O tym że w Kiermusach jest jarmark świadczył gigantyczny korek na drodze dojazdowej do wsi. Auta zatrzymywały się, co kilka metrów, by po kilku minutach ruszyć i za chwilą znowu stanąć. Nic dziwnego w kolumnie stały samochody z rejestracjami z całego województwa oraz z Mazowsza, Pomorza, Dolnego Śląska, Lubelskiego czy Warmii i Mazur.
Już na miejscu nikomu nie przeszkadzało to, że jest pandemia i wszystkich obowiązują pewne rygory. O zachowanie dystansu w tłumie ludzi nie mogło być mowy a i pamięć o maseczkach do powszechnej nie należała.
Jak na Jarmark Staroci przystało antyki i rzeczy im podobne stanowiły znaczna część oferty handlowej. Można więc było trafić na: starą broń lub jej repliki, obrazy, srebrne, monety, restaurowane meble, stare zegary, ramy okienne, porcelanowe lalki i zwierzęta (łabędź Rosenthala sprzed wojny - 1200 zł, przedwojenny tygrys - 900 zł, a przedwojenny słoń - 800 zł).
Za figurki dzików z mosiądzu trzeba było zapłacić od 300 do 500 zł, a za mosiężne popiersie Piłsudskiego 500 zł (i żadnego targowania). Na stołach stały też barometry, szybkowary, dawne maszynki do liczenia, różne broszki, bransoletki i mnóstwo starych lub tylko stylizowanych na stare bibelotów.
- Sama rama jest warta 150 zł, bo to zdobione drewno - tłumaczyła właścicielka obrazu klientowi, który wątpił czy warto wyjąć z portfela takie pieniądze.
Na straganach można też było trafić na dzieła Stalina (po 20 zł) albo winylowe płyty Polskich Nagrań, Muzy czy Pronitu. Te z lat 60. ubiegłego wieku (Sopot '67, Czerwone Gitary) w hurcie po 10 zł, ale już np. na "Martwą Wodę" Bajmu trzeba było wydać 50 zł.
Były też rzeźby, od takich udających twórczość ludów pierwotnych po przeróżne figury i świątki, a spotkaliśmy też niezwykle popularne kiedyś w wielu wiejskich domach haftowane makatki z życiowymi maksymami w stylu: "Dobra gospodyni dom wesołym czyni", "Miłość i Zgoda domu ozdoba" albo "Lepsza własna gęś niż cudzy baran". I wszystkie po 55 zł.
Widzieliśmy też stoisko z ikonami (w cenach od 80 do 120), które (w technice dekupażu) przygotowały dwie malarki z Bielska Podlaskiego.
Trafiliśmy też m.in. na słupołazy (czyli specjalnie profilowane metalowe pręty przypinane do butów), które ułatwiały wspinaczkę na drewniane słupy trakcji elektrycznej. Znaleźliśmy również dwa sprawne, 60-letnie włoskie skutery Mosquito (2,4 - 2,5 tys. zł), które oferował kolekcjoner z Siedlec.
Jak zwykle na jarmarku można było kupić również mnóstwo wyrobów tradycyjnych, czyli: miody (lipowy, spadziowy, gryczany, wrzosowy, kwiatowy z reguły ok. 35 zł), ocet jabłkowy, syrop z arbuza, nalewki, podpiwek (2 butelki za 15 zł), lemoniada (7 zł), pieczywo i ciasta, a nawet świeżo zebrane czarne jagody.
Jarmark w Kiermusach organizowany jest co miesiąc od ponad 15 lat. Jest do największa tego typu impreza w kraju.