Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kawiarnia Fama. Nagroda im. Kazaneckiego. Nominowani spotkali się z czytelnikami.

Jerzy Doroszkiewicz
Jerzy Doroszkiewicz
Kawiarnia Fama. Spotkanie z twórcami nominowanymi do tegorocznej edycji Nagrody Literackiej Prezydenta Miasta Białegostoku im. Wiesława Kazaneckiego
Kawiarnia Fama. Spotkanie z twórcami nominowanymi do tegorocznej edycji Nagrody Literackiej Prezydenta Miasta Białegostoku im. Wiesława Kazaneckiego Jerzy Doroszkiewicz
Czworo pisarzy nominowanych do tegorocznej Nagrody Literackiej Prezydenta Miasta Białegostoku im. Wiesława Kazaneckiego spotkało się z czytelnikami. W pewnym momencie spotkanie przybrało nieoczekiwany obrót.

We wtorkowy wieczór w kawiarni Fama zjawili się Anna Kamińska, Ignacy Karpowicz, Mira Łuksza i Krzysztof Puławski. Nie dotarła Ewa Włodarska, nominowana za tomik „Licencja na pierwszy śnieg”.

Pisarze dzielili się refleksjami o przyjemnościach i wadach wiążących się z tworzeniem tekstów.

- Dla mnie przygodą jest wysłuchiwanie ludzkich opowieści, ja jestem ich opowiadaczem - wyznała Anna Kamińska, autorka książki „Białowieża szeptem. Historie z Puszczy Białowieskiej”. - Kiedy czuję się poruszona i pisanie sprawia mi przyjemność, może się wydarzyć, że ktoś znajdzie coś dla siebie.

- Piszę krótkie formy, więc i przyjemność bywa krótka, ale bardzo często teksty chodzą za mną bardzo długo - opowiadała Mira Łuksza nominowana nie tylko za ostatni tomik „Rodosłów” ale za całą twórczość. - Jeśli czytelnik odnajduje w moich tekstach przyjemność albo swój ból to chyba bardzo dobrze - mówiła Łuksza. Przyznała, że pierwsze swoje wiersze pisała w swojej mowie matczynej, czyli w języku białoruskim, w jej haworce. - Polskiego nauczyłam się w szkole - wyznała.

Krzysztof Puławski, twórca postaci nieistniejącego poety Keannetha Penna, „autora” „Martwiątek” przyznał, że dla niego jest istotne, by czytelnik miał większą przyjemność niż on sam bawiąc się słowem. - „Martwiątka” są taką książką do zabawy, książką, która troszkę przypomina, że literatura jest również zabawą, jest swego rodzaju grą i to jest zaproszenie do gry. Trochę się bawiłem układając ją, myląc tropy, bawiąc się tym wszystkim, co tam się dzieje w środku.

Pisarz tłumaczył, czym jest udomowiony przekład. - Najbardziej znany jest przy rzeczach zabawnych jak Monty Python czy Shrek - wyjaśniał. Bo udomowienie to swego rodzaju przeniesienie czytelnika w nasze warunki.
- Użyłem tej figury ze względu na postaci, które się pojawiają i stąd na przykład Willy Wicker. We wstępie jest informacja, że to najsłabszy wiersz i on rzeczywiście się rozsypuje. Te tropy prowadzą do zabaw językowych i udomowienie jest jedną z tych zabaw.

O pracy nad prozą mówił sporo Ignacy Karpowicz, autor „Miłości”. - Metaforycznie - przypomina to osobę, która znajduje się w morzu i by nie utonąć musi płynąć, przy czym często morze nie jest wcale mokre, tylko jest z piasku -żartował. Wyznał, że zaczynając pisać zawsze szuka odpowiedniego języka i nigdy nie znajduje go za pierwszym razem.
- Pierwsze próby są często do niczego, a potem jest drugi etap. Wziąłem się za tę retrofuturystykę i na początku przestylizowałem całość. Później następuje proces mozolnego czyszczenia, czyli osiągnięcie założonego przeze mnie trybu językowego i o pewien rodzaj przyjazności dla czytelnika. Nigdy bym nie chciał napisać Joyce’owskiego „Finneganów tren”. To czego się nauczyłem przez lata pracy to dyscyplina.

Wydrukowane na zakończenie "Miłości" podziękowania dla Tomasza Fiałkowskiego za podsunięte lektury to był pretekst do opowieści o spotkaniu z wnuczką Jarosława Iwaszkiewicza. - Strasznie się wzburzyła, kiedy przeczytała pierwszy rozdział i powiedziała, że prababcia nie była wcale taka, była mądra - opowiadał Ignacy Karpowicz. - A przecież nie jest głupia w tym pierwszym rozdziale, ale jak się okazuje – pewien rodzaj emocji nawet po kilku pokoleniach nadal jest żywy, zwłaszcza w takiej skomplikowanej sytuacji rodzinnej, jaka była u Iwaszkiewiczów.

Później autorzy czytali fragmenty z nominowanych książek Kiedy Krzysztof Puławski wybrał balladę z motywem „Wieź mnie Wiesiek wieś” Ignacy Karpowicz zauważył, że piosenkę z takim tekstem mogłyby mieć w swoim repertuarze Domowe Melodie albo Same Suki. Publiczność i sam autor byli zachwyceni pomysłem pisarza. Przejmując mikrofon Ignacy Karpowicz zabawił publiczność anegdotą o przyjaciółce, która myślała, ze koń i krowa to jeden gatunek, a jeśli kurze jajka wysiadywałby pies, urodziłyby się małe pieski. Później zaproponował Krzysztofowi Puławskiemu, zawodowo zajmującemu się tłumaczeniem z angielskiego, by zmierzył się z frazą z piosenki Mandaryny. W końcu zaproponował prowadzącemu spotkanie, by założyli spółkę zajmującą się zawodowo prowadzeniem takich wieczorów literackich. Literaturą naprawdę można się świetnie bawić.

Kto zdobędzie nagrodę przekonamy się 23 marca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny