Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kim Gordon – Dziewczyna z zespołu

Jerzy Doroszkiewicz
Kim Gordon (ur. 1953) – wokalistka, producentka, projektantka mody, pisarka i autorka tekstów. Współzałożycielka eksperymentalnego postpunkowego zespołu Sonic Youth. Po rozpadzie grupy założyła zespół Body/Head. Zbiór jej wczesnych esejów dotyczących sztuki ukazał się w 2014 roku pod tytułem Is It My Body?. Aktywnie działa jako artystka wizualna – swoje prace wystawiała między innymi w Gagosian Gallery w Los Angeles czy w 303 Gallery w Nowym Jorku.
Kim Gordon (ur. 1953) – wokalistka, producentka, projektantka mody, pisarka i autorka tekstów. Współzałożycielka eksperymentalnego postpunkowego zespołu Sonic Youth. Po rozpadzie grupy założyła zespół Body/Head. Zbiór jej wczesnych esejów dotyczących sztuki ukazał się w 2014 roku pod tytułem Is It My Body?. Aktywnie działa jako artystka wizualna – swoje prace wystawiała między innymi w Gagosian Gallery w Los Angeles czy w 303 Gallery w Nowym Jorku. Wydawnictwo Czarne
Kiedy Kim Gordon zaczynała grać, punk rock dogorywał, a ona dobiegała 30-ki. A jednak wraz z o pięć lat młodszym mężem przez trzy dekady tworzyli niezwykłą muzykę i niezwykłą parę będąc szkieletem jednego z najważniejszych alternatywnych zespołów świata – Sonic Youth.

„Dziewczyna z zespołu” to zbiór kilkudziesięciu, chronologicznie ułożonych opowieści, o życiu pewnej Amerykanki, która postanowiła nie zmarnować talentów i, mimo wkodowanej nieśmiałości, pokazać światu na co ją stać. Zanim jednak to nastąpiło, sporo przeszła i wiele się nauczyła. Kim Gordon wychowywała się w dobrej rodzinie. Jej ojciec był profesorem socjologii, wycofanym, ale niezwykle inteligentnym człowiekiem. Obydwoje rodziców kochało muzykę i wydaje się, że dzięki nim od dziecka mała Kim dorastała w atmosferze jazzowych improwizacji, przesiąkała tą najdoskonalszą w świecie muzyki popularnej, formą improwizacji. Po latach, analizując swoje życie, wiele mówi o starszym bracie. To on był oczkiem w głowie rodziców, był tym głośnym dzieckiem, podczas gdy ona uczyła się być cicho. Dopiero scena, rock, wyzwoliły w niej inną Kim.

Dobre wykształcenie i atmosfera panująca w domu z pewnością miały wpływ na jej zainteresowanie sztuką nowoczesną, konceptualną, otwartość w stosunku do innych artystów i eksperymentów. Podróżując z rodzicami do Kalifornii natknęła się na końcówkę ruchu hipisowskiego, poznała smak marihuany, szczęśliwie nigdy nie gustowała w silniejszych narkotykach. Jej narkotykiem, jak setek artystów przed nią i po niej, był Nowy Jork. „W Nowym Jorku życie w biedzie i walka o przetrwanie mają sens: chodzi o to, że za dnia próbuje się wiązać koniec z końcem, a przez resztę czasu robi się to, co naprawdę chce się robić” wyjaśnia. O mieście, spotkaniach z artystami, Kim wspomina bez przerwy, z kart książki czuje się energię, jaką czerpała z „miasta, które nigdy nie zasypia”. A przecież na przełomie lat 70. i 80. XX wieku „co krok wpadało się na szczury, opakowania i puszki”. Wpadało się też na muzykę. Gordon przyznaje, że przyjeżdżając do Nowego Jorku spóźniła się na kultowe koncerty legendarnych Television, końca dobiegała też scena określana jako „no wave”, która w odróżnieniu od punka miała nie tylko zniszczyć wielkie koncerny płytowe, ale po prostu zniszczyć rocka. Kiedy chwyciła za gitarę basową, narodziła się nowa jakość, którą świat poznał jako Sonic Youth.

Kim Gordon spotykając Thurstona Moore przeszła wcześniej przez kilka związków, ale zauroczyła się i porozumiała z pięć lat młodszym gitarzystą. „Nałożyłam na Thurstona swoje marzenia i tęsknoty” wspomina rozgoryczona rozstaniem po trzech dekadach wspólnego życia. W „Dziewczynie z zespołu” wyjawia brutalną i dziś prawdę, że mimo wydania dwóch płyt musiała pracować, by utrzymać się w Nowym Jorku. Wiele miejsca poświęca też rozważaniom o roli kobiet na scenach muzycznych. Przypatruje się początkom Madonny, pisze te o sobie, stopniowo zdobywanej odwadze, przemianie wizerunkowej. Zastanawiała się wówczas, i jak twierdzi, czyni to do dziś – czy jest „wyemancypowana”, czy jest „silną kobietą”, skoro musi ukrywać swoją nadwrażliwość. Tłumaczy też swoje uwielbienie dla muzyki, o której wielu sądzi że jest tylko brutalnym hałasem lub kakofonią nieludzkich rzężeń. „Pragnęłam wyzwolenia, zatracenia siebie, chciałam znaleźć się wewnątrz tej muzyki” wspomina wspólne występy z mężem na scenie przyrównując je do wspólnej transcendencji.

Kim Gordon kpi z seksizmu dziennikarzy, z ich pytań w stylu „jak to jest być dziewczyną w zespole”, później „rockową mamą”. Taką mamą czuła się chyba jednak wobec Kurta Cobaina, o którym pisze wiele ciepłych słów. Niezwykłe wzruszenie wywołuje choćby konkluzja, że lider Nirvany oprócz niej, nie miał nikogo kogo mógłby poprosić o radę dotyczącą relacji w małżeństwie z Courtney Love, która zazdrościła mu lepszego kontaktu z ich córeczką. Kobiety, którym tę lekturę serdecznie polecam, zwrócą pewnie uwagę na banalną zdradę Moore. Warto też zauważyć, że Kim Gordon spełniała się jako dziennikarka, a nawet projektantka mody.

„Dziewczyna z zespołu” to bardzo dobrze spisana i przetłumaczona opowieść o Ameryce ostatnich czterech dekad widziana z perspektywy wrażliwej kobiety, która w dodatku chciała tworzyć. Pewnie się nie spodziewała, że płyty Sonic Youth trafią do rockowych encyklopedii, a ich muzyka znajdzie rzesze naśladowców w całym świecie. Bo nadwrażliwców chowających się za kontrolowanym hałasem wciąż nie brakuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny