inicjatorem koncertu jest radny PiS Marek Chojnowski. Impreza organizowana jest przy współpracy miasta z marszałkiem województwa.
– Białystok będzie pierwszym miejscem w Polce, oczywiście poza Warszawą, gdzie odbywa się tego typu koncert przypominający 1 sierpnia 1944 roku – mówi radny.
Ma nadzieję, że impreza stanie się cykliczna. – Warto pamiętać o bohaterach, którzy walczyli o naszą wolność – podkreśla Chojnowski.
Rankiem 1 sierpnia 1944 roku dotarliśmy z kolegą do punktu zbornego. Okazało się, że jest jakieś zamieszanie i podobno wszystko zostało odwołane. Mieliśmy rozkaz wracać natychmiast na Grochów. Nie zrobiliśmy tego, tylko poszliśmy odwiedzić kolegów na Woli. No i tam, już po godzinie „W”, zastały nas pierwsze strzały powstania. O mało nie zginęliśmy, bo dostaliśmy się między obie walczące strony.
Nigdy nie zapomnę entuzjazmu, który panował w pierwszych dniach walk. Ludzie budowali barykady, wynosili nawet meble, wyrywali bruk, płyty chodnikowe. Po pięcioletniej niewoli i po traktowaniu nas jak zwierzęta, wreszcie poczuliśmy, że w końcu znowu mamy wolną Polskę. Drugiego dnia powstania nałożyliśmy polskie mundury, wokół powiewały biało-czerwone flagi. Ludzie do nas podchodzili i serdecznie się witali. Zaraz mieliśmy kieszenie pełne cukierków i papierosów.
Później nastroje się pogarszały. Aż nadszedł dzień, w którym musieliśmy z Warszawy wyjść jako jeńcy wojenni. Niemcy pozwolili, abyśmy zachowali broń pod warunkiem, że nie będziemy mieli amunicji. Spodziewali się, że zobaczą idący zniechęcony, przybity tłum. A my, ku ich zaskoczeniu, opuszczaliśmy stolicę z podniesionymi głowami. Maszerowały całe bataliony i oddziały - równym, pewnym krokiem, czwórkami. Jeden z niemieckich oficerów jak nas zobaczył powiedział: „stolz Polen”, czyli „dumni Polacy”. I tak żeśmy szli całą drogę aż do Ożarowa. Pokazaliśmy Niemcom, że przegraliśmy bitwę, ale nie przegraliśmy z nimi wojny. Zresztą trzeba przyznać, że wtedy zachowywali się przyzwoicie. Nie poganiali nas i nie reagowali jak nad ich głowami ludzie rzucali nam chleb i kiełbasę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?