Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kołchoz? Nasze baby się zbuntowały!

Alicja Zielińska [email protected] tel. 085 748 95 45
Kobiety były odważniejsze, bo milicja ich nie ruszała, dlatego szły na chama. Mężczyzn by raz dwa zwinęli do aresztu, a do kobiet mieli respekt - opowiadają Stefan Półtorak (z lewej) i Tadeusz Kryński
Kobiety były odważniejsze, bo milicja ich nie ruszała, dlatego szły na chama. Mężczyzn by raz dwa zwinęli do aresztu, a do kobiet mieli respekt - opowiadają Stefan Półtorak (z lewej) i Tadeusz Kryński fot. Bogusław F. Skok
Kołchoz chcą zakładać? Jak w Rosji? Ziemia jest nasza. Nie oddamy! Oddać ziemię to jak kawał serca wyrwać z piersi.

Za prowodyrkę mnie uznali. Aresztowali. Pół roku trzymali w więzieniu. A w domu dzieci małe, gospodarka, oczy wypłakałam ze zgryzoty. I za co? Za to, że ziemi swojej broniłam przed kołchozem. Genowefa Osiel, 94-letnia staruszka, smutno kiwa głową. Jeszcze dzisiaj ciężko jej pogodzić się ze stalinowskim wyrokiem.
Kolektywizacja przyszła do Olend, w gminie Rudka, powiat Bielsk Podlaski, wiosną 1952 roku.

- Przyjechali partyjniacy z powiatu i dawaj tłumaczyć, jak to nam dobrze będzie, kiedy powstanie spółdzielnia produkcyjna - wspomina Jan Kryński. - Nikt nikogo nie będzie zmuszał, mówili, przystąpi kto zechce, tylko trzeba zdać ziemię. Ludzie patrzyli na nich spode łba. Nie odzywali się. Ale później, kiedy zostali sami, w krzyk: Znaczy się kołchoz chcą zakładać? Jak w Rosji? Ziemia jest nasza. Nie oddamy. Oddać ziemię to jak kawał serca wyrwać z piersi.

Czternastu gospodarzy w Olendach uległo partyjnym namowom. Powstał komitet założycielski, zarząd, wybrano przewodniczącego. W marcu 1954 roku została zarejestrowana spółdzielnia produkcyjna pod nazwą "Iskra". Sprawdzianem jej działania miał się jednak okazać dopiero wspólny siew. W wiosce wrzało.

- Bo im się wydawało, że wezmą ziemię, gdzie chcą. Z lepszym dojazdem i w całości - opowiada Kryński. - Przyjechał mierniczy, przewodniczący Gromadzkiej Rady Narodowej, sekretarz partii. Zaczęli wbijać paliki, żeby oznaczać grunty. A kobiety za te paliki, wyrywają, łamią na kawałeczki. Krzyczą: Precz z naszej ziemi, psami poszczujemy, kamieniami w was tylko! Oni się zwinęli i poszli. Ale na drugi dzień przyjechały traktory z POM-u. Wioska zamarła ze strachu. To już koniec. Jak zaorzą miedzę, nie dojdziesz swego. Mężczyźni zebrali się w gromadę, stali jednak z boku. Bali się, że jak ruszą na traktorzystów, to dojdzie do bijatyki, awantura będzie straszna. Polałaby się krew, na pewno - nie ma wątpliwości pan Jan. - Dlatego chłopy wypchnęli kobiety, że niby kobietom nic nie zrobią.

- Oj, co tu było - Jan Kryński łapie się za głowę na wspomnienie tamtych wydarzeń. - Kobiety, nie zważając na nic, rzuciły się na maszyny. I do traktorzystów, że nie pozwolą wjechać. Co oni próbują ruszyć, to one przed nimi. Zaczęły śpiewać "Serdeczna Matko" i inne nabożne pieśni. Różaniec odmawiały. A kilka to wprost się kładło na ziemię. Jeden traktorzysta, młody chłopak, rozpłakał się. Nie wiedział, co robić. Przecież po ludziach nie pojedzie.

Ściągnęli milicję. Jeden z milicjantów podchodzi do nas i każe się rozejść. My ani myślim się ruszać. Ktoś krzyknął, że moją matkę traktor rozjechał. To mnie było dosyć. Niewiele myśląc tego milicjanta buch! w twarz. Młody byłem, jeszcze kawaler, przy rodzicach, energia mnie rozpierała. Człowiek ze złości tylko czekał tej iskry, co to ogień wznieci. Draka by z tego wyszła jak nic, ale ludzie stanęli w mojej obronie. Zakrzyczeli, że ja niechcący, że niby czapka mi spadła i łapałem. Jakoś się udało. A matce nic się nie stało.

Tadeusz Kryński, brat pana Jana, wtrąca, że właśnie jego żona była w tej gromadzie kobiet. - Ja nie widziałem, ale ludzie mi potem opowiadali - wspomina - że na jedno szła, choćby i mieli ją przejechać. Ale przeżyła to tak strasznie, że z nerwów powykręcało jej ręce, a potem całkiem zaniemogła. Gasła w oczach. Woziłem ją po lekarzach. Na nic. Zmarła, biedaczka. Niecały rok byliśmy małżeństwem.

- Okropny był tutaj bunt - potakuje Stefan Półtorak. - Kobiety naprawdę narażały życie, stawały w obliczu śmierci. Przyjeżdżał traktorzysta, a one przed maszynę, no jedź, to można sobie wyobrazić. A z drugiej strony stała milicja z bronią ostrą. I strzelali. W górę, ale strzelali. Stałem za stodołą, bałem się bliżej podchodzić.
Pierwszą spółdzielnię w woj. białostockim, jeszcze we wrześniu 1948 roku, utworzono w Dobromilu, w gminie Kleszczele. Był to rozparcelowany folwark i jak wynika z materiałów partyjnych, sporo rolników się zgłosiło. Do końca 1949 roku powstało 8 spółdzielni. Rok później funkcjonowało 60. Zaś na wiosnę 1955 roku było ich około 350. Nigdzie jednak nie założono spółdzielni przy pełnej aprobacie ludzi. Był opór, protesty.

Genowefa Osiel. Drobna, siwiutkie włosy. Przebywa w domu opieki społecznej w Brańsku. Miała wtedy 40 lat. Teraz z trudem się już porusza. Wiek swoje zrobił. Ale pamięta.

- Jakżeby zapomnieć. Toż tak było - powtarza. - Broniłam ziemi przed tym kołchozem, to i na te traktory szłam. Przeżyłam, że nie daj Boże.

Jeszcze trzy lata temu, gdy o kobiecym buncie w Olendach po raz pierwszy nagrywała reportaż Agnieszka Czarkowska z Radia Białystok, pani Genowefa ze szczegółami opowiadała o pamiętnej wiośnie 1954 roku.

- Agenci chodzili i namawiali chłopów, żeby im ziemię oddawać. Przyszli do mnie. Wy małorolna, jak się zapiszecie, to inni też się zapiszą. To teraz przyszłość, dobrze będzie. A ja im na to: Jakby to takie dobre było, to żaden z was by do mnie biednej nie przyszedł, bo i po co ja wam potrzebna?

Miała z mężem trzy hektary ziemi. Jeden z kawałków pola chciała wziąć spółdzielnia produkcyjna. Nie mogła się z tym pogodzić, w żadnym razie.

- Zabrać gospodarzowi ziemię to jak życie odebrać. Z czego żyć? Uznali, że niby ja podburzyłam baby. No, ja odważna byłam - uśmiecha się. - Krzyczałam, wygrażałam pięściami, a jakże. Do ubowca powiedziałam wprost: Ten Stalin to s....syn, jak on każe w Polsce kołchozy zakładać.

Decyzja o tworzeniu spółdzielni produkcyjnych zapadła w 1948 roku na plenum KC PPR. Wzorem sowieckim, miały to być zespołowe gospodarstwa, do których chłopi wnosili swoją ziemię, aby ją razem obrabiać. Tyle że zyski szły do państwa, a chłop miał być najemnikiem jak w fabryce. Zazwyczaj scalano grunty jednej wsi. Spółdzielnie były wymierzone szczególnie w dużych gospodarzy, tzw. kułaków - mówi Marcin Markiewicz, historyk z białostockiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.
Wsie do spółdzielni typowano. Działacze partyjni, instruktorzy rolni robili rozeznanie, gdzie ludzie są bardziej podatni, przyjeżdżała grupa agitatorów i prowadziła akcję propagandową. Wystarczyło, że przekonali kilku, już powstawał komitet założycielski i rejestrowano spółdzielnię w sądzie. Przynależność była dobrowolna, ale tylko formalnie. Chłopów dociskano przymusowymi dostawami zboża, mięsa, zmuszając w ten sposób do przystąpienia.

7 kwietnia przyjechały do Olend budy milicyjne. Aresztowano sześć kobiet i dwóch mężczyzn. Osadzono w więzieniu w Bielsku Podlaskim.

- Cztery dni i cztery noce mnie przesłuchiwali - mówiła w reportażu radiowym "Mężczyźni stali z boku" Genowefa Osiel. - Tylko się zmieniali, jeden przyjdzie i wypytuje, mów kto buntował, dlaczego, a czemu, co, władza ludowa ci się nie podoba? Przychodzi drugi i znowu od początku. Ani jednej godziny nie spałam. W pojedynczej celi siedziałam, ni do kogo zamówić, ni się pożalić. Do jedzenia dawali jakąś zupę z zielska, sama woda, nieposolona, nieprzyprawiona. Jak strażnik stawiał miskę pod drzwiami i kazał jeść te pomyje, to ja do niego, że u mnie pies by czegoś takiego nie tknął. To zdychaj, mówił, i zabierał miskę. Schudłam strasznie. Jak mnie brali, ważyłam 58 kg, a jak wyszłam - 32 kg. Skóra i kości. Nic tam nie mogłam jeść.

- Bo ja dobrze gotowałam. Na całą okolicę kucharką byłam. Na wesela, chrzciny ludziom ciasta piekłam, mięsa przyrządzałam - podkreśla z dumą jeszcze teraz.
Zachorowała. - 1 maja, pamiętam dobrze, wynieśli mnie z łóżkiem na dwór. I mówią: Symulantka, udaje chorobę. A ja do nich: Róbcie, co chcecie ze mną, mnie już wszystko jedno. Tylko dzieci mi było szkoda. Przyjechał doktor, zbadał. I mówi: Odczepcie się od tej kobiety, ona nie żadna symulantka, tylko chora. Przewieźli mnie do szpitala więziennego w Białymstoku. Tam już było lepiej, lepiej jeść dawali. Miesiąc leżałam, a po miesiącu skierowali na osiemnastkę. To taka cela, 18 kobiet tam siedziało.

Genowefa Osiel została skazana na sześć miesięcy więzienia, Bolesława Fronc na rok. Cztery pozostałe kobiety: Wiesława Pampuch, Anna Angielczyk, Janina Balejko i Anna Kucharczyk dostały od pół roku do roku w zawieszeniu na trzy lata. Bolesław Michalczuk otrzymał rok więzienia, Franciszek Kwiatkowski osiem miesięcy.
Pani Genowefa zapamiętała z procesu to, że zobaczyła najmłodszą córkę. - Córeczka miała cztery i pół roczku. Bardzo do niej tęskniłam. Mąż ją przywiózł do sądu. Chciałam wziąć na ręce, przytulić, ręce aż się rwały do dziecka po takim czasie. Ale sędzia nie pozwolił, taki nieludzki był. Kazał wynieść z sali. Do dzisiaj, jak to wspominam, serce boli - dodaje.

Kiedy w październiku wróciła do domu, gospodarstwo było w ruinie. - Mąż lekkoduch, nie dbał o nic - macha ręką. - Póki ja trzymałam wszystko w garści, to jakoś szło. Zabrakło mnie i wszystko zmarniało. Mieliśmy świnie, trzy krowy, to została tylko jedna krowa. Dobre siano z naszej łąki oddał sąsiadowi za wódkę. Taki był. Ani marchewki, ani kartofli na zimę, pusta piwnica. Ale Pan Bóg dopomógł, dobrzy ludzie wsparli, jakoś przeżyliśmy - kiwa głową.

Spółdzielnia produkcyjna w Olendach ruszyła. - Postawili na swoim. Wzięli najlepsze grunta, nam zostawili same liche poletka - mówi z goryczą Jan Kryński. - Poszły przez to kłótnie między ludźmi. Oskarżano, że przez nich wszystko, a jeszcze te kobiety w więzieniu siedziały.

Krystyna Pampuch pamięta. Jej ojciec wstąpił do spółdzielni.

- Rodzicom ciężko było, siedmioro dzieci - tłumaczy. - A w spółdzielni obiecywali, że pomogą. Każdy szukał tego chleba. Ale wioska krzywo na nas patrzyła. Kołchoźniki nazywali, komunisty.

W 1956 roku spółdzielnia w Olendach została rozwiązana. Leokadia Kryńska wspomina, że tej ostatniej jesieni akurat zbierała w kołchozie kartofle.

- Mieszkałam w sąsiedniej wiosce, w Aleksandrowie, ale tu na zarobek chodziłam, oni płacili, nie można powiedzieć. Bieda była, chłopa cisnęli podatkami i obowiązkowymi dostawami, trzeba było z czegoś żyć - mówi.

Pamięć o wydarzeniach sprzed 54 lat jest wciąż żywa wśród mieszkańców Olend.
Zofia Przybytko z Białegostoku pokazuje książkę. Autorstwa Krystyny Świąteckiej, wydana w 1954 roku na zlecenie wojewódzkiego komitetu Frontu Jedności Narodu. To historia o dzielnych spółdzielcach, którzy walczyli z olendzkimi kułakami o lepszą przyszłość dla wsi.

- Tyle w niej propagandy, że aż śmiech bierze, jak się teraz czyta - mówi - ale trzymam ją, bo to świadectwo tamtych czasów i o ludziach, których znam. A wiem najlepiej, jak było.

Naprzeciw ich domu w Olendach były pola kołchozowe. Jak gospodarowali spółdzielcy? Pani Zofia śmieje się. - Lepiej nie mówić. Sianokosy. Indywidualni idą na łąki skoro świt siano przewracać, wracają, a oni się dopiero zbierają, bo jak jednej osoby nie ma, to pracy nie zaczynają. Siedzą tak do 11, ludzie drugi raz idą, oni ruszają. Nawozy sztuczne wywozili pod wieczór, w nocy kradli i na swoje pola nosili. Albo wykopki. Ludzie już wyzbierali ziemniaki, a oni dzieci ze szkoły biorą, żeby im pomagać. Pamiętam, ojciec nas nie puszczał do tej roboty, to był jego sprzeciw, siedzieliśmy w domu.

Gabriela Angielczyk, córka Władysława Kwiatkowskiego, mieszka w Rudce.
- Jak tatuś wyszedł z więzienia, ledwie go poznałam - mówi. - Nie dostał żadnego zadośćuczynienia.

Marcin Markiewicz, IPN: W 1956 roku wrócił do władzy Władysław Gomułka, nastąpiła odwilż październikowa. Biuro Polityczne KC postanowiło zrezygnować z kolektywizacji. Spółdzielnie zaczęły błyskawicznie się rozwiązywać. Pod koniec 1956 roku w kraju było jeszcze ponad 10 tys. takich wspólnot, a już w styczniu 1957 roku zostało tylko półtora tysiąca. W dawnym województwie białostockim ich liczba spadła do 22.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny