lato 1965. Janusz Laskowski miał niespełna 20 lat. Beata to była wakacyjna miłość… Tak się zrodził hit, który od blisko pół wieku nuci cała Polska.
- Dla nas wszystkich w Augustowie to był szok - mówi Wojciech Batura, miejscowy historyk-pasjonat, pracownik tutejszego muzeum. - Tym bardziej że wszystko działo się błyskawicznie.
Najsłynniejsza z dziewcząt
Restauracja "Albatros" - najnowocześniejszy wtedy lokal na Suwalszczyźnie, a z pewnością najpopularniejszy obiekt społemowski w kraju, został otwarty w 1962 roku.
- A już w roku 1968 stałem w olbrzymiej kolejce do kiosku po pocztówki dźwiękowe. Wszyscy przede mną i wszyscy za mną kupowali tę piosenkę! - nie może się do dziś nadziwić Wojciech Batura. - "Beatkę poproszę" słyszałem co chwilę. Ja stałem po Niemena i aż się bałem prosić o niego ekspedientkę…
Smutną piosenkę o tajemniczej siedemnastolatce z augustowskiego Albatrosa do dziś śpiewa się na weselach, biesiadach czy rodzinnych spotkaniach. Po "Sokołach" i "Cyganach" to jeden z naszych "narodowych" utworów. Do dziś wszyscy zastanawiają się, kim była Beata. I czy w ogóle wie, że ta piosenka to o niej. Autor tekstu nigdy tego nie zdradził.
- Nic nie powiem ani o "Beacie", ani o Albatrosie - ucina dziś szybko każdą rozmowę Janusz Laskowski. Nie to, żeby miał coś przeciwko lokalowi, dawnej miłości czy piosence. - Gram ją w końcu na każdym koncercie. Ale po prostu nie udzielam wywiadów.
W Augustowie, niewielkim, bo nieco ponad 30-tysięcznym miasteczku, prawie wszyscy się znają. Dlatego wielu mówi, że wie, o kogo chodzi. Ale tożsamości dziewczyny z piosenki nikt zdradzać nie chce, zwłaszcza dziennikarzom. Ludzie zasłaniają się choćby brakiem pamięci do nazwisk. - Zresztą po co jej by teraz była ta popularność? Przecież kobieta ma dziś z 64 lata i pewnie już gromadkę wnuków… - ucinają kolejni rozmówcy.
- To siostrzenica mojej znajomej - zdradza pan Wojciech. - Dawno temu wyjechała do Stanów. A ze znajomą nie mam kontaktu.
Jedni mówią, że pochodziła z niedalekich Sejn, inni, że z Suwałk. I że prócz przelotnych spojrzeń i olśnienia na jednym z dancingów (a wtedy w Albatrosie dancingi były codziennie) nic między nią a białostockim artystą nie było. Że wyśpiewana opowieść o wspólnych wyprawach na fregatę i spacerach "nad Neckiem w białe dnie" to literacka fikcja, ubrana w niezbyt skomplikowany zestaw nut.
- Ot, przyjechał młody, wrażliwy chłopak, zakochał się w pięknej dziewczynie i napisał dla niej piosenkę - kwituje Bogusław Samel, prezes Augustowskiej Spółdzielni Spożywców (ASS) "Społem", któremu podlega Albatros. - Historia bardzo romantyczna. A my się z niej bardzo cieszymy, bo przecież o żadnym innym lokalu w kraju tak pięknie się nie śpiewa.
Lin, że palce lizać
Zapewne gdyby tajemnicza Beata z piosenki się dziś ujawniła, to dziennikarze staliby do niej w kolejce po wywiady, tak jak kiedyś konsumenci w kolejce do Albatrosa.
- Jak otwierałyśmy restaurację w samo południe, to na tarasie już był tłum - wspomina Stanisława Kijewska, od roku 1967 wieloletnia szefowa kuchni, a potem technolog żywości w Albatrosie. - Bo Albatros to był jedyny taki lokal w Augustowie i całym województwie - elegancki, z doskonałą kuchnią. Na naszego lina w śmietanie ludzie specjalnie z Warszawy przyjeżdżali. Mówiło się też, że takiego strogonowa jak u nas nie ma w całym kraju… - dodaje dumna pani Stanisława.
Dlatego klienci potrafili i godzinę czekać na stolik. - Na plecakach w holu siedzieli - opowiadają starzy pracownicy. - A jak ktoś się za bardzo guzdrał z jedzeniem, to czekający potrafili go poganiać.
Świetne jedzenie pomogło też słynnemu Albatrosowi przetrwać trudne lata 90.
- Postawiliśmy na domowe i tanie jedzenie - wspomina Bogusław Samel. - Smacznie i na każdą kieszeń. Obiad można było u nas wtedy zjeść nawet za 3,5 złotego.
Opłacało się. Albatros przeleciał nad kryzysem w gastronomii, a jego kuchnia do dziś cieszy się dobrą sławą.
- Lina w śmietanie nadal serwujemy, a prawdziwym hitem ostatnich lat jest leśny zawijaniec, mięsny specjał z leśnymi grzybami i serem, obsmażany w cieście naleśnikowym - zachwala prezes Bogusław Samel. - Dostaliśmy za niego logo Polska, nagrodę w ogólnopolskim konkursie na potrawę regionalną.
Raz dancing, raz kołduny
A klientów w Albatrosie ciągle nie brakuje. W czwartki młodsze pokolenie przychodzi tu na dyskoteki, w piątki starsi na dancingi. Panie obowiązkowo w pełnym makijażu, po wizycie u fryzjera i w wieczorowych kreacjach. Co bardziej ekstrawaganccy panowie zakładają natomiast... czarne koszule z koronki. Na dancingach gra oczywiście "żywy" zespół, a w zestawie piosenek "Beata" z Albatrosa to rzecz jasna standard.
Przyjeżdżał też Janusz Laskowski. Kiedyś znacznie częściej. - Teraz też czasem wpada, ale nie chce się ujawniać. Siada w kącie sali i twarz zakrywa okularami przeciwsłonecznymi - opowiada jedna z kelnerek. - A jak kiedyś chciałyśmy mu zrobić przyjemność i puściłyśmy "Beatę z Albatrosa", bo oczywiście mamy ją nagraną na płycie i każdą wycieczkę turystów nią witamy, to się podniósł i wyszedł...
Zobacz, co wydarzyło się w Augustowie. Kliknij na MM AugustówDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?