Kilkadziesiąt osób mogło zamarznąć

Aż 27 osób w ciągu weekendu uratowali strażnicy miejscy. Śpiących na mrozie lub nieprzytomnych białostoczan funkcjonariusze odwozili do noclegowni i do izby wytrzeźwień. Ratowali też ofiary wypadków.

- Osiemdziesięcioczteroletni mężczyzna pośliznął się i uderzył głową w znak drogowy - mówi Jacek Pietraszewski, rzecznik straży miejski. - Gdyby nie szybka interwencja funkcjonariuszy, mógłby umrzeć z wyziębienia.

Jednak zazwyczaj osobami, do których przyjeżdżają strażnicy, są ludzie bezdomni i ci, którzy postanowili zdrzemnąć się na przystanku autobusowym wracając z imprezy do domu.

- Wszystko dzięki mieszkańcom, którzy dzwonią do nas, gdy widzą śpiące na mrozie osoby - mówi Jacek Pietraszewski. - Cieszę się, że nie pozostają obojętni.

Uratuj przede śmiercią - zadzwoń

W ramach trwającej od listopada akcji "Zimowy ratownik" funkcjonariusze straży miejskiej pomagają ofiarom mrozów. Wspólnie z policją, pracownikami Caritasu i pogotowia sprawdzają miejsca, gdzie zazwyczaj mieszkają bezdomni. Dostarczają im ciepłej odzieży, odwożą do noclegowni. W razie potrzeby udzielają pomocy lekarskiej. Dzięki temu w tym roku udało się uratować przed zamarznięciem kilkadziesiąt osób.

Każdy, kto widzi osobą śpiącą na mrozie lub nieprzytomną, powinien zawiadomić o tym policję pod nr 997 lub straż miejską na nr 986. Tu mogą też dzwonić osoby, które znajdą porzucone na pastwę zimy zwierzęta.

- W niedzielę ktoś podrzucił na klatkę schodową w bloku przy ul. Ciepłej dwójkę szczeniąt - mówi Jacek Pietraszewski. - Po telefonie od mieszkańców odwieźliśmy je do schroniska.

Podobnie w ubiegłym tygodniu zostały porzucone jeszcze ślepie pieski. Trójka malutkich szczeniąt skomlała w zawiązanej reklamówce obok śmietnika. Gdyby nie strażnicy zwierzęta zmarłyby z wyziębienia.