Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kłopotliwe dziedzictwo Białegostoku

Tomasz Maleta
Jeden z najtragiczniejszych pożarów w dziejach miasta nikogo po roku nie wzrusza. Milczą politycy, urzędnicy, radni, organizacje pozarządowe, Internet. A przecież tutaj też nie ustalono sprawców podpalenia i sprawę umorzono. Skąd zatem cisza nad czterema trumnami?. Zginęły osoby, które znalazły się na swoje nieszczęście w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. I co z tego, że byli bezdomnymi? W tym przypadku  nie powinno to być żadnym usprawiedliwieniem świata publicznego.
Jeden z najtragiczniejszych pożarów w dziejach miasta nikogo po roku nie wzrusza. Milczą politycy, urzędnicy, radni, organizacje pozarządowe, Internet. A przecież tutaj też nie ustalono sprawców podpalenia i sprawę umorzono. Skąd zatem cisza nad czterema trumnami?. Zginęły osoby, które znalazły się na swoje nieszczęście w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. I co z tego, że byli bezdomnymi? W tym przypadku nie powinno to być żadnym usprawiedliwieniem świata publicznego. Archiwum
7 czerwca 2012. Pożar budynku przy ulicy Ciepłej. Na skutek zatruciem tlenkiem węgla zmarły cztery osoby. W sierpniu biegły sądowy orzekł, że było to podpalenie. W kolejnych miesiącach teren został uprzątnięty i wyrównany.

Dematerializują się, głównie w zgliszczach, stare domy. W ich miejsce powstają nowe, na przekór opiniom, że w śródmieściu kończą się tereny pod mieszkaniówkę. Mechanizm odzyskiwania ziemi tak opisał na forum "Porannego" jeden z internautów: "Zawsze staje się nieszczęście. Jacyś bezdomni podpalają obiekt tak profesjonalnie, że ulega całkowitemu uszkodzeniu. Wówczas w ekspresowym tempie następuje wyburzenie i momentalnie nowy inwestor uzyskuje normalne warunki zabudowy i o całej sprawie się zapomina".

Mechanizm rodem niemalże ze spiskowej teorii dziejów. Podobny scenariusz snuto także po serii pożarów na Starosielcach. Szybko się okazało, że to nie ludzie zainteresowanego potencjalnie dewelopera, a trzech młokosów urządzało sobie "fajerwerki" na osiedlu. Paradoksalnie jednak to jedyny bodajże w ostatnich latach przypadek, sukcesu policji: piromani zostali zatrzymani.

Nie da się jednak ukryć, że Białystok ma problem z dziedzictwem. Zresztą nie tylko on. Podobne sceny rozgrywają się w innych miastach. W Warszawie płoną kamienice, i to zamieszkałe, po naszej stronie Wisły. Pożary pod lupę wzięła prokuratura i wyszło jej, że wiele z nich jest - delikatnie rzecz ujmując - dziwnej natury. Z kolei według praskich lokatorów, ktoś w tak bezwzględny sposób próbuje się ich pozbyć po to, by przejąć resztki budynku, a najlepiej znacznie cenniejszą samą działkę.

W Białymstoku znikają domy niezamieszkałe. Stare, przeważnie drewniane, głównie w centrum. Zarówno bez wartości, ale także i te, którymi miasto chciało się chwalić promując szlak związany ze słynnymi postaciami odwiedzającymi w przeszłości miasto. Wśród nich chaty, które miały być sercem mitycznego już chyba parku kulturowego na Bojarach.

- Mieszkam od 15 lat w tej dzielnicy i tych pożarów widziałam już tyle, że szkoda słów. Komuś na tym zależy i tyle - napisał na forum Porannego jeden z Internautów.
Inny dodał: - "Jak tylko "niechcący" spłonie ostatnia drewniana chałupka na Bojarach momentalnie okaże się, że projekt parku jest już gotowy, tylko nie będzie już czego chronić. Za to białostoccy "budowniczowie" zyskają według najnowszych planów zagospodarowania terenu nowe, atrakcyjne miejsca na stawianie kolejnych tak zwanych apartamentowców".

Oczywiście podobne opinie - dopóki nie znajdą potwierdzeniach śledczych - uzupełniają coraz bardziej rozwijający się nurt spiskowy. Nie da się jednak ukryć, że już kilka tygodni po dematerializacji teren po płonącym budynku jest wyczyszczony na amen, kilka miesięcy później rozpoczyna się inwestycja.

Po każdym takim kolejnym, niespodziewanym incydencie wszyscy święci w mieście zapewniają, że teraz zrobią wszystko, by podobne sytuacje się nie powtórzyły. Służby komunalne montują czujki, zabijają okna i drzwi dyktami, czy w końcu zamurowują je, patrole straży miejskiej częściej krąży po potencjalnie zagrożonych pożarami ulicach Bojar. Jak zapewniają urzędnicy lepszego sposobu prewencyjnego na ochronę starych domów na gruntach miejskich nie ma. Z drugiej strony zastanawiają się nad bezczynnością innych właścicieli spalonych budynków: żaden z nich nie zgłosił się na policję, by ta spróbowała ustalić, dlaczego dany dom spłonął. Tylko, czy takie dość naiwne i trywialne oczekiwanie nie uprawdopodabnia poniekąd właśnie teorii spiskowych? Zwłaszcza jeśli prześledzimy historię najtragiczniejszego pożaru starego domu.

7 czerwca 2012 roku. Chylący się do końca świąteczny czwartek (Boże Ciało) po godz. 21 rozbłyska płomieniami. Przy ulicy Ciepłej 38 płonie należący do gminy murowany dom (pustostan bez żadnych walorów zabytkowych). Palił się cały parter budynku i część poddasza. Strażacy zaczęli gasić pożar, kiedy podeszli do nich okoliczni mieszkańcy. Mówili, że w budynku mogą być bezdomni. Ratownicy weszli na nieobjęte jeszcze ogniem poddasze i zobaczyli trzech mężczyzn leżących na materacach. Później znaleźli też czwartego. Siedział oparty o ścianę. Pomimo reanimacji nie udało się ich uratować.
W wyniku sekcji zwłok ustalono, że ofiary zatruły się tlenkiem węgla. W sierpniu powołany przez prokuraturę biegły ocenił, że pożar został wzniecony w korytarzu budynku odcinając drogę ucieczki tym, którzy byli w środku. Na podstawie tych ustaleń prokuratura przyjęła, że przyczyną pożaru murowanego pustostanu przy Ciepłej było podpalenie.
Od tamtej pory stare domy płonęły wielokrotnie. Przeważnie na Bojarach, jak ostatnio przy ulicy Glinianej, czy też przy ulicy Kopernika.

Gdy zbliżała się rocznica tragedii przy Ciepłej zadzwoniłem do prokuratury, by dowiedzieć się o szczegóły śledztwa. Okazało się, że sprawa została umorzona z powodu niewykrycia sprawców podpalenia budynku (został rozebrany, a miejsce, na którym stał, wyrównane). Dowiedziałem się też, że nikt postępami śledztwa się nie interesował, ani nie składał uwag na końcowe postanowienie śledczych. O ile ze strony rodzin ofiar to nie dziwi, bo zginęli bezdomni, to ze strony właściciela terenu należałoby oczekiwać choć minimalnego zainteresowania sprawą. Nie tylko przez pryzmat głoszonych haseł o prewencyjnej ochronie starych domów. Zginęły cztery osoby, które znalazły się na swoje nieszczęście w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. I co z tego, że ofiarami byli bezdomni? W tym przypadku nie powinno to być żadnym usprawiedliwieniem inercji świata publicznego.

Wspominam o tym, bo podczas majowej wizyty w Białymstoku minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz - na kanwie podpaleń mieszkań obcokrajowców - powiedział, że przestępcy czują się swobodnie, jeśli mają przyzwolenie społeczne: - "Przestępstwo ma charakter zawsze społeczny. Otóż jeśli mieszkańcy Białegostoku uważają, że ich znakiem rozpoznawczym w Polsce, a być może w Europie, ma być rasizm i ksenofobia, to ta zmowa milczenia doskonale temu służy".

Abstrahując od przesłanek tej wypowiedzi i stylu wizyty ministra oraz tego, co później w sprawie rasizmu i ksenofobii - być może słusznie, choć przedwcześnie - powiedział premier, to czy w przypadku podpaleń starych domów także nie powinniśmy się rozstać z obecnym status quo?. Skoro prewencyjne metody nie są w stanie ich ochronić, to być może trzeba pokusić się o niekonwencjonalne działanie. Na przykład przez piętnaście lat działki, na której w niewyjaśniony sposób spłonął stary dom nie będzie można sprzedać lub zabudować. W pierwszym przypadku zapewne straci gmina (mniej wpływów do budżetu ze sprzedaży działek), w drugim - prywatny inwestor lub właściciel, bo nic z tak odzyskaną ziemią nie zrobi.

To, z pozoru restrykcyjne rozwiązanie, mogłoby w końcu sprowadzić dyskusję o starych domach na właściwe tory. Nie każdy taki budynek jest zabytkowy, nie każdy też oparł się zębowi czasu. Ten jest nieubłagany. Tyle, że prawo i przyzwolenie społeczne powinno zachęcać do ich rozbiórki, a nie dematerializacji przez płomienie. Bo większego barbarzyństwa w przestrzeni miasta w czasie wolnych od działań wojennych trudno sobie wyobrazić. Równemu temu, którego autorami są idioci gotowi do agresji wspartej płomieniami, a wymierzonej przeciwko ludziom z powodu innego koloru, wyznania, narodowości, poglądów.

Nie oznacza to, że zgoda na rozbiórkę każdego starego budynku powinna być bezrefleksyjna. Tutaj kłania się wyobraźnia świata publicznego odpowiedzialnego za historyczną tkankę miasta. Choć nie da się ukryć, że w Białymstoku nie jest z tym najlepiej. Bo nawet rozbiórka domu i zapowiedź przeniesienia do skansenu nie chroni go przed dematerializacją.

Historia tak się potoczyła, że Białystok nie tylko zabytków ma jak na lekarstwo. Na dodatek z tym dziedzictwem ma palący problem. Jego ugaszenie będzie na wagę tego, by za sto lat nam potomni tak samo nie odzyskiwali ziemi z dzisiejszego Białegostoku. Bo alibi w spadku dostają na razie doskonałe.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny