Kurier Poranny: Do Białego-stoku z Poznania przyjechaliście na zaproszenie Białostockiego Ośrodka Kultury. Dzięki waszej współpracy z BOK odbyły się w naszym mieście impreza Absolut Slovak oraz warsztaty komiksowe dla dzieci "W komiksowych chmurach". Jak oceniacie umiejętności naszych małych twórców?
Anna Susko: Białostocka grupa była niesamowita. Zero niechęci i znudzenia. Dzieciaki fajnie sobie formowały kadry, układały ciekawe historie. Każda opowieść jest inna, co nas bardzo cieszy, bo czasem dzieciaki podczas warsztatów ściągają od siebie. Tutaj tak nie było.
Michał Słomka: Widać, że mają swoje style. Prace, które powstały, są naprawdę niesamowite.
Absolut Slovak i warsztaty to nie Wasz pierwszy kontakt z Białymstokiem.
Ania: W ubiegłym roku odbyła się tu wystawa Aloisa Nebla. BOK poprosił nas o przesłanie jego komiksów. Cieszyły się sporym zainteresowaniem, więc teraz postanowiliśmy przyjechać z całym stoiskiem, gdzie można było kupić komiksy z Europy Środkowej.
Warsztaty, wystawy, sprzedaż komiksów. Czym jeszcze się zajmujecie?
Michał: CENTRALA skupia się wokół działań związanych z promowaniem komiksu środkowoeuropejskiego. Organizujemy mnóstwo projektów. Najnowszy to "45-89. Komiks za żelazną kurtyną". W jego ramach odbędą się wystawy i wydana zostanie książka po polsku i angielsku. Nie chcemy, by była to katalogowa wersja, obejmująca informacje typu: co się gdzie wtedy wydawało. Będzie to wizja oscylująca wokół tego, czym się zajmował komiks w latach powojennych, jak wyglądało życie codzienne za żelazną kurtyną, jak było przedstawiane społeczeństwo w komiksie. W Polsce na przykład docierało się do młodzieży za pomocą komiksu przez różne magazyny. W "Arsenale" były do wycinania czołgi, a obok komiks o sukcesach polskiego oręża.
A co z cenzurą?
Ania: Zanim komiks był wydawany, to oczywiście, podlegał korekcie: Ten ma złe zęby, ten zbyt podły charakter... Wszystko musiało być idealnie. Przykładem jest "Tytus, Romek i Atomek". Tytus to był na początku taki wariat, głupia małpka. To zostało zmienione.
Michał: Przy czym, jak teraz robili reedycję, Chmielewski od nowa musiał rysować kadry, bo tamto było za bardzo propagandowe.
Jak to się u Was z pasją do komiksów zaczęło?
Michał: Czytałem komiksy, jak byłem mały. Potem mi trochę przeszło. A jak już prowadziłem zajęcia na uniwersytecie, to zacząłem badać komiks historyczny. Pisałem doktorat o relacjach polsko-czeskich. Natknąłem się na Aloisa Nebla. Pomyślałem sobie, że fajnie by było pokazać, że się tyle ciekawych rzeczy w tym temacie dzieje. A potem zaczęliśmy z Anią robić warsztaty. Jak rozmawialiśmy z ludźmi, którzy siedzą w tym bardzo długo, to oni często mówili o istnieniu zjawiska analfabetyzmu wizualnego.
Ania: Jak zacznie się oswajać z komiksami tych najmłodszych, to wychowa się już tych czytelników w życiu dorosłym.
Bo komiks to sztuka nie tylko dla dzieci.
Michał: Choć taki stereotyp, niestety, wciąż istnieje. Ale różnie przedstawia się ten problem w poszczególnych krajach. W Czechach i na Słowacji były raczej komiksy dla dzieci. U nas było sporo serii dla młodzieży. Z drugiej strony na Słowenii i w Jugosławii były bardzo rozpopularyzowane te poważniejsze historie.
Od czego to zależy?
Michał: Głównie od tradycji, tego, jakie się ma podejście do obrazka i rysunku.
Na warsztatach oswajacie z komiksem?
Ania: Tak. Obcowanie z komiksem to wcale nie taka łatwa sprawa. By go zrozumieć, potrzebna jest umiejętność nie tylko czytania, ale i oglądania. Niestety, wciąż nie umiemy się obchodzić z obrazem.
Michał: Chodzi o to, by dzieciaki sobie uświadomiły, że historyjkę można opowiadać pociętą na kadry. Takie warsztaty to zabawa i nauka, ale psycholog też znajdzie tu spore pole do działania. Kiedyś mieliśmy przypadek chłopca, którego tato miał wypadek. Wyszedł z niego cało, był nawet z synem na warsztatach. I chłopiec narysował stłuczkę: samochody, karetkę. Jego matka powiedziała, że to pierwszy raz, kiedy chłopiec od czasu wypadku dotknął tego tematu.
Chyba nikt wcześniej w naszym kraju tego typu działań nie podejmował. Pamiętacie pierwsze warsztaty dla dzieci?
Ania: To było w Toruniu. Przyszły na nie dzieciaki ze szkoły. Miały wyznaczony czas, bo jedne potem szły na obiad, a inne wracały na zajęcia. I skończyło się na tym, że opiekunka zadzwoniła do szkoły spytać, czy mogą przyjść później, bo bardzo im się spodobało i chcieliby zostać. Od tego czasu organizujemy warsztaty w całym kraju: w szkołach, na ulicach, w muzeach, w domach kultury, podczas imprez. I w plenerze, i w budynkach. Malujemy na kartkach, na oknach, na donicach i naczyniach. Na wszystkim, na czym się da. Mieliśmy warsztaty fotograficzno--komiksowe. Robimy też komiksy z plasteliny i ze szmatek.
Komiks to zdecydowanie sztuka niszowa. Zdarzają się trudności?
Ania: Byliśmy kiedyś na konferencji, podczas której pewien mężczyzna powiedział, że "komiks to żadna tam sztuka". Trzeba mu było tłumaczyć, że komiks też trafił do wielu muzeów i że tworzą go artyści, bo to często przecież ludzie po ASP.
Michał: Z drugiej strony - ja się ludziom nie dziwię, bo wciąż jest tyle chłamu komiksowego. Ale to tak jak z literaturą: jest to niezwykle pojemna rzecz. Istnieje mnóstwo gatunków komiksów, poruszane są w nich bardzo różne tematy. Są wśród wydań i rzeczy dobre, i złe. Trzeba umieć dokonywać wyboru.
Sami tworzycie komiksy?
Ania: Ja sobie już taki specjalny marker, który rysuje jak pędzelek, kupiłam. Także może kiedyś...
Michał: Ja jestem historykiem i na pewno nie będę nigdy rysował.
Ania: Ale za to Michał pisze i jeden komiks na podstawie jego scenariusza już powstał. Także: Ja będę rysować, a on zajmie się wymyślaniem historii.
Dziękuję za rozmowę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?