Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kazimierz Skalimowski: Nie wiem, czy gorsza jest przynależność do skinheadów, czy do PO

Tomasz Mikulicz
Tak naprawdę nie wiem, czy gorsza jest przynależność do skinheadów, czy do PO.
Tak naprawdę nie wiem, czy gorsza jest przynależność do skinheadów, czy do PO. sxc.hu
Tak się składa, że kilka lat temu broniłem, znanego białostoczanom, Tomasza P. Mi, jako obywatelowi, jego zachowanie nie odpowiada. Ale od tego, by wymierzyć mu sprawiedliwość jest sąd. Jeżeli okaże się, że dopuścił się zarzucanych mu czynów, to sąd go skaże. I to surowo - Kazimierz Skalimowski, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Białymstoku.

Obserwator: "Niepokojące powiązanie świata kryminalnego ze światem publicznym" oraz "Nadspodziewanie głębokie zakorzenienie w różnych środowiskach zawodowych skinheadów podlaskich". To cytaty z wypowiedzi premiera Donalda Tuska na temat ostatnich, rasistowskich incydentów w Białymstoku. Co premier miał na myśli, głosząc takie tezy?

Kazimierz Skalimowski, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Białymstoku: - A co to jest świat publiczny? Pan premier to też świat publiczny.

Mogło mu chodzić np. o władze miasta, marszałka województwa, czy chociażby środowisko adwokackie.

- To, co pan premier opowiada, to są jego subiektywne spostrzeżenia. Nic mi nie wiadomo o tym, by białostocki świat publiczny był w jakikolwiek sposób związany z osobami, które mają inne wizje świata niż jest to ogólnie przyjęte.

Prawnicy nie mają jednak oporów przed podejmowaniem się obrony skinheadów.

- Adwokat broni każdego.

A gdzie przebiega granica między moralnością a prawem?

- Moralność to jest w kościele. W sądzie jest prawo.

Studenci prawa mają takie powiedzenie: Prawo uczy, prawo bawi, prawo uczuć cię pozbawi.

- Coś w tym jest. Musimy rozgraniczać funkcje, jakie pełnią poszczególne grupy społeczne. Inne zadania ma lekarz, a inne prawnik. Dlatego też nigdy nie pytam oskarżonego, czy dopuścił się zarzucanych mu czynów. Zanim z nim porozmawiam, zapoznaję się z materiałem dowodowym zgromadzonym przez prokuratora. Czytam, analizuję i się zastanawiam. Rozmowę z oskarżonym rozpoczynam słowami: "Proszę pana, zgromadzono przeciw panu takie i takie dowody. Wskazują one na to, że popełnił pan takie i takie przestępstwo." Później mówię mu, że takie zachowanie jak chodzenie na mecze z maczetą pod kurtką jest działaniem społecznie nagannym. Pokazuję, że tu i tu jest przepis prawa, który tego zabrania. Później opowiadam, że ludzie idą na mecz, by obejrzeć to, co dzieję się na boisku, a nie brać udział w burdach. Na koniec zadaję pytanie: "Czy przyznaje się pan do popełnienia przestępstwa?" Informuję przy tym, że jeżeli się przyzna, to wyrok może być łagodniejszy.

Zgodzi się Pan chyba jednak z tym, że adwokaci szukają często kruczków za pomocą których chcą np. wydłużyć proces.

- Gospodarzem procesu jest sąd. Jeżeli sędzia zauważy, że adwokat chce przedłużać proces może mu powiedzieć, że: Wniosek, który pan składa zmierza do przewlekłości postępowania. Wtedy taki wniosek jest natychmiast oddalany.

Skąd więc się bierze ogólne przeświadczenie społeczeństwa, że procesy wloką się latami, a na końcu i tak przestępców wypuszcza się na wolność?

- Proszę nie słuchać bajek. Żadnych przestępców się nie wypuszcza, bo się ich skazuje. Jeżeli ktoś chce, by sąd wydawał wyrok np. na podstawie artykułu w gazecie, to może się to wszystko źle skończyć dla nas wszystkich. Nikt nie chciałby, aby np. jego syn został ukarany wyrokiem wydanym wbrew prawu. Inaczej jest w stosunku do czyjegoś syna. Tutaj już chcemy, by został on skazany, bo gdzieś przeczytaliśmy, że to bandzior. Tak się składa, że kilka lat temu broniłem, znanego białostoczanom, Tomasza P. Mi, jako obywatelowi, jego zachowanie nie odpowiada. Ale od tego, by wymierzyć mu sprawiedliwość jest sąd. Jeżeli okaże się, że dopuścił się zarzucanych mu czynów, to sąd go skaże. I to surowo.

Czy podejmując się obrony skinheada zastawia się Pan skąd ktoś taki ma pieniądze na adwokata?

- Młody chłopak ma rodziców, dziadków, czy nawet bank, który może mu udzielić kredytu. Jeżeli stawia się do mnie klient, który chce, bym go bronił to - zgodnie z rozporządzeniem ministra sprawiedliwości - wyliczam mu koszty. Nie mogę przecież badać, skąd ma pieniądze. Zresztą, dla mnie nie ma kogoś takiego jak skinhead. Ta nazwa nic nie mówi. Dla mnie to jest człowiek. Światopogląd to jego sprawa.

Skinheadzi są jednak powszechnie potępiani.

- Nikogo nie można oceniać po tym, że przynależy do tej czy inne grupy. To tak jakbym z góry potępiał członkinie kółka różańcowego, czy polityków Platformy Obywatelskiej. Naganne jest postępowanie wbrew prawu, a nie sama przynależność. Taki skinhead ma swoje myśli, dążenia i cele. Jeśli mieszczą się one w granicach prawa, nikogo nie powinny oburzać. Osoba taka może więc głosić swoje hasła, przekonywać innych, że rola skinheadów w społeczeństwie jest cenna, itd. Gwarantuje mu to Konstytucja. I nie mogę go za to potępiać. Bo tak naprawdę nie wiem czy gorsza jest przynależność do skinheadów, czy do Platformy Obywatelskiej. To oceni historia. Jeżeli w PO nie będzie korupcji, a politycy nie będą okradać swojego państwa, to zaakceptuję ten ruch. Jeżeli skinheadzi będą grzecznie chodzić na mecze i śpiewać piosenki, które nikogo nie obrażają - to również nic do nich nie mam. Najważniejsza zasada to nie czynić drugiemu, co tobie niemiłe.

Niektórzy jednak uważają, że adwokaci - czy też ogólnie prawnicy - mają sympatie polityczne ulokowane po prawej stronie sceny politycznej. W tym środowisku lewicowcy nie mają czego szukać.

- To nieprawda. Prawnicy najczęściej z daleka trzymają się od wszelkich ruchów politycznych.

Ale jeżeli mają już kogoś poprzeć?

- To popierają sprawiedliwość i prawo.

Oczywiście, zbieżność nazw przypadkowa.

- Jeżeli ktoś opowiada, że prawnicy mają sentyment to tej czy innej grupy, to jest to stek bzdur. W mojej izbie mam ponad 150 aplikantów i 200-kilkudziesięciu adwokatów. Każdy z nich ma prawo do życia zgodnie ze swoją wolą. Pod warunkiem, że nie czyni szkody innemu.

W ostatnich latach rośnie popularność radykalnych ruchów społecznych, takich jak właśnie skinheadzi. Jak Pan myśli, z czego to wynika?

- Jeżeli aparat państwowy zająłby się tworzeniem miejsc pracy i dał młodym ludziom szansę zarabiania na swój byt, to ci ostatni nie szukaliby wrażeń na ulicach. Gdyby taki delikwent poszedł do pracy na godzinę 7 i wrócił o 16, to odechciałoby się mu urządzania burd. Trudno wymagać od kogoś, kto w wieku 24 lat nie ma pracy, by siedział w domu i patrzył w sufit. Taki ktoś musi się czymś zajmować. Jego organizm musi oddać energię, która w nim drzemie. I tutaj możemy wrócić do wypowiedzi pana premiera o białostockich skinheadach i ich powiązaniu z życiem publicznym. Jeśli Donald Tusk zapewni takim ludziom pracę, zaręczam, że takie radykalne ruchy przestaną istnieć. Ludzie ci nie będą już musieli manifestować swoich upokorzeń, które przeżywają każdego dnia, przez to że nie mogą zaspokoić potrzeb życiowych.

Po jakości rządów kolejnych ekip można jednak przypuszczać, że w Polsce nigdy nie będzie dobrze. A ze skinheadami trzeba coś zrobić tu i teraz.

- Stworzenie miejsc pracy to jedyne wyjście. Dziesiątki razy rozmawiałem z takimi ludźmi. Pytam: Czym się pan zajmuje? Niczym - słyszę odpowiedź. A premier Tusk zamiast coś z tym zrobić, snuje opowieści o tym, że białostocki wymiar sprawiedliwości ma powiązania ze skinheadami. Albo ten człowiek nie rozumie świata, albo jest na niewłaściwym miejscu. Przy czym nie mam nic przeciwko Tuskowi, jako politykowi. Skoro jest jednak premierem i rządzi też w moim imieniu, nie powinien wypowiadać się w taki sposób.

Wydarzenia o których mówił premier miały związek z ekscesami na tle rasowym. Podobne zjawiska da się zauważyć w całej Europie. Jaka jest recepta na problemy na linii: obywatele danego państwa - przyjezdni.

- Moim zdaniem, każdy powinien mieszkać w swoim kraju. Jeżeli ktoś jednak nie widzi takiej możliwości i pragnie wyjechać za granicę, ma prawo to zrobić. Musi jednak pamiętać, że powinien przestrzegać przepisów i zwyczajów obowiązujących w kraju, do którego przyjechał.

A czym zawiniła rodzina z Leśnej Doliny? Podpalono jej drzwi, bo zatrzymała się u niej córka z mężem Hindusem.

- Oczywiście, że podpalanie drzwi jest karygodne. Dopuścili się tego pewnie młodzi ludzie, którzy nie potrafią patrzeć racjonalnie na otaczający świat. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że imigranci stają się w wielu europejskich państwach coraz większym problemem. Często ludzie tacy chcą "doić cudzą krowę". W tym sensie, że liczą w obcym państwie np. na zasiłki socjalne.

To, że biorą zasiłki nie jest powodem, by ich bić.

- Bić - nie, ale nie lubić - tak. Przyjmowanie obcokrajowców w sytuacji, gdy Polacy nie mają pracy w swoim kraju, jest - delikatnie mówiąc - zastanawiające.

Gdyby tak podchodzili do tego np. Anglicy to już dawno wygnaliby od siebie Polaków. Aż strach pomyśleć jak skoczyłoby bezrobocie, gdyby imigranci zarobkowi nagle wrócili do kraju.

- Jeśli jednak Polak żyje na koszt tamtejszej społeczności, to Anglicy w ten czy inny sposób będą się starali go pozbyć.

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny