- To, że mąż przeżył upadek z takiej wysokości to cud. Z tego, co wiemy, to ponoć jeszcze wstał, dmuchnął nawet policjantom w alkomat. W karetce mu się pogorszyło, stracił przytomność. Trzeba go było reanimować. W szpitalu trafił prosto na stół operacyjny - opowiada Małgorzata Stankiewicz.
Kilka dni temu pani Małgorzata założyła na jednej z facebookowych grup post o tym, że szuka świadków wypadku, w którym poważnie ucierpiał jej mąż Robert. Jest zdesperowana.
- Świadkowie mówili przybyłym na miejsce strażakom, że mazda, która zderzyła się z ciężarówką męża, ulicą Produkcyjną dosłownie gnała. Żeby policja głębiej przyjrzała się sprawie, potrzebujemy jakiegoś dowodu, zeznania do ruszenia tej sprawy - mówi pani Małgorzata.
Mówi wprost: z informacji, które mają bliscy pana Roberta wynika, że to młody kierowca mazdy był sprawcą zderzenia.
- Tymczasem, jak się dowiedzieliśmy, on w ogóle nie jest brany pod uwagę. Policja wskazuje, że to mój mąż jest odpowiedzialny za ten wypadek - dodaje żona.
Pewne jest w tej sprawie to, że do zdarzenia doszło 14 listopada ubiegłego roku przed godziną 23 na rondzie przy ul. Produkcyjnej.
Robert Bezubik, kierowca ciężarówki z kilkuletnim doświadczeniem, na co dzień wożący meble, wracał z pustą paką już do swojej bazy. Brakowało mu pół kilometra do celu. Jechał ul. gen. Maczka w stronę ul. gen. Kleeberga. Od ul. Produkcyjnej jechała osobowa mazda. Na rondzie doszło do zderzenia obu pojazdów. Kierowca ciężarówki Robert Bezubik wypadł z kabiny przez rozbitą szybę od strony pasażera. I spadł z wiaduktu kilkanaście metrów w dół prosto na ul. gen. Maczka.
- Człowiek, który pod spodem jechał lawetą, był przekonany, że skacze samobójca. Z dołu nie widział ciężarówki. Przytomnie zatarasował drogę, żeby nikt po mężu nie przejechał. Mąż się ponoć jeszcze podniósł, ponoć dmuchał. W karetce powiedział tylko swoje imię i nazwisko i stracił przytomność. Okazało się potem, że miał 2,5 litra krwi w płucach. Był reanimowany i od razu trafił na stół operacyjny w szpitalu klinicznym - opowiada pani Małgorzata.
Jej mąż spędził w szpitalu dwa miesiące. Teraz czeka go długa rehabilitacja, leczenie. Jest na długotrwałym zwolnieniu.
Bliscy Roberta Bezubika uważają, że sprawa wypadku jest niejasna. Są zdania, że policjanci na miejscu zdarzenia popełnili szereg zaniedbań, które nie pozwoliły poprawnie ustalić przebiegu zdarzenia.
- Policjanci nie zmierzyli drogi hamowania, nie zabezpieczyli samochodu, nie zrobili zdjęć, nie byli u męża w szpitalu, nawet nie wiedzieli, że on jest w tak ciężkim stanie - wylicza pani Małgorzata.
- Sprawa ta trafiła do wydziału do spraw wykroczeń KMP w Białymstoku 11 stycznia, wcześniej komisariat II policji prowadził postępowanie w sprawie wypadku drogowego. Postępowanie to zostało umorzone, a postanowienie o umorzeniu 2 stycznia wydała Prokuratura Rejonowa Białystok-Północ - tłumaczy asp. Marcin Gawryluk z zespołu prasowego podlaskiej policji.
Adwokat reprezentujący rodzinę złożył zażalenie od decyzji prokuratury. Rozpatrzy je sąd. Tymczasem, zgodnie z przepisami sprawa o wykroczenie trwa. - Czynności wyjaśniające dotyczą w tej sprawie o wykroczenie artykułu 86 paragraf 1 kodeksu wykroczeń, czyli spowodowania zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Nikt nie usłyszał jeszcze zarzutów – dodaje asp. Gawryluk.
Więcej przeczytasz w piątkowym Magazynie Kuriera Porannego i Plus.Poranny.pl.
Wypadki drogowe - pierwsza pomoc
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?