[galeria_glowna]
Julia Vikman urodziła się na Syberii. Przyznała, że jej dziadkiem był Szwed, babką Niemka. Obydwoje spotkali się na północy Rosji na zesłaniu. Jak to w Związku Sowieckim bywa, o przeszłości mówi się niechętnie. Artystka przed poznawaniem historii rodziny broni się, mówiąc, że wszelakie dokumenty spłonęły podczas rewolucji październikowej.
Coś jednak musiało ją zauroczyć w Polsce i Polakach. Przyznała, że w jej okolicach było mnóstwo Polaków - ofiar carskiego terroru, i że w jej żyłach też częściowo płynie polska krew. Może dlatego porzuciła Rosję i zdecydowała się zamieszkać na polskim Wybrzeżu.
Julia Vikman dysponuje dobrym, mocnym głosem, bez problemów radzi sobie z akompaniamentem na gitarze i przede wszystkim rozumie publiczność. Przypomniała "Balonik" Okudżawy, ale wolała skupiać się na najbardziej znanych piosenkach jak "Serce" Dunajewskiego, czy nasza "Ta ostatnia niedziela". Błyskawicznie zaskarbiła sobie sympatię widowni, której zupełnie nie musiała namawiać do wspólnego śpiewania. A kto zdecydował się choć fragment zaśpiewać na scenie, mógł dostać od wokalistki płytę.
Vikman przyznała, ze miała obawy przed śpiewaniem niektórych piosenek, ale kiedy publiczność kategorycznie zażądała "Podmoskiewskich wieczorów" - uległa prośbom. Ale wcześniej zaznaczyła, że "ie każdy Niemiec to Hitler, a nie każdy Rosjanin to Putin".
Kameralna atmosfera Famy doskonale pomogła w nawiązaniu bliskich relacji i zdaje się, że ten koncert zapoczątkuje całą serię spotkań z rosyjską piosenką i balladą. Po reakcjach widowni widać było, że takie spotkania są potrzebne.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?