Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Komputery za 104 tysiące euro i wyroby Nike za 205 tysięcy dolarów! Dwa tiry "wyparowały"!

Jacek Wolski
fot. Archiwum
Tir to nie igła, nie może się zapaść pod ziemię. A jednak czasami się zapada. Niedawno suwalska prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie takiego tajemniczego zaginięcia...

To były sensacje na ogólnopolską skalę. Zarówno wtedy, gdy zniknął tir wypełniony markowymi wyrobami firmy Nike, jak i wówczas, kiedy wyparował pojazd rzekomo wyładowany po dach komputerami.

Policja potraktowała oba zdarzenia bardzo prestiżowo. Bo tiry to nie igły i pod ziemię zapadać się nie powinny. Policjanci ruszyli w teren. W akcjach używany był nawet śmigłowiec. Niestety, wszystko nadaremnie.

- Od razu zastanowiła mnie opowieść słowackiego kierowcy - opowiada Ryszard Tomkiewicz, prokurator prowadzący jedną ze spraw. - Powiedział, że alternator zepsuł mu się już w Białymstoku. Jakim cudem dotarł więc aż do Suwałk? To przecież 120 kilometrów. Bez alternatora zrobić się tego nie da.

Nike za 205 tysięcy dolarów

Było lato 2005 roku. Do suwalskich policjantów zgłosił się pewien Słowak. Opowiedział historię o zepsutym tirze i o tym, że zostawił go na obrzeżach miasta. Przez dwie godziny chodził po Suwałkach i szukał pomocy. Rzeczywiście, pojawił się w paru miejscach. Gdy wrócił, pojazdu już nie było. W środku miały się znajdować wyroby Nike za 205 tysięcy dolarów. Niewiele mniej warty był sam tir.
W szoferce kierowca miał zostawić dowód rejestracyjny oraz swoje pieniądze - kilkaset dolarów.

Gdyby po wykonaniu rutynowych czynności prokuratura umorzyła śledztwo ze względu na niewykrycie sprawcy, nikt pewnie nie miałby do niej specjalnych pretensji. Naszego kraju dotyczyło to o tyle, że u nas się stało. Ale ani samochód, ani towar, ani nawet ubezpieczyciele transportu z Polską nic wspólnego nie mieli.

- Po to między innymi wykonuje się ten zawód, aby nie iść na łatwiznę, a gdy są wątpliwości, dokładnie je wyjaśnić - prokurator Tomkiewicz tłumaczy, dlaczego tej sprawy nie odpuścił.

Żmudne śledztwo prowadził ponad trzy lata. Zakończył je dopiero niedawno.

Na kradzieży wszyscy zyskiwali

Właścicielem towaru okazały się dwie firmy amerykańskie. Pochodzące z Holandii wyroby Nike krążyły trochę po świecie, by ostatecznie znaleźć się w magazynach znajdujących się na terenie Niemiec. Żeby wszystko było jeszcze bardziej skomplikowane - miały trafić ostatecznie do... Uzbekistanu.

Transportem z Niemiec miała zająć się, na zlecenie Amerykanów, firma litewska. Ta z kolei wynajęła kierowcę oraz pojazd ze Słowacji. Jak to zrobiła?

- Znaleźliśmy ofertę w Internecie - zeznawał Litwin.

Nikomu wierzyć się nie chciało, że tak cenny ładunek powierza się przypadkowemu przewoźnikowi, którego wcześniej nigdy się nawet nie widziało.

Umowy z ubezpieczycielami wszystkich firm były tak skonstruowane, że każdy otrzymałby pokaźne odszkodowanie.

Prokurator ustalił, że pojazd o podanych numerach rejestracyjnych rzeczywiście przekroczył naszą granicę. Nie ma jednak żadnej pewności, że był to ten sam tir.
W Suwałkach miał zatrzymać się w zatoczce autobusowej. W pobliżu znajduje się stacja benzynowa, do zatoczki wjeżdżają miejskie autobusy. Ani pracownicy stacji, ani kierowcy żadnego tira nie widzieli.

- Gdyby tam rzeczywiście stał, na pewno zwróciłbym na niego uwagę, bo miałbym problemy z wjazdem do zatoczki - twierdził jeden z kierowców.

Jeżeli pojazd do Suwałk nie dojechał, skąd w takim razie wziął się tu Słowak? Przypuszczalnie został do miasta przywieziony. Prawdopodobnie samochodem osobowym. Ale nie zbitych dowodów na to nie ma.

Nieco ponad rok po zdarzeniu do suwalskiej prokuratury dotarła informacja, że tir tej marki, o takich numerach rejestracyjnych był widziany w jednym z krajów graniczących z Polską. Ale żadnych innych szczegółów uzyskać już się nie dało.

Właściciel pojazdu, poproszony o dostarczenie zapasowego kompletu kluczyków, odparł, że go nie ma. Miał zaginąć w tajemniczych okolicznościach.

Komputery za 104 tysiące euro

W kwietniu ubiegłego roku na czołówki gazet trafiła kolejna historia. Tir na łotewskich numerach rejestracyjnych miał się zatrzymać przy jednym z zajazdów znajdujących się na trasie Budzisko - Suwałki.

Kierowca opowiadał, że zamierzał tu spędzić noc. Przed snem poszedł jeszcze sprawdzić, czy z jego samochodem wszystko w porządku. Pojazdu już jednak nie było. Miał wieźć komputery warte 104 tysiące euro. Na drugie tyle kierowca wycenił samochód.

Policja zabrała się do roboty. Pierwsze pytania pojawiły się już po paru dniach. Dotyczyły one przede wszystkim tego, czy taki tir w ogóle do zajazdu przyjechał. Łotewska policja przekazała też swoim polskim kolegom informację, że zarówno kierowca, jak i właściciel transportu to osoby wielce podejrzane. Jeden z nich był nawet karany za wymuszenie okupu.

Wszystko wskazuje na to, że pojazd do zajazdu dotarł. Na parkingu stał jednak bardzo krótko. Kiedy kierowca przebywał już w zajeździe, ktoś wsiadł do tira i odjechał. Z operacyjnych informacji wynika, że za tirem podążał samochód osobowy. I jeden z podróżujących nim ludzi po prostu się przesiadł.

Także w tym przypadku trzeba było wykonać wiele różnego rodzaju czynności. O pomoc policja poprosiła zarówno Łotyszy, jak i Niemców. Chodziło m.in. o ustalenie, czy w tirze rzeczywiście znajdował się jakiś towar. Do dzisiaj nie zostało to jednoznacznie wyjaśnione.

- Wątpię jednak, by tak było - mówi anonimowo jeden z policjantów.

Prowadzący sprawę mają teraz do przeanalizowania masę dokumentów. Kiedy z tym się uporają, nie wiadomo.

Właścicielom rzekomo skradzionych towarów zależy na jednym papierku - umorzeniu postępowania ze względu na niewykrycie sprawcy. Bo to podstawa do wypłaty odszkodowania.

Nie było przestępstwa

Firmy zamieszane w historię z wyrobami Nike z tego, co zrobił prokurator Tomkiewicz, zapewne zadowolone nie są. Owszem, umorzył sprawę, ale ze względu na brak danych uzasadniających popełnienie przestępstwa. A za coś takiego nikt odszkodowania nie wypłaci.

- Dzisiaj Polska nie jest dobrym miejscem na robienie tego typu przekrętów - uważa jeden z policjantów. - W ramach Unii Europejskiej działa bardzo dobry system informacji, niemal natychmiast można niektóre rzeczy ustalić. W dodatku po tych dwóch sprawach jesteśmy na takie historie bardzo wyczuleni. Lepiej więc, żeby na Suwalszczyźnie nikt kradzieży tira nie zgłaszał.

Jednego z właścicieli pojazdu śledczy zapytał swego czasu, już poza protokołem, gdzie naprawdę jest jego tir. Mężczyzna lekko się uśmiechnął, zrobił tajemniczą minę i wyszedł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny